1888
Cudownie. Dzień jest zachwycający.
Najpierw okazało się, że jest piątek i w dodatku Szefa wciąż nie ma.
Potem dostałam mail od pana wykonawcy, że się wywiązał z umowy i mogę przyjechać po gotowy towar. Kamień mi z serca spadł, bo wyobrażałam sobie, że jeśli coś nie pójdzie, to Szef w poniedziałek odgryzie mi głowę.
Następnie ktoś zrobił śniadanie resztkowe i nie trzeba było niczego kupować. Piątkowe czyszczenie lodówki.
Po śniadaniu z niesmakiem udałam się dwa miasta dalej, żeby odebrać zamówienie. Z niesmakiem, bo oczywiście nikt mi za użytkowanie samochodu prywatnego do celów służbowych nie zwróci. Z uwagi na ów niesmak, postanowiłam wykręcić coś po drodze i wstąpiłam do pewnego szmateksu, w którym pani ma zwyczaj sprzedawać używane (lub nie) przedmioty z górnej półki. Ot tak wstąpiłam, żeby się nie nazywało, że palę benzynę tylko dla fabryki, a poza tym jest piątek, więc trzeba przygotować organizm do weekendu i nie można się przepracowywać.
Kiedyś, kiedyś pani miała oryginalną torebkę od Prady i chciała mi ją opchnąć. Klasyka, absolutne must have (każdego) sezonu, tak gdzieś od dawna do 2317 roku. Byłam wtedy bez kasy, więc z ogromnym trudem odspawałam się tej torebki - sześć stów mnie nie swędziało. Wiedziałam oczywiście, że najtańsze, malutkie Prady chodzą w outletach we Włoszech po (w przeliczeniu) 1.800, co nie zmieniało faktu. Poszłam płakać w kącie i do dziś na każde wspomnienie kłuje mnie wewnątrz człowieka. Ale co się stało, to się nie odstanie. (Że też naonczas nie oddałam się prostytucji!).
Wchodzę ci ja do sklepiku, pacze, a tam w kącie dwie Candy Bags Furli. Lekko mnie sponiewierało. Posiadam kilka życiowych ambicji, a wśród nich pyszni się na poczesnym miejscu posiadanie Candy Bag. Nie kupiłam do tej pory, gdyż albowiem Furla może mi ją sprzedać za 200 ojro. I to przez stronę. Po ile w Polskich sklepach - nie pytam. Co się będę denerwować.
Opanowała mię nieśmiałość i nawet chciałam sobie od razu pójść, ale myślę: NIE. Się, głupia, przynajmniej zapytaj. Odchrząkłam, bo mi zaschło, i pytam. A pani właścicielka na to:
- Sprzedam pani za 150 zł, bo to koniec lata, nikt mi nie kupi.
Nooooooo...
Natychmiast wykonałam telefon do przyjaciela.
- Ty, jestem w sklepiku od tej Prady. Są dwie ostatnie Candy Bags i pani marzy, żeby nam je sprzedać po 150. Chcesz?
- A jakie są kolory?
- A kopnąć cię w dupę?!
- Nie. Bierz.
I tak oto stałyśmy się posiadaczkami cudnych, wymarzonych gumiaków. Matka Dzika białego, a ja...
Finalnie pobrany towar sekretarka nadała kurierem do miejsca przeznaczenia, więc nie ma bata, żeby nie dotarł tam na wtorek.
Korzystając z okazji, zrobiłam sobie po znajomości USG tarczycy. Guzów nie stwierdzono.
A na koniec spieprzyliśmy z roboty półtorej godziny przed czasem.
CHWILO TRWAJ!
Update
I ciepłą wodę nam włączyli. Przed czasem!
Najpierw okazało się, że jest piątek i w dodatku Szefa wciąż nie ma.
Potem dostałam mail od pana wykonawcy, że się wywiązał z umowy i mogę przyjechać po gotowy towar. Kamień mi z serca spadł, bo wyobrażałam sobie, że jeśli coś nie pójdzie, to Szef w poniedziałek odgryzie mi głowę.
Następnie ktoś zrobił śniadanie resztkowe i nie trzeba było niczego kupować. Piątkowe czyszczenie lodówki.
Po śniadaniu z niesmakiem udałam się dwa miasta dalej, żeby odebrać zamówienie. Z niesmakiem, bo oczywiście nikt mi za użytkowanie samochodu prywatnego do celów służbowych nie zwróci. Z uwagi na ów niesmak, postanowiłam wykręcić coś po drodze i wstąpiłam do pewnego szmateksu, w którym pani ma zwyczaj sprzedawać używane (lub nie) przedmioty z górnej półki. Ot tak wstąpiłam, żeby się nie nazywało, że palę benzynę tylko dla fabryki, a poza tym jest piątek, więc trzeba przygotować organizm do weekendu i nie można się przepracowywać.
Kiedyś, kiedyś pani miała oryginalną torebkę od Prady i chciała mi ją opchnąć. Klasyka, absolutne must have (każdego) sezonu, tak gdzieś od dawna do 2317 roku. Byłam wtedy bez kasy, więc z ogromnym trudem odspawałam się tej torebki - sześć stów mnie nie swędziało. Wiedziałam oczywiście, że najtańsze, malutkie Prady chodzą w outletach we Włoszech po (w przeliczeniu) 1.800, co nie zmieniało faktu. Poszłam płakać w kącie i do dziś na każde wspomnienie kłuje mnie wewnątrz człowieka. Ale co się stało, to się nie odstanie. (Że też naonczas nie oddałam się prostytucji!).
Wchodzę ci ja do sklepiku, pacze, a tam w kącie dwie Candy Bags Furli. Lekko mnie sponiewierało. Posiadam kilka życiowych ambicji, a wśród nich pyszni się na poczesnym miejscu posiadanie Candy Bag. Nie kupiłam do tej pory, gdyż albowiem Furla może mi ją sprzedać za 200 ojro. I to przez stronę. Po ile w Polskich sklepach - nie pytam. Co się będę denerwować.
Opanowała mię nieśmiałość i nawet chciałam sobie od razu pójść, ale myślę: NIE. Się, głupia, przynajmniej zapytaj. Odchrząkłam, bo mi zaschło, i pytam. A pani właścicielka na to:
- Sprzedam pani za 150 zł, bo to koniec lata, nikt mi nie kupi.
Nooooooo...
Natychmiast wykonałam telefon do przyjaciela.
- Ty, jestem w sklepiku od tej Prady. Są dwie ostatnie Candy Bags i pani marzy, żeby nam je sprzedać po 150. Chcesz?
- A jakie są kolory?
- A kopnąć cię w dupę?!
- Nie. Bierz.
I tak oto stałyśmy się posiadaczkami cudnych, wymarzonych gumiaków. Matka Dzika białego, a ja...
Finalnie pobrany towar sekretarka nadała kurierem do miejsca przeznaczenia, więc nie ma bata, żeby nie dotarł tam na wtorek.
Korzystając z okazji, zrobiłam sobie po znajomości USG tarczycy. Guzów nie stwierdzono.
A na koniec spieprzyliśmy z roboty półtorej godziny przed czasem.
CHWILO TRWAJ!
Update
I ciepłą wodę nam włączyli. Przed czasem!
Po prostu MASZ DOBRYYYY DZIEŃŃ (śpiewałam..) i chciałoby się rzec : chwilo trwaj!!! Fajnie!
OdpowiedzUsuńBardzo dobry. Inna sprawa, że ja się potrafię z wszystkiego cieszyć. Lubię tę cechę u siebie.
UsuńAlleluja, zaiste dzień cudów!
OdpowiedzUsuńAmelia dołączyłaby się do entuzjazmu, ale ma dyżur sobotnio-niedzielny i nie rozumie, co to weekend. Ale w niedzielę wybywa na urlop.
A torebka... Jest obłędna. Ten różyk. To wszysko.
Różyk i pomarańczyk!
UsuńPrzed chwilą Matka Dzika odebrała swoją białą i bardzo dumnie podreptała z nią do domu.
O ile zakład, że spotkamy się w poniedziałek rano (przed robotą) pod domem z cukierkami? ;)
Tez dziś spieprzyłam z roboty. O 16:20 leciałyśmy z kuleżanką po schodach, zadziwione, że tak można. I że jasno jest. I że tak, ach! jak już dawno nie.
OdpowiedzUsuńWcale nie spieprzyłaś, tylko odebrałaś w wolnym nadgodziny!!!
UsuńJA spieprzyłam :)
jakie odebrałaś, jakie odebrałaś? świadczę pracę 8-16 ;)
UsuńCzyli pracujesz w kolejnym miejscu, które niespecjalnie szanuje pracowników. BU.
UsuńCzy ktoś jest zaskoczony?
UsuńKtoś jest zdziwiony? Nie widzę, nie słyszę.
UsuńZasmucony raczej.
UsuńŚliczności ! Gdzie taki cudowny sklep, mam do wydania trochę kasy z urodzinowych załączników.
OdpowiedzUsuńW Katowicach.
UsuńAczkolwiek nie napalałbym się, bo to jest wyłącznie kwestia splotu okoliczności. Wiele tam rzeczy od czapy i bardzo drogich.
Jak rozumiem torebusia służy jako załącznik do kaloszowego ałtfitu, tak? ;) dziwna moda doprawdy
OdpowiedzUsuńNie konweniuje kolorystycznie. Aczkolwiek namawiam koleżankę, która ma Candy w kolorze kaloszkowym, żeby mi oddała pospiesznie.
UsuńJa ostatnio kupilam chlopakom 70 deko koszulek i wydalam na nie 16 zeta. Liczy sie? Wszystkie ,, jak nowe''. Z tym ze jedna juz sie podarla na plecach od przechodzenia POD płotem. Pacia
OdpowiedzUsuńNa podpłoty nie ma mocnych. Koszulek.
Usuń:))) podoba mi się, nawet uwzględniając fakt, że o ile o Pradzie słyszałam (uczciwie dodam, że pewnie głównie za sprawą książki Diabeł ubiera się u Prady, czy jakoś tak - mam wersję oryginalną), to o Cukierkach nie...a nawet na nikim tego nie widziałam;/ Jestem dziwolągiem;)))
OdpowiedzUsuńFirma nieważna, istotne, żeby się podobało.
UsuńPodoba się bardzo!!!!!!
UsuńA widzisz. Między nami - uważam, że 200 euro za torebkę to przesada. Dałam za nią 150 zł i jestem w stanie uznać, że to była godziwa cena. Płacenie za metki jest trochę stresujące.
UsuńJa np. upieram się przy pantoflach Louboutina (nie każdych, oczywiście). Wcale nie ze względu na markę - po prostu piękniejszych i lepiej wyprofilowanych szpilek nie widziałam nigdy w życiu.
Ale mnie nie stać.
I już.
po siostrzanej torebce /i jeszcze ostatniej z dwóch/ poznasz najlepszego przyjaciela...
OdpowiedzUsuńWręcz najlepszą przyjaciółkę :)
UsuńBlagam. Wstap jeszcze raz! Moze trzecia maja? :-)
OdpowiedzUsuńPrzesz bym wzięła i sprzedała na allegro :)
Usuń