1899

I tak to nadszedł piątek, dzień ostatni. Na wykłady poszła jedna osoba - czyli reprezentacja zaistniała.

Biorąc pod uwagę szok Zmorki, odpowiadam: tak, wszyscy poszli się integrować, a ja spać. Wspominałam kilkukrotnie, że jestem trochę inna. I nie było w tym żadnej przesady ani naciągania. Tak, wiem, że dziwok. Ale co? Mam się zmieniać dla kolejnego pracodawcy? Mam na siłę być kimś, kim nie jestem? I tak przypinają mi różne łaty. Niech więc będzie, że się alienuję. Pogadają, pomarudzą, order na pierś przypną i dadzą mi spokój. Zawsze tak jest.

Wczoraj przyjechał naczelny. Wypakował pinkle z bagażnika. Zobaczyłam go z ulicy, więc podeszłam - nie będę udawała, że się nie znamy.
- W którym jesteś pokoju? - zapytał.
- 36.
- Tu masz - wręczył mi woreczek, znamionujący kształtem butelkę. - Zaniosę rzeczy i impreza u ciebie.
Przecież mu nie powiem, żeby se poszedł gdzieś indziej. Dotarł w ciągu pięciu minut.
- Napijemy się - oświadczył, bo on nie pyta.
- Dzięki - odparłam. - Chętnie dotrzymam wam towarzystwa, ale nie piję. Dwa dni z rzędu to dla mnie za wiele.
- Coooo?!
- Panie dyrektorze, ustalmy od razu, na samym początku, że ja donoszę. Jak się tego będziemy trzymać, to wszystko stanie się jasne i nie będzie nieporozumień.
Zawiesił się.
- Ale komu donosisz?
- A komu bądź. Dzięki temu muszę być trzeźwa, żeby słuchać, o czym inni rozmawiają.
- Ale, po prawdzie, nie masz komu donosić.
- To są nieistotne szczegóły.
- Nie wnerwiaj mnie, pij.

Rozumiecie mnie? Ja nie jestem lalką ani misiem, żeby mnie posadzić przy zabawkowym stoliczku z zabawkową zastawą i kazać pić wyimaginowaną herbatkę. Co to znaczy: "pij"? Spierdalaj. Będę piła to, co chcę, wtedy, kiedy chcę i z tym, z kim chcę. Jestem dorosła. Mam ukształtowany charakter i wolną wolę.
Swoją drogą - przepytał towarzystwo, co robiłam poprzedniego wieczora i czy z nimi piłam. Bo to ważne, żeby pić, prawda? No to stanowię dla niego twardy orzech do zgryzienia.

Zabawne, że w pierwszym dniu pracy zaproponowałam, żeby mówił do mnie po imieniu. Do wszystkich tak się zwraca, więc uznałam, że tak będzie dobrze. Nie może się przełamać. Nawet na rauszu ma z tym problem. Jaki z tego wniosek? Gdy chcę, wytwarzam dystans. I niektórzy nie potrafią tego przeskoczyć. Bardzo mi to odpowiada. Dla części ludzi zawsze będę proszępanią. Dla części - wręcz: szanowną. A gdy się który pomyli, to zawieje chłodem, aż mu palce zamarzną. Tyle.

Komentarze

  1. Tja, to była ta uroda korpo. Wszyscy do siebie po imieniu. Nie powiem, w wielu sytuacjach to było ułatwienie, ale mówienie per "Wiesiu" do dyrektora regionalnego było jednak idiotyczne. No i śmiać mi się chciało, jak ktoś przyjeżdżał z default city i mówił, że rozmawiał z Wojtkiem, czyli szefem wszystkich szefów, najwyższym z najwyższych. Tak się wszyscy cudownie kumplowaliśmy.
    Ociekam sarkazmem, bo mam PMS, ostrzegam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to zasadniczo nie przeszkadza. Mogę i "Wiesiu", mogą i do mnie. Ale ludzie trochę się mnie boją jednak. Bywa że i dyrektorzy. Taka już jestem. Kaczka-dziwaczka.

      Usuń
  2. Przyznam szczerze, że mnie zatkało.
    Zawsze jak inni się integrowali na wyjazdach związanych z pewnymi zadaniami służbowymi, a ja szedłem do hotelu, czy to zmęczony, czy to nie mający zbytniej ochoty na chlanie czułem się jakiś dziwny.
    Kiedy wszyscy ze wszystkimi byli na ty, a ja z różnych względów z częścią na Pan/Pani czułem się jakiś dziwny.
    Od dziś się nie czuję , kolejny raz zrobiłaś mi dzień :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój ulubiony efekt "aha":
      TO INNI TEŻ TAK MAJĄ?!
      :)))

      Usuń
  3. :)
    ... aż bym nie uwierzyła, gdybyś napisała, że jest inaczej, niż jest :) ... :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Mysmy akurat 2 tygodnie temu mieli grill integracyjny. Niestety w godzinach pracy, wiec nie dalo sie nie przyjsc - byla wiec to moja pierwsza impreza integracyjna (na 8 lat pracy w tej firmie). Nawet zesmy korpo-koszulki dostali tym razem i bylo robione zdjecie grupowe. Normalnie powinnam sie chyba wzruszyc, nie?
    Koszulka lezy teraz w szufladzie biurka w pracy, do domu wstepu nie ma. Chyba ze na szmate do roweru. Czy ktos przy zdrowych zmyslach zaklada w czasie wolnym korpo-koszulke?!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracownicy Google. Na własne oczy widziałam.

      Usuń
    2. Ja zakładam na brudnego grilla i do prac ziemnych. Cudownie się w logo wyciera ufajdane łapska

      Usuń
    3. Swoją drogą: powinni to czytać pracodawcy, naprawdę. I przemyśleć. Głęboko.

      Usuń
    4. Mam firmową koszulkę, sypiam w niej czasem, jak mi piżamek zabraknie :-)

      Usuń
    5. No, wiesz... Jeszcze zależy, jaki masz stosunek do firmy :)

      Usuń
  5. No i bardzo mi ta postawa odpowiada,ja tez integruję się z kim chcę a nie kiedy mi każą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oisaj czuje się coraz lepiej ;)

      Usuń
    2. I pomyśleć, że tyle lat się katowałeś!

      Usuń
    3. Jedna firmowa Wigili nadal powraca w koszmarach ;)

      Usuń
    4. Odbij to sobie, w kolejną delegację biorąc piżamkę Batmana. Przesz Ci kiedyś podlinkowałam.
      Wrażenia z reakcji - bezcenne.

      Usuń
    5. Wziąłem do Szkocji piżamę z Gargamelem :)

      Usuń
    6. Znalazłam na Allegro Hulka... Run, Forrest, run!

      Usuń
  6. Raz jeden, przez rok pracowałam w czymś, co miało nawet swoje okrzyki, gesty i przyśpiewki. Najwyższy szef wykonujący różne takie wyglądał żenująco. Na szczęście teraz w robocie stosunek dziwaków do niedziwaków jest mniej więcej 1:1 więc właściwie nie wiadomo co jest normą i niewiele kogokolwiek dziwi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nawet na wagary nie chodziłom z resztą klasy, ale ja zawsze byłom dziwne. W moim sklepiku na szczęście nie integrują nas zbyt natarczywie - z corocznych imprez pracowniczych można dać nogę bez ponoszenia konsekwencji. Jak chcę się zintegrować, to idę na inwentaryzację - zawsze jest szansa, że się trafi w parę z kimś z innego końca hali.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz