1398
Wy też tak macie, że jak przychodzą goście i bardzo Wam zależy, żeby wszystko było idealnie, to ziemniaki się przypalają, śmietana warzy się w zupie, sernik opada, a kot w chwili, gdy przebrzmiewa dzwonek do drzwi, całym rozpędem wskakuje na stół, zwala zastawę na podłogę i zostawia na obrusie ślady żwirku z kuwety? No to ja nie będę mieć gości. Nawet zbłąkany wędrowiec z kulawą nogą się nie zapędzi.
Tak mi się nie chciało po sprzątaniu zabrać za ciasta, że pierwszy raz w życiu zrobiłam drożdżowe niezgodnie z jakimikolwiek zasadami. Mąki nie przesiałam. Walnęłam wszystko na kupę, przypomniawszy sobie poniewczasie, że nie kupiłam drożdży. Z uczuciem lekkiej paniki przeryłam zamrażalnik i znalazłam tam kostkę drożdży nieznanego pochodzenia. Zabełtałam gluta z grudami i postawiłam na kaloryferze. Rosły jak opętane. Masło dodaje się na końcu, roztopione, ale ostudzone. Wrzuciłam zimne, wprost z lodówki, w kawałkach. Na początku.
Wyrosło nad podziw. Właśnie wyjęłam z piekarnika makowce - są piękne. Idealne. Równiutkie. Nigdy takie nie wychodzą. Pisząc to spoglądam na identyczne, jeszcze w trakcie pieczenia, zachwycająco podobne do siebie w rozmiarze strucle jabłkowe. Zaraz zrobię sernik i jestem przekonana, że nawet mu środek nie opadnie.
Mało tego! Po raz pierwszy nie zapomniałam zwijać strucli na papierze do pieczenia. Zawsze przeżywam olśnienie, kiedy na blacie leży grubaśna gąsienica o cieniutkiej skórce, której za cholerę nie da się przenieść do formy, nie rozwalając wszystkiego w drobny mak. A dziś? Pamiętałam o zwijaniu na przygotowanym papierze, w związku z czym idealne gąsieniczki przepłynęły w papierowych hamakach wprost do blaszek.
Co jest z tymi staraniami? Gdybym przyjmowała gości, na sto procent wszystkie pękłyby, ciasto rozrywałoby się na środku i nie mogłabym go równo rozwałkować. I z barszczem też coś byłoby nie tak - ani chybi by się zagotował i zbrązowiał. A z uszek wysypywałyby się grzyby. Tymczasem musiałam prezesa mokrą szmatą odganiać od gara, napełnionego idealnie czerwonym płynem, bo po spróbowaniu zażądał natychmiastowego spożycia, a przecież sezon "nie jedz tego, to jest na święta" mamy od jakiegoś czasu otwarty.
Jakby tego było mało - choinka jest idealnie równa. I - jak do tej pory - nikt jej nie zwalił na podłogę, nie ściągnął żadnych bombek. Nawet piórek nie wyszarpują. Ki czort?
Korzystając z tego podejrzanego dobrostanu, życzę Wam wszystkiego, co najlepsze. Zdrowia przede wszystkim. Miłości. Spokoju. Ciepła. Dobra. I pieniędzy! A co! Co macie nie mieć!
Dziękuję że jesteście ze mną kolejny rok, dziewczynki. Wiecie, że Was uwielbiam? Pewnie, że wiecie :o)
Tak mi się nie chciało po sprzątaniu zabrać za ciasta, że pierwszy raz w życiu zrobiłam drożdżowe niezgodnie z jakimikolwiek zasadami. Mąki nie przesiałam. Walnęłam wszystko na kupę, przypomniawszy sobie poniewczasie, że nie kupiłam drożdży. Z uczuciem lekkiej paniki przeryłam zamrażalnik i znalazłam tam kostkę drożdży nieznanego pochodzenia. Zabełtałam gluta z grudami i postawiłam na kaloryferze. Rosły jak opętane. Masło dodaje się na końcu, roztopione, ale ostudzone. Wrzuciłam zimne, wprost z lodówki, w kawałkach. Na początku.
Wyrosło nad podziw. Właśnie wyjęłam z piekarnika makowce - są piękne. Idealne. Równiutkie. Nigdy takie nie wychodzą. Pisząc to spoglądam na identyczne, jeszcze w trakcie pieczenia, zachwycająco podobne do siebie w rozmiarze strucle jabłkowe. Zaraz zrobię sernik i jestem przekonana, że nawet mu środek nie opadnie.
Mało tego! Po raz pierwszy nie zapomniałam zwijać strucli na papierze do pieczenia. Zawsze przeżywam olśnienie, kiedy na blacie leży grubaśna gąsienica o cieniutkiej skórce, której za cholerę nie da się przenieść do formy, nie rozwalając wszystkiego w drobny mak. A dziś? Pamiętałam o zwijaniu na przygotowanym papierze, w związku z czym idealne gąsieniczki przepłynęły w papierowych hamakach wprost do blaszek.
Co jest z tymi staraniami? Gdybym przyjmowała gości, na sto procent wszystkie pękłyby, ciasto rozrywałoby się na środku i nie mogłabym go równo rozwałkować. I z barszczem też coś byłoby nie tak - ani chybi by się zagotował i zbrązowiał. A z uszek wysypywałyby się grzyby. Tymczasem musiałam prezesa mokrą szmatą odganiać od gara, napełnionego idealnie czerwonym płynem, bo po spróbowaniu zażądał natychmiastowego spożycia, a przecież sezon "nie jedz tego, to jest na święta" mamy od jakiegoś czasu otwarty.
Jakby tego było mało - choinka jest idealnie równa. I - jak do tej pory - nikt jej nie zwalił na podłogę, nie ściągnął żadnych bombek. Nawet piórek nie wyszarpują. Ki czort?
Korzystając z tego podejrzanego dobrostanu, życzę Wam wszystkiego, co najlepsze. Zdrowia przede wszystkim. Miłości. Spokoju. Ciepła. Dobra. I pieniędzy! A co! Co macie nie mieć!
Dziękuję że jesteście ze mną kolejny rok, dziewczynki. Wiecie, że Was uwielbiam? Pewnie, że wiecie :o)
Czy jak napiszę, że też Cię uwielbiam, to wyjdę na lizusa????
OdpowiedzUsuńAleż skąąąąąąd. Mów do mnie jeszcze...
UsuńCium,cium:))))
OdpowiedzUsuńJa,ja jestem taka, że mi się nie udaje.Kiedy coś robię ot tak to jest ok.A dzisiaj? Trochę nie jestem zadowolona z ciast,owszem upiekły się,ale nie są tak imponujące ,jak czasami bywają.
Ciasto na pierogi i uszka trochę twardawe, no i tak o.
Nauczyłam się robić (po wielokrotnych i różnych składnikowo próbach) ciasto pierogowe tylko z mąki, szczypty soli i śmietany. No, chyba że zależy mi na aldente. To wtedy mąka, jajko i woda.
Usuńmnię się zachciało zrobic zdrowsze i dodałam mąki pełnoziarnistej zadje się:)) No ale i jajo i mleko było
Usuńa,nie ważne, teściówka znów podniosła nam cisnienie przed samym spożywaniem,więc troche mi wszystko jedno
UsuńCzyli grunt to znaleźć właściwy katalizator ;o)
UsuńLub wyprzedzając fakty łyknąć parę głębszych i wrzucić na luz:)
UsuńBardzo praktyczne podejście ;o)
UsuńNarobiłam kilka wiader uszek (nie, wyjątkowo nie jestem zadowolona z ciasta. nie, to nikomu nie przeszkodzi pochłaniać ich łapczywie). I ze trzy sagany jarzynowej sałatki. Jeden już pochłonęli nie oglądając się na "nie ruszaj". Zresztą, z racji tego, że niektórzy wyjeżdżają w pierwszy dzień Świąt, a inni tuż po, pozwalam się im nażerać już teraz, żeby POTEM nie martwić się, że czegoś za dużo, że skisło, że trza wyrzucić.
OdpowiedzUsuńPiękną macie chojkę, piękną!
Miejcie też piękne Święta. Mrugam do Was szklącym się okiem jak gwiazdka z nieba :)
Bardzo ładnie mrugasz. Przyjmuję to za zapowiedź znakomitego roku :) Ukochy!
Usuńukochy to słowo miesiąca!
UsuńA "imadlę" Ci się nie podoba? (Zamiast "ściskam", podpowiadam).
UsuńImadlę Cię ukochami!
UsuńBardzo pięknie. Puść wodze fantazji. Słowotwórstwo bywa fascynujące (podobnie jak onomastyka).
UsuńPierwsza wersja sałatki wyszła jakaś mikra, w związku z czem już dawno słuch po niej zaginął (znaczy się dziś koło południa), choinka (haha) wygląda jak dzieło szaleńca, a pienik w trakcie konsumpcji. Jutro powstanie sałatka główna oraz ciasteczka wcukrzemaczane, bo już mam dość na dziś. Wesołych świąt!
OdpowiedzUsuńWzajemnie :D
UsuńNieważne potrawy - i tak będzie fajnie, nie?
Tesz Ciem kocham:***
OdpowiedzUsuńCiasta moje upiekane, wyszli!
A z domu wyjdą jutro:)
A pierogowe?
Polecam - któś w necie mię niegdyś nauczył, dam się za nie pokroić:
3 szklanki mąki, szklanka wrzątku, 2 łyżki oleju.
Nie ma bata, żeby nie wyszło - wyjdzie zawsze.
(rzecz jasna szklanka jest miarą umowną, chodzi wszak jeno o proporcje).
Wszystkiego Ci dobrego, Aśku - wszystkiego.
I Twoim ukochanym takoż.
To, co piszesz o swoich rodzicach jest mi bardzo bliskie.
:***
Dziękuję, Dorotko. Ściskam Cię mocno, a i dla wszystkich dookoła Ciebie wystarczy.
UsuńZdrowych, radosnych i ciepłych świąt :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Elu. Spełnienia marzeń Ci życzę.
UsuńTeż tak mam. Im bardziej się staram tym gorzej wychodzi.
OdpowiedzUsuńJak się nie przykładam to potraw Nigella mogłaby mi zazdrościć, włosy same układają się tak, że ani ja ani żaden fryzjer by takiego efektu nie wyczarował a lico poraża urodą.
Jak mi zależy na wyglądzie to na głowie stóg siana po burzy, a na nosie obowiązkowo wielki pryszcz! I tak to się kręci... ale nie ważne :)
Ukochy świąteczne dla Cię Waterloo, dla rodziny najlepsze życzenia a dla czworonogów głaski.
Dziękuję bardzo.
UsuńZ pryszczem na nosie - identycznie ;) Najbliższy będę miała w piątek rano, hahaha.
A u nas z a w s ze wszystko dobrze wychodzi:) Choc moje zapedy do bycia perfekcyjna pania domu ( w swieta:) nie daja mi spac spokojnie:) Choinka z przeceny krzywa ( a moglo nie byc wcale!),uszek tradycyjnie za malo ( zrobilam 200 i pewnie braknie),Barszcz zagotowany piecdziesiat razy,pierogi za duze,golabki za male,ryba za chuda,kompot za cienki,plama po zeszlorocznym barszczyku nie zeszla z obrusa,brakuje krzesel i miejsca na krzesla:)
OdpowiedzUsuńPsy w ostatniej chwili wpadna do domu zablocone po pachy a ktorys kot sie tradycyjnie zesra z wrazenie w korytarzu, tuz przez przybyciem gosci:)
Ale wiem,ze bedzie cudnie i cieplo,i ze bedziemy sie cieszyc,bliskoscia i dla wszystkich bedzie miejsce i czas:) A jedzenie? I tak wszystko bedzie pyszne:) Pochlona z zachwytem nawet opadniety sernik:) A potem bedzie ubaw pod pachy przy otwieraniu kazdej pieczolowicie zapakowanej "trzepaczki do szampana":) A potem bedziemy grali i spiewali koledy i pastoralki do poznej nocy i nikt mi nawet nie wypomni,ze falszuje:)
Dobra,przerwa na kawe mi sie skonczyla:)
Caluski raz jeszcze!
I czekamy,wiesz przeciez!
To tylko potwierdza teorię. Gdybyście się kisili we własnym, wąskim (ekhm, ekhm) sosie, sernik na środku miałby Mount Everest ;o)
UsuńWasze święta są piękne - z tym wszystkim, co wyżej opisujesz. Wiem, bo przecież BYŁAM TAM. A najlepsze jest śpiewanie. No i Twoja Mama z nieodłącznym, nauczycielskim: Asiu, zadałam ci pytanie i nie usłyszałam odpowiedzi ;o)))))
Ściskam Was całym sercem.
Wersja: Swieta inaczej - Wigilia 3 rano wstawanie bo o 6 wylot pierwszym samolotem jaki puscili do UK - i nalot na rodzine... Tez pieknie :D
OdpowiedzUsuńAsiu zycze Wam spokojnych dni swiatecznych...
Zobacz sobie notkę 1401. Spokojnie... hmmm...
Usuń