Nietypowe rozwiązania

Donoszę uprzejmie, że ledwo żyję. Martwi mię to ciut, ponieważ przysłowie mówi, że jaki poniedziałek, taki cały tydzień, a przysłowia – jak wiadomo – są mądrościa narodu. Tydzień zapowiada się wobec tego prawdziwie obiecująco.
Zaraz po pracy udaję się do dentysty, który będzie rozpatrywał mój problem okulistyczny, ponieważ nie jestem minimalistką i nie zamierzam poprzestawać na chodzeniu z okiem do okulisty. Jak się rozkręcę, to pójdę z tym okiem również do ortopedy, co mi tam! Jak sobie pomyślę, ile jeszcze atrakcji z tej dziedziny mnie czeka, to śmiać mi się chce.
Już wiem, że wszystkie popołudnia do czwartku włącznie mam zajęte i coraz bardziej zaczynam się cieszyć własną przedsiębiorczością, która kazała mi przy niedzieli przygotować trzy obiady – przynajmniej na jakiś czas mamy zagwarantowane wyżywienie. Jak się żarcie skończy – raz, dwa, trzy – gotuje Szef, który tymczasem:
- przewozi Potomstwo w różne strony,
- naprawia z sąsiadem wymiennik ciepła w piwnicy,
- chodzi po dachu i zatyka dziury,
- doradza głównej księgowej wspólnoty w kwestii protokolarnego przekazywania dokumentacji,
- uczy się,
- rozmawia kwalifikacyjnie,
- zwyczajnie pracuje,
- sprząta,
- kocha mnie,
- zapisuje się razem ze mną do Partii Kobiet.

Jeśli kiedykolwiek powiem złe słowo o tym człowieku – zwyczajnie zdejmijcie z nóg szpileczki, Moje Panie, a następnie zdzielcie mnie nimi po głowie.
Wielokrotnie.

Niech mam.

Komentarze