1927
Czas płynie, a ja jestem coraz bardziej zła.
Ja mam znajomych. To są dobrzy ludzie, mądrzy, pomocni i świetni fachowcy w swoich dziedzinach. Wisiałam wczoraj na telefonie z mikrobiologiem, epidemiologiem i farmaceutą. Znamy się od lat, lubimy bardzo, szanujemy. Każde z nich ma lub miało zwierzęta, więc znakomicie rozumieją, o co się tutaj walczy. Wytoczyli wszelkie działa swojej wiedzy i doświadczenia. I co? I wiemy już, jak leczyć kota.
Tylko dlaczego weterynarz nie wie?
A chciałam podkreślić, że to jest dobry weterynarz. Znam go od lat, a on zna mnie. I naprawdę MOŻE mi powiedzieć: nie zetknąłem się, przeryję literaturę, sprawdzę, upewnię się, spotkajmy się jutro. Nie musi sadzić głupot. I powiem mu to w twarz. Bo zarozumiałość wiedzie na manowce.
Nie lubię lekarzy. Z gruntu. Bo ich znam. I nie lubię za to, jak traktują pacjentów. Nie łudźcie się, że nie będziecie dla lekarzy przedmiotami. Nawet jeśli nie okażą Wam tego wprost. Nie wiecie, co mówią, gdy opuszczacie gabinet. I może dobrze, bo nigdy byście do nich nie poszli. To jest inny gatunek człowieka i oni sami tak uważają. Lepszy niż my.
Do dziś myślałam, że to się nie ma do weterynarzy. Zmieniłam zdanie.
Clostridium eradykuje się dwoma antybiotykami. Metronidazol tak. Ale oprócz tego jeszcze wankomycyna, bo to paskudny drobnoustrój i ma skłonność do nawrotów.
Kuwety trzeba zdezynfekować. Kibel musimy zdezynfekować. Ale nie alkoholem, bo alkohol na clostridium nie działa. Od siebie wiem, że w grę wchodzi również zlew i umywalka, bo piją.
Powinnam właściwie wpuścić do domu jakiś gaz bojowy. (Puszczam oko).
Jutro dostanę specjalistyczne środki dezynfekcyjne. Wankomycyna zamówiona.
Co robią ludzie, którzy nie mają dostępu do zaprzyjaźnionych fachowców, na Boga?!
A w ogóle to: dzień dobry. Też Wam życzę miłego dnia.
Idę pomstować na świat.
Ja mam znajomych. To są dobrzy ludzie, mądrzy, pomocni i świetni fachowcy w swoich dziedzinach. Wisiałam wczoraj na telefonie z mikrobiologiem, epidemiologiem i farmaceutą. Znamy się od lat, lubimy bardzo, szanujemy. Każde z nich ma lub miało zwierzęta, więc znakomicie rozumieją, o co się tutaj walczy. Wytoczyli wszelkie działa swojej wiedzy i doświadczenia. I co? I wiemy już, jak leczyć kota.
Tylko dlaczego weterynarz nie wie?
A chciałam podkreślić, że to jest dobry weterynarz. Znam go od lat, a on zna mnie. I naprawdę MOŻE mi powiedzieć: nie zetknąłem się, przeryję literaturę, sprawdzę, upewnię się, spotkajmy się jutro. Nie musi sadzić głupot. I powiem mu to w twarz. Bo zarozumiałość wiedzie na manowce.
Nie lubię lekarzy. Z gruntu. Bo ich znam. I nie lubię za to, jak traktują pacjentów. Nie łudźcie się, że nie będziecie dla lekarzy przedmiotami. Nawet jeśli nie okażą Wam tego wprost. Nie wiecie, co mówią, gdy opuszczacie gabinet. I może dobrze, bo nigdy byście do nich nie poszli. To jest inny gatunek człowieka i oni sami tak uważają. Lepszy niż my.
Do dziś myślałam, że to się nie ma do weterynarzy. Zmieniłam zdanie.
Clostridium eradykuje się dwoma antybiotykami. Metronidazol tak. Ale oprócz tego jeszcze wankomycyna, bo to paskudny drobnoustrój i ma skłonność do nawrotów.
Kuwety trzeba zdezynfekować. Kibel musimy zdezynfekować. Ale nie alkoholem, bo alkohol na clostridium nie działa. Od siebie wiem, że w grę wchodzi również zlew i umywalka, bo piją.
Powinnam właściwie wpuścić do domu jakiś gaz bojowy. (Puszczam oko).
Jutro dostanę specjalistyczne środki dezynfekcyjne. Wankomycyna zamówiona.
Co robią ludzie, którzy nie mają dostępu do zaprzyjaźnionych fachowców, na Boga?!
A w ogóle to: dzień dobry. Też Wam życzę miłego dnia.
Idę pomstować na świat.
:) gdybym wiedziała, że masz takie złudzenia co do weteryniarzy to... sprowadziłabym Ciebie na ziemię już chwilę temu... osobiście z dziadami mam do czynienia przez ostatnie 15 lat życia zawodowego... toż 99,5% to niespełnieni i sfrustrowani medycy... którzy na medycynę by chcieli, tę ludzką, ale... nie było znajomości, wiedzy, koneksji, intelektu itp... ambicje za to SĄ i wielkość postrzegania siebie też - iście lekarskie :) ... znam ich ze 2 setki... albo i więcej...
OdpowiedzUsuńOdarłaś mnie ze złudzeń. Łkam.
UsuńTo przykre, ale przez osiemnascie lat, a tyle mieszkal z nami Pan Puszysty, nie spotkalam dobrego weterynarza. To zreszta bylo bledne kolo. Pan Puszysty na wlasne zyczenie byl stalym bywalcem klinik (a to nadszarpnal rotweilera, a to zezarl cos pod smietnikiem), a stres byl to dla niego nieopisany. Byl prawdopodobnie rzadkim okazem psa, ktory mdlal ze strachu w poczekalniach, a jesli nie mdlal to wprowadzal sie w taki stan, ze w sumie nie wiadomo bylo co leczyc najpierw. I przez te osiemnascie lat nie spotkalam ani jednego weterynarza, ktory zrozumialby, ze to nie moja fanaberia, ze gdy przychodze do gabinetu to chce wejsc natychmiast z psem geriatrykiem-histerykiem, bo kazda minuta w poczekalni pogarsza jego stan. Nigdy tez zaden nie zgodzil sie na wizyte domowa. Kwestie kompetencji zawodowych przemilcze, bo z jednym lekarzem wete chodzilam do szkoly...
OdpowiedzUsuńAkurat kolegi weterynarza nie mam, bo bym nacisnęła relacją, to więcej daje niż wszystkie pieniądze świata. W każdym razie przyjaciółka doniosła mi właśnie, że miała dziś wykład dla lekarzy na kursie specjalizacyjnym (dla ludzkich lekarzy) i wyciągnęła do analizy przypadek Zochy. Z nudów, bo odbija jej się tymi wykładami i nie zważając na fakt, że są od ludzi, a tu Zocha. Okazuje się, że jedna pani strzeliła bez pudła. Natychmiast. Z czego wniosek, że powinien był wiedzieć. Gdy skończymy leczenie (skorygowane, nie zalecone) to mu powiem kilka słów.
UsuńPS Zofia wkroczyła na salony uniwersytetów medycznych :)
W małych miejscowościach , weterynarz nie ma konkurencji i nie bawi się w leczenie szczegółowe. Zastrzyki, tabletki, jakieś zawiesiny to najlepsze co mogą zaoferować / pomijam wiedzę akademicką/. A potem jak nie pomaga to humanitarnie usypiają zwierzaki. Do końca życia nie zapomnę jak mieliśmy żółwia i przez brak wiedzy o ich potrzebach nie dodawałam do jedzenia wapna. Skorupa zrobiła się miękka i poszliśmy do weterynarza w tej sprawie a ten konował uśpił nam na naszych i dziecka oczach zwierzątko. Stwierdził ,że żółw się męczy i trzeba uśpić. Zgodziliśmy się ze względu na dzieci bo po co mają oglądać mękę żółwia. Podczas pobytu na urlopie poznaliśmy sympatycznego "nieludzkiego" i pogadaliśmy o żółwiku i się okazało, że powinniśmy byli kupić wapno w syropie i podawać na sałacie czy tam na tartych warzywkach. Tylko tyle i aż tyle. Teraz mając 9-cio letniego kota znaleźliśmy fajnego lekarza "nieludzkiego" w innej miejscowości do którego mamy zaufanie bo poczta pantoflowa działa . Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńŚwiństwo. Tyle mam do powiedzenia.
UsuńBabciu Aniu,na naszym terenie obecnie chwialony jest pan weterynarz,który mieszka w lesie,w Łezycach zdaj się,wcześniej też pan w Dusznikach,kolerz\anka z psem do neigo jeździła.
OdpowiedzUsuńDora, tak to ten lekarz / Rafał / jest z prawdziwego zdarzenia. Wspaniały, ciepły, delikatny dla zwierzaków i ich opiekunów.
Usuń:) Szkoda,ze tak daleko mam do niego, bo z pewnoscią bym korzystała z jego usług.
UsuńCzyli jakieś wyjątki istnieją!
UsuńJa przepraszam, że się odezwę, ale no... po prostu muszę. Toż to prawda. Święta i najprawdziwsza prawda, z której do tej pory nie zdawałam sobie sprawy. Tzn. że lekarze faktycznie myślą o sobie jak o kimś lepszym. Cały czas wydawało mi się, że po prostu tak trafiam, że mam pecha jakiegoś czy coś. Ale to prawda. I w sumie jak tak myślę, to nie chodzi tylko o lekarzy, ale też o studentów medycyny, którzy w momencie rozpoczęcia studiów już są mądrzejsi i lepsi. Z normalnych ludzi w nadludzi w kilka sekund, bo tyle zajmuje sprawdzenie czy się dostali. A potem jest tylko gorzej. I specjalizacja też nie ma znaczenia, czy ogólny, czy dentysta czy wet, wszyscy po jednych pieniądzach. Ciekawam tylko jak się mają dendrolodzy, ale oni pewnie też myślą, że są lepsi od drzew...
OdpowiedzUsuńZabawne podsumowanie ;)
UsuńAnonimowa znała jednego super, chyba żyje i leczy ale niestety obecnie 300 km od Anonimowej, bo to w jej rodzinnym Grajdole. Uratował dwa jamniole wespół z rodzicielką Anonimowej pielęgniarką, bez reszty, taką ze starej szkoły, on też jakby niedzisiejszy. Szkoda, że tak daleko... może Leona też by się dało uratować, tu albo rozkładali ręce, albo proponowali leczenie, którego ceny Anonimowa nie była w stanie przeskoczyć, Anonimowa ma traumę do dziś, i w domu li tylko świnię morską.
OdpowiedzUsuńOpowiadając na pytanie co robią ludzie bez znajomości: pielgrzymują po różnych gabinetach latami, są uważani za hipochondryków, stukniętych, obżerających się, palących, pijących i żyjących w zbyt dużym stresie, nie uprawiających sportów, wszak teraz w zdrowym ciele zdrowe cielę, a potem to są starzy, starzy chorują czy nie?
W ogóle nam taką pogardą dla innych, brakiem zrozumienia czy może zaakceptowania innego sposobu życia powiało prawda? O agresji nie wspomnę. Smutne bardzo.
Coś przeżył złego. Tylko lekarze, którzy byli postawieni w ekstremalnych sytuacjach, widzą w pacjentach ludzi.
UsuńKurka, przepraszam, miało być piętro niżej. :( Łoterlo, skasujesz? Ja się wpiszę tam gdzie powinnam. Dziękuję.
UsuńProszę bardzo.
UsuńW kontekście powyższych komentarzy powinnam się ucieszyć, że dziecię me jedyne (dobre, mądre i odpowiedzialne) zrezygnowało z medycyny:) Jeszcze by mi ją zepsuli.
OdpowiedzUsuńJa znam środowisko lekarskie z zupełnie innej strony (niestety nie lepszej). Otóż z finansowej. Rozliczałam im podatki i doprawdy robiło mi się wszystko naraz jak sobie pan doktor z panią doktor życzyli wrzucić w koszty działalności gabinetu pralkę, lodówkę, zestaw wypoczynkowy skórzany, czterysta (nie, to nie jest hiperbola) krzaków róż, siekierę i gustowny płaszczyk od Armaniego. Jednocześnie bardzo byli zawiedzenie faktem, że muszą płacić podatki jak wszyscy i upewniali się co miesiąc czy aby na pewno. Wykazywali przychody z gabinetu żenujące na poziomie 200zł ( nie pomyliłam się o zero). Gdyby nie kontrakt z NFZ okazałoby się, że ich praca jest w zasadzie charytatywna. Na kontrakty zresztą tez narzekali. Oczywiście są chlubne wyjątki.
Co robi człowiek bez znajomości? A znasz kogoś bez znajomości?
Znam, niestety.
UsuńMoje poszło na medyczną, ale nie na kierunek lekarski. Z czego wniosek, że pozostanie człowiekiem.
Ja znam! Siebie. Jestem samotną wyspą.
UsuńPrzez przerażający ułamek sekundy myślałam, że to komentarz do bycia lekarzem.
UsuńCo robią ludzie bez znajomości? Pielgrzymują od drzwi do drzwi, sprawdzają po necie referencje, polecenia itd. Po czym sami się diagnozują wpisem z WIKIPEDII (przez taki przypadek, że ciężko uwierzyć). Po 7 latach pielgrzymowania. I to żeby było śmieszniej - sami naprawdę polecani, drodzy pieruńsko, specjaliści. Pfff.
UsuńDiagności wymarli. Zostali przepisywacze recept.
UsuńPracowałam w służbie zdrowia. Napijmy się.
OdpowiedzUsuńMusiałybyśmy nie przestawać.
UsuńJa pracuję obecnie i pewnie do końca życia. Chciałam napisać coś w obronie, że jak to tak, ale... Zamilknę, bo nie mam nic do powiedzenia. Niestety.
UsuńPpM
Niestety.
UsuńAleż ,wiem o tym doskonale poczucie wyższości moich teściów odczuwalne było i jest na każdym kroku,co wiecej,troche z tego niestety przeszło na synkó
OdpowiedzUsuńA słowa o innych ,,chołota" i ,,prostaki" były normą. Am,szkoda gadać;/
Z całym szacunkiem dla teściów, ale to samo mogę bez zastanowienia powiedzieć o medykach.
UsuńJa mam kontakt z lekarzami jako klientami. Żaden. Powtarzam: żaden nie był normalny. I żaden uczciwie nie zapłacił za wykonane prace. Telefon w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia z pretensjami, że lampa nad stołem wisi za nisko przelał czarę. Teraz pytam o zawód wykonywany i z lekarzom mowie NIE.
OdpowiedzUsuńOtwarłam puszkę z Pandorą ;)
UsuńJa znam jednego okulistę, co wykazuje pozory człowieczeństwa. Oczywiście, co opowiada potem na stronie nie mam pojęcia. Poza tym pewnie jestem stronnicze, bo kocham lekarza, z tym, że on w sumie nie leczy, tylko usypia. I bardzo źle mówi nie o pacjentach, ale o innych lekarzach.
OdpowiedzUsuńW kwestii niedouczonych weterynarzy - jak znalazłom gołębia powypadkowego, to pani nie poznała, że ma złamane obie nóżki. Ja zresztą też nie. Na szczęście hodowcy, do których podrzuciłam stwora poznali od razu.
Z uwagi na Twoją miłość... milczę.
UsuńZ Pandorą-prawda.Miałam przyjaciółkę,prawdziwą ,ale już na studiach med. zmieniła się tak,że przepadło.Im coś chyba robią w głowę.Szkoda.A weta dobrego znam, ha !
UsuńMają zajęcia z zadęcia.
UsuńI z brzydkiego pisania.
Nie musisz się powstrzymywać - ja go kocham bez wzajemności... ;>
OdpowiedzUsuńA, to kretyn jakiś, rzeczywiście nie warto oszczędzać.
Usuń