1390

Muszę się minimalnie odkorować, ponieważ wciąż walczę z wyprowadzaniem tego ZUSu i jestem juz na skraju załamania nerwowego. Więc z innej beczki.

Odwiozłam dziś prezesa na szóstą do Katowic, żeby mógł sobie wsiąść do pociągu, zdążającego do stolicy. W drodze powrotnej zatrzymałam się w piekarni, nabywając świeże pieczywko na śniadanie dla Wyrodnej Córki (tak, znowu bałagan). Wchodzę po schodach, patrzę... a u mojego sąsiada* drzwi do mieszkania uchylone. Ki czort? Na zewnątrz ciemność, w całej kamienicy absolutna cisza, wszak wcześnie, a ranki teraz powoli się zbierają. Zrobiłam rachunek sumienia. A jeśli ktoś tam wlazł i go zabił? Nie idę, nie chcę oglądać trupa. A jeśli ktoś tam wlazł i go nie zabił, ale natłukł mu po łbie i on potrzebuje pomocy? Idę. A jeśli ktoś tam wlazł, nie zabił go, ale wciąż tam siedzi i zabije MNIE?! Wszystko trwało jakieś pięć sekund.

Wzięłam głęboki wdech i weszłam. Zapaliłam światło w przedpokoju. Cisza. Żadnego ruchu. Jakby ktoś tam kradł, to chyba byłoby słychać jakieś miotanie, nie? Powiadam ci, świecie, miałam pełne gacie. Ale idę. Przeszłam do pokoju i w tym momencie...

... chrrrrrrrrrrrrr!!!

Mało nie umarłam ze śmiechu. Na szybko rozważyłam, że może obudzę tego kretyna, co to nie umie drzwi zamykać, jakimś czułym komunikatem w stylu:
- A CO TY TUTAJ TAK ŚPISZ I KIM W OGÓLE JESTEŚ?!!!!!!
Ale machnęłam ręką. Zgasiłam światło w przedpokoju i cichutko wyszłam, dokładnie zamykając za sobą drzwi.

Oczywiście przyzwoitość kazała mi donieść sąsiadowi o tym wydarzeniu. Oto wymiana sms-ów.
- Nie wierzyłam, gdy mówiłeś, że już tu mieszkasz, ale rzeczywiście - śpisz. I chrapiesz!
- Aż tak chrapałem, że u ciebie było słychac?!
- Nie, byłam u ciebie.
/niezręczna i przedłużająca się cisza/
- Jak to - byłaś u mnie?!!!!
- Szłam sobie koło szóstej, a u ciebie były otwarte drzwi. No to weszłam sprawdzić, czy żyjesz. Żyłeś. Przynajmniej tak wnoszę po chrapaniu i obecnej dyskusji.
- Drzwi były otwarte?
- Owszem.
- O, cholera! Lecę sprawdzić, czy wszystkie wina są w lodówce!
- Zjadłam tylko śniadanie.
- Nie kłam! W domu nie ma nic do żarcia!
- Chciałam wywlec całą lodówkę, ale okazała się za ciężka.
- A tak w ogóle, to gdzie ty łazisz po nocy, że wracasz do domu o szóstej?
- Wiesz... ciężko ogarnąć z zasiłku. Nocami napadam na spóźnionych przechodniów. Właśnie wracałam z szychty.
- To nie krępuj się, gdyby ci przyszło do głowy wpaść ponownie.


Normalnie... życie pisze najzabawniejsze scenariusze.


* Przypis dla martuuhy. TAK.

Komentarze

  1. Uchichałam się :) A może nawet uhihałam.
    (Bańko nie wyjaśnia moich wątpliwości http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=11930, co gorsza, poddaje w wątpliwość nawet moje przekonanie o różnicy między ha! a: cha cha cha.)

    Pojawiają się kolejne pytania. Czy pidżamka była gustowna? Czy spod kołderki wystawała sucha pięta tudzież inne, kompromitujące, członki? Czy niedoszły denat był sam?
    ;-))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na żadne z Twoich pytań nie potrafię odpowiedzieć albowiem:
      - nie doszłam do sypialni, chrapanie zdybało mnie w dużym pokoju,
      - za plecami miałam światło, a w sypialni było ciemno,
      - okazało się, że nie jestem aż tak rozpasana, jak można by podejrzewać.


      PS Przeczytałam. Owego ha! (czyli: Ha! Zły człowieku! A co ty tutaj tak śpisz?!) w wątpliwość nie poddaje. Cały artykuł trakuje o hihaniu (chichaniu), hahaniu (chachaniu) itp.

      Usuń
    2. Nie rozumiem. Tak jakbyś nie wiedziała, że zapytam.

      Usuń
    3. Byłam pewna. Miałam pewien natłok myśli z numerami do wykręcenia, ale odpuściłam. Starzeję się ;)

      Usuń
    4. komuś denat wpadł w oko...

      Usuń
    5. Pacia, nie gadam z Tobą!

      Usuń
    6. Pacia! Martuuha z Tobą nie gada!

      Usuń
    7. dzie som Mitenki? Teraz z nią się koleżankuję przecież!

      Usuń
    8. Otóż to. Też chciałabym wiedzieć, gdzie som Mitenki. O winie to umiała gadać. A o włażeniu ludziom po ciemku do chałup to nie. Oj, przyszyjemy paluszki!

      Usuń
    9. Mitenki som tam, gdzie powinny być!
      O winie chętnie pogadam, o skutkach picia tegoż niekoniecznie ;)

      Usuń
    10. Skutki picia są takie, że najmłodszy leci po flaszkę, wzdech.

      Usuń
    11. do sąsiada leci?

      Usuń
    12. Martuuha, jesteś najmłodsza?

      Usuń
    13. Nie obawiaj się. Zuzia też czytuje :D

      Usuń
  2. Przypadki a;la Chmielewska :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście MNIE to musi dotykać. Jakosik, rozumiesz, nie byłam ciekawa :)

      Usuń
    2. wiadoma sprawa że my kobiety nie jesteśmy ciekawskie ! my po prostu lubimy wiedzieć ;-)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Właśnie opowiedziałam to przyjaciółce z komentarzem, że tylko mnie się takie rzeczy zdarzają. Na co ze śmietniska dobiegł komentarz: nie tylko tobie, mnie też.
      Ani chybi GENY!

      Usuń
  4. Zimt - mi również od razu zapachniało Chmielewską ;).
    Waterloo, w kwestii przygód z pewnością bym się z Tobą dogadała, jako i z wymienioną wyżej Martuhą się dogaduję :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam okropnie jestem podła i muszę się przyznać, że przemknęło mi przez głowę, żeby się cichutko położyć obok, miźnąć go paluszkiem i zapytać słodko: wyspałeś się?
      Mina zapewne bezcenna. Kolejny nawrócony na abstynencję by przybył ;))))

      Usuń
  5. A jakby zareagował entuzjazmem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszym momencie na pewno nie. Szok by go dobił ;)

      Usuń
    2. Jego entuzjazm dobiłby Ciebie. Nie ryzykowałabym ;)

      Usuń
    3. Na szczęście nie musimy tego rozważać :D

      Usuń
  6. Hmm, uwieść świeżego denata... Ee, nie, jednak nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaapelowałam przed chwilą o to wino, argumentując, że mi się należy, wszakże miałam w planie ratować jego nędzny żywot ;)

      Usuń
  7. off topicowo: jak to zrobiłaś, że na górze, obok nazwy tej strony jest ikonka kota???? (może tak jest od dawna, ale ja zauważyłam dzisiaj) ja też tak chcę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się nazywa favikona. W ustawieniach blogspota można ją znaleźć w zakładce "układ".

      Usuń
    2. dlaczemu u mnie nie ma kota? dlaczego nawet faviconka mnie dyskryminuje?

      Usuń
    3. Ale mojego kota u Ciebie nie ma? No nie ma. Było na bloksie siedzieć?
      Poza tym masz swoją żabę i cicho bydź.

      Usuń
    4. oj, ale ja nie mówię, że tak jak na bocznej szpalcie, ale że u góry, obok adresowego paska. Np Kura z Kombajnu mi się pojawia, a u Ciebie widzę pomarańczowe B bloggera.

      Cicho już byłam. Skończyło się!

      Usuń
    5. No co Ty? Nie gadaj!!! To po co go sobie obstalowałam, mojego kotka? A jak zaglądasz do kogoś na blogspocie, kto ma mnie w linkach (kaczka, dorothea itd.) to też nie widzisz kota?

      Usuń
    6. U ludzi widać kota. U góry nie widać.
      Donoszę uprzejmie (dowód w pysku dzierżąc)

      Usuń
    7. Mam nadzieję, że to ciastka. Bo jak nie, to zamykam tego bloga, nie warto go prowadzić!

      Usuń
  8. Nie masz kota? Masz żabę :D. Boskie.
    (jak w tym kawale - masz garba? - nie. - no to masz. ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och! I teraz przypomnieli mi się moi rodzice, którzy mówili do mnie:
      - Dziecko, zawsze lepiej mieć niż nie mieć.
      A ja na to:
      - Garb jest znakomitym przykładem.
      Zasadniczo chodziło o doktorat, ale to się ma do wszystkiego.

      Usuń
    2. W dzisiejszych czasach skłonna jestem upierać się, że taki doktorat to raczej jak garb niż jak szóstka w totolotka. (vide notka ZBYT)

      Usuń
    3. Zawsze im to mówiłam, ale nie chcieli wierzyć. Moim zdaniem doktorat ma sens w dwóch sytuacjach:
      1. pracownicy naukowi,
      2. robota w miejscach, gdzie się na tym zarabia (np. kierunki medyczne).
      W pozostałych to jest garb. Tudzież grzybica.

      Usuń
    4. Żeby nie powiedzieć, że trąd i morowe powietrze.

      Moja nowa współlokatorka miewa pomysły, że jak jej inne nie wypalą to że może, może. Biorę tedy wałek i tłukę, tłukę, tłukę!

      Usuń
    5. Słusznie. Jak stłuczesz, możesz jeszcze rozwałkować!

      Usuń
    6. Żeby była jeszcze chudzieńsza? O nie, co to to nie.

      Usuń
    7. To po rozwałkowaniu zwiń w rulonik. W GRUBY RULON!

      Usuń
  9. Wałkuj, a nie tłucz. Czas pierników nastaje, przyda się jak znalazł ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manufakturalnie zajmie po rozwałkowaniu dwa miejsca przy stole i będzie pracowała za dwie. Piernikorobki.

      Usuń
  10. AAAA.soreczka, u Kaczki widzę:)
    Ładny kotek;)

    OdpowiedzUsuń
  11. I w listwie też widzę, e czyli ok, moja spostrzegawczośc poszła się paść

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee... nie. Po prostu wyskoczył sprawdzić napełnienie miseczek.

      Usuń
  12. ale jak on tak twardo spał cza było się położyć obok czasnąć słit focię z rąsi i potem wysłać esesmanem z jakimś tekstem mrał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem. To też był jeden z moich pomysłów. Kilka innych miałam takoż.

      Usuń

Prześlij komentarz