1957

Kruszyzna się pyta, co jest w piekarniku. Otóż nie uznałam za konieczne podawać Wam przepisu, ponieważ w piekarniku spoczywają Leniuszki. Ja tę nazwę wymyśliłam, R w kółeczku, uważam, że niezwykle adekwatna. Choć mogłyby też nazywać się Ratuszki, bo uratują sytuację. Każdą.

Otóż ustalmy na początek, co ma pani domu. Odpowiadam: pani domu ZAWSZE ma w zamrażalniku ciasto francuskie, które z kolei ma to do siebie, że nie zaimplementowało cukru, więc można je wykorzystać w każdej trudnej sytuacji. Oraz hobbystycznie. I nie mówcie, że to jakiś problem. Na zakupach dorzucacie do kosza ze dwa zwitki i ładujecie je do zamrażary po powrocie w pielesze. Potem mi podziękujecie.

Nie ugotowałaś obiadu? Ciasto francuskie.
Cholerni goście wpadli niczym grzyby w barszcz? Ciasto francuskie.
Rodzina snuje się po kątach, rzęzi i żąda? Ciasto francuskie.
Naczelna zasada kuchenna (byle się nie spocić)? Ciasto francuskie.
Ten, kto wymyślił mrożone ciasto francuskie, powinien dostać Nobla.

Co, mianowicie, można z tego ciasta?
Można np. rolki z parówką - dzieci się ucieszą, gdyż gminna wieść niesie, że nie wolno ich karmić parówkami, bo pies z budą zmielony. W związku z powyższym każde porządne dziecko dałoby się pokroić za parówkę. Tak to właśnie z zakazami bywa.
Można przekąski - tniecie w paseczki, posypujecie solą, kminkiem, ziołami, czym tam chcecie. Jak kogoś melanż poniesie, niech tworzy oryginalne kształty. Uwaga! Chrupanie wciąga.
Można tartę obiadową (i na słodko też). Bierzesz sobie formę, wykładasz ciastem francuskim, ładujesz do środka resztki z lodówki, w szklance mieszasz 3 jajka ze śmietaną lub jogurtem oraz solą i pieprzem, zalewasz, wstawiasz do piekarnika, a na 10 minut przed wyjęciem posypujesz żółtym serem (żeby się nie spalił). Przy tym pilnujesz się, żeby nie zeżreć połowy.
No i w końcu można Leniuszki.

One są kołem ratunkowym, gdy chcesz wyjść na Zapierdolnistą Panią Domu, co to w szpileczkach i fartuszku, z braku lepszych zajęć, wypełnia dom zapachem pieczonego ciasta all year long. Bierzesz se to ciasto i tniesz w kwadraty. Otwierasz lodówkę i sprawdzasz, co jest na granicy przydatności (jeśli goście, których nie lubisz, weź przeterminowane, może się zesrają i będziesz mieć spokój) - a to zapomniana puszka brzoskwiń, a to słoik z kompotem, sugerujący mech i porosty, w ostateczności konfitura, którą otwarli, zjedli dwie łyżeczki i porzucili (świnie marnotrawne), a ta dogorywa. A może jabłka wychodzą z koszyka? Proszę uprzejmie, voila!

Mnie akurat nic nie wychodziło, ale licytacja trwała, więc pocięłam to ciasto, dwa jabłka umyłam i pokroiłam w plastry (ze skórką), wyłuskując gniazda nasienne dość krzywo. W puszce z niespodzianką* odkryłam resztkę rodzynek sułtańskich, więc wsadziłam w każdą jabłeczną, krzywą dziurkę. Rogi zagięłam do środka, tworząc sakiewki. Górę ciasteczek pomalowałam żółtkiem. Na miejsce spojenia kapnęłam konfiturą z róży. Wszystko trwało jakieś 7 minut, a nikt mi nie podskoczy. Rozumiecie teraz, dlaczego nazywam te ciasteczka Leniuszkami?

Fajnie wychodzą również z brzoskwiniami z puszki i roboty jeszcze mniej, bo zapuszkowane brzoskwinie z natury rzeczy występują w połówkach, więc można się nawet nie ufifrać. Ciasto człowiek w kwadraty, czekoladę (gorzką) połamie, na środek przyszłego ciastka kładzie kostkę czekolady, przykrywa połówką brzoskwini, opierdoli żółtkiem naokoło i do pieca. Czas pracy skraca się do minut czterech, a wieńce i fanfary te same.

Ciastka, wynikłe z francuskiego, nie są przesadnie słodkie, co uważam za plus. Głąbom należy kazać żreć nad talerzykami, bo ciasto takie, jak wiadomo, składa się z warstw i, co za tym idzie, kruszy się jak jasna cholera. A nie po to odwalamy numer z czerwonymi pazurami do podłogi, żeby po jakiejś bandzie nieudaczników sprzątać.

Mogę sobie wyobrazić, choć nie próbowałam, że z ciastem francuskim dobrze konweniuje np. miód i płatki migdałów. Albo różne dżemy - fanatycy mogą zawinąć w rogaliki, ale muszą mieć świadomość, że czas przygotowania się wydłuży, a i ręce trzeba potem umyć, bo się tłuste paluchy na dziecku odcisną.

No. Mówię Wam, ciasto francuskie jest the best. A jak ja coś mówię, to wiem.


* Doprawdy - czasem znajduję tam wiórki kokosowe sprzed roku.

Komentarze

  1. Owszem,to jest dobry patent.
    Niestety np. ja nie lubię ciasta francuskiego,więc nie używam.
    Od wielkiego dzwony jak córce się zachce to kupuje i robię.Zdarzyło nam się może ze 3 razy na przestrzeni wielu lat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to masz trudniej.
      Aczkolwiek wyznam Ci, że całe życie nie znosiłam ciasta francuskiego i nawróciłam się stosunkowo niedawno. Dziś nie mogę sobie przypomnieć, co mnie tak obrzydzało.

      Usuń
  2. Genialne! Patent z ciastem francuskim niniejszym przyswajam, faktycznie warto mieć w zamrażalniku. I obiad, i deser. Dzięki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę, kochana. Zeskanować Ci cały mój magiczny zeszycik w truskawki? ;)

      Usuń
    2. Nie śmiałam prosić, ale skoro masz urlop... ;)

      Usuń
    3. Myślałam, że wolisz sobie dawkować przyjemności ;)

      Usuń
  3. Też stosuje ten patent :) dodam tylko, że ciasto gotowe jedno drugiemu nie równe i najlepiej poszukać, droga eksperymentu, które najmniej osadza się tłustościa na zębach po upieczeniu... a jak na słodko i komuś ono za mało słodkie to można cukrem pudrem...

    Osobiście jeszcze roladki z serem lub jabłukiem tartym stosuję. Z serem szybsze sa, bo kostkę sera widelcem z jajem, wanilia i cukrem (ilość wg gustu i uzbania) mieszam i rozdrabniam na papke (można blenderem, ale widelec szybciej się myje); rozmarowuję papkę na ciasto i zwijam, i ostrym nożem tnę plasterki około 1 cm i do pieca :P

    tarte jabłuszka maja dużo soku, który albo odciskam nieco, albo neutralizuje mielonymi migdałami...

    OdpowiedzUsuń
  4. roladki z francuskiego na pikantnie czasem też robię-ja, antytalent kuchenny
    Nadzienie- np. przesmażone do sucha pieczarki z cebulką lub pokrojona szynka+żółty ser+oliwki+suszone pomidory+feta w kombinacji dowolnej, lepiej nie przesadzać z ilością, raczej cienko, zwinąć roladkę, pokroić w plasterki ok 1 cm , ułożyć luźno na parafinowanym papierze. To rośnie w pieczeniu. A takie ślimaczki są świetne np do piwa.
    A ciasto francuskie nie mrożone tylko chłodzone z owadziego sklepu w czerwone kropki- prima sort, i ma całkiem długi termin ważności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kropki oczywiście czarne, owad czerwony ;) a jako nadzienie sprawdza się jeszcze lekko przeterminowany wędzony łosoś ;)

      Usuń
    2. wędzony łosoś mnie przekonał

      Usuń
    3. Cytrynka: Ja też kupuję świeże, tylko wrzucam do zamrażalnika, żeby się nie martwić datą przydatności (zużyj, bo się kończy) i mieć zawsze pod ręką.

      Odwodnik: Mnie nawet nieprzeterminowany nie przekonuje. No, nie lubię, co mogę za to.

      Usuń
  5. Oh. Ja tez chcę! Genialne, musieć spróbować. Nie dla bycia panią domu ale dla swojego własnego obzarstwa. Może chłop nie zezre wszystkiego...

    OdpowiedzUsuń
  6. Dwie Chochelki już dawno ciasto francuskie wychwalały :-) Mnóstwo u nas przepisów z zastosowaniem tegoż, mnóstwo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chochelki są moją najulubieńszą stroną kulinarną i z rozkoszą polecam ją wszystkim znajomym - i tym internetowym, i realowym :)

      Usuń

Prześlij komentarz