1965

Notkę nr 1965 poświęcam Koleżance Beemwe. Będzie na taki temat, że niech się Koleżanka nad sobą zastanowi. I oczywiście...

BEEMWE            NIECH              ŻYJE!


Założyłam w końcu księgę wieczystą dla mojego małego mieszkanka, które okupuje licealny kolega, zwany potocznie lokatorem. Właściwie to mieszkanie tylko z nazwy (i aktu własności) jest moje, gdyż albowiem darowałam je Dziecku na osiemnaste urodziny. Dlatego też, jako osoba startująca po raz kolejny w wyścigu na Najgorszą Matkę Roku, postanowiłam je sprzedać. Rzeczonemu lokatorowi.

Oczywiście najpierw musiałam przysiąc na kolanach, że odkupię. Aczkolwiek tak korzystnych interesów, jakie udało mi się zrobić z kupnem obydwu naszych mieszkań, raczej nie powtórzę, bo podobno nic dwa razy się nie zdarza, a mnie się zdarzyło, więc nie liczę już na trzeci. No, chyba że dom potraktujemy jako osobną kategorię, to zapraszam szczęście serdecznie. Wtedy może i na odkupienie mieszkania wystarczy albo się Dziecku fartnie i dostanie obecne. Póki co, codziennie wysyła do kapituły konkursu maile, świadczące o mojej wredocie. Miała mieszkanie - PYK - nie ma.

Trochę się wytłumaczę. Oczywiście posiadam ze trzy prawe środki płatnicze, dedykowane mojemu wymarzonemu domostwu i stale dokładam do kupeczki (grosz do grosza, a będzie kokosza), ale mam też świadomość, że to na rozruch nie wystarczy. Nikt już nie daje kredytów na 100% wartości nieruchomości, na zadatek trzeba mieć ok. 10%, na opłaty i w końcu - na remont wraz z przeprowadzką. A tymczasem, co tu kryć - jestem coraz starsza, paliwo znacznie droższe niż w 2006, więc na wszelki wypadek nie zakładam, abyśmy dali radę przeprowadzić się o własnych siłach, jak to miało miejsce poprzednio. Odległość też będzie większa, więc jakby się nie opłaca.

Cała operacja zapowiada się na dość skomplikowaną logistycznie i emocjonalnie. Muszę więc mieć na to pieniądze. Nasze pensje nie wystarczą i nie ma o czym gadać. Sprzedaż małego mieszkania jest konieczna, szczególnie że - nieprawdopodobne! - nie jest ono obciążone hipoteką. Ergo: wolne i swawolne, brać - nie marudzić. (Kolejny mail do kapituły właśnie staruje).

Uzbierawszy wszelkie niezbędne dokumenty - sąd w Chorzowie żąda nie tylko zaświadczenia ze spółdzielni mieszkaniowej, które ta daje za darmoszkę, ale również wypisów i wyrysów z Wydziału Geodezji, za które musiałam zabulić 150 zł - ruszyłam do ataku. Mamrocząc niepochlebnie pod nosem, wrzuciłam do parkomatu piątaka, bo nie miałam drobniejszych. Parkomat nie wydaje reszty. Z dołu okazało się, że miasto wzbogaciło się o 1,5 h czasu parkowania, które nie zostało wykorzystane. Za karę się stąd wyprowadzę i mam was w odwłoku, nienażarte świnie (te czułe słowa kieruję do Rady Miasta), stracicie tym samym dwóch, a w perspektywie trzech bardzo uczciwych podatników. Nie opłacało się.

Czyli: wrzuciłam, popomstowałam i ruszyłam do sądu. W sądzie, wiadomo, zasieki, piszczące bramki, straż i nieprzyjazna atmosfera. Sympatyczna okazała się jedynie pani z ochrony, pilnująca rzeczonej bramki - pewnie po to, by nikt jej nie ukradł. Wiadomo: każdy chce mieć takie piskadełko w domu. Reszta obsługi: istne panie Halinki. Nieprzyjazne, naburczane, obrażone, że się im przeszkadza w kontemplowaniu roztoczy. Ruch znikomy, petent powiadomiony, że jest zawalidrogą, długopisów na lekarstwo, w kasie, zamiast obsługiwać interesantów, plotkuje się z koleżankami (a ty stój), wzór wypełniania druku wisi co prawda w gablocie, ale 5 m od najbliższego blatu do pisania, więc lataj tam a nazad. I naprawdę nie zabieraj pani powietrza ani ciszy swoimi durnymi pytaniami.

Byłam tak porażająco miła, sympatyczna, otwarta i uśmiechnięta, że pani Halinka o mało nie padła, rażona apopleksją. Co gorsza, w zderzeniu z bezbrzeżnie radosnym petentem, nie mogła wykazać się wyszkoleniem w zakresie obsługi rodem z lat osiemdziesiątych. Złośliwie wykazywałam pełne zrozumienie dla potknięć pani Halinki, jej niemrawych ruchów, braku humoru oraz nawiązywałam przyjazny kontakt werbalny, uderzając wprost do jej ogromnego doświadczenia, wiedzy oraz umiejętności.
Wychodzącej rzuciła jedynie nienawistne spojrzenie.
I to wszystko za jedyne 260 złotych polskich.

Termin - do miesiąca.
Będę więc gotowa na dokonanie transakcji.
Co za radość.

PS Ktoś otwarł w centrum Chorzowa drogerię Hebe, w której jeszcze nigdy nie byłam, więc na osłodę kupiłam sobie trzy maseczki na twarz i jedną, w formie rękawiczek, na dłonie. Tedy idę, wsadzę łapy w te rękawiczki. A potem będę piękna i gładka, że jak nie wiem co.

Komentarze

  1. To mi przypomniało, że obiecywałam sobie kupić skarpetki pedikurujące. .. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamarłam w bezruchu i tak trwałam.To ja, to dla mnie. Ach, och. Spiesze do domu, rodzinie i kotu opowiedziec. Dziekuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. cieszę się, że kierunek - domek w realizacji. Mój się remontuje i ... Lepiej nie mówić. Oddelegowałam męża do nadzoru i kontaktów z panami budowlańcami. Ja jestem matka karmiąca i muszę mieć jako taki spokój;) p.s o dedykację poproszę w 1976- ciekawam tematu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście nie mogłaś pod poprzednią notką, żebym wszystko miała w jednym miejscu! Wybaczam Ci tylko z uwagi na przypiętą progeniturę :)

      Usuń
    2. uff na coś się przydaje, ta progenitura;)

      Usuń
  4. no tak !
    a mi Mama powtarzała "kto daje i odbiera ten się w piekle poniewiera " heh
    zatem się spotkamy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój domek też się buduje, Przy lesie, na uboczu, ale nie takim zupełnym, żebym jednak cywilizacji trochę liznąć mogła. Jest już dach, okna, zaraz będzie podłoga. Kredyt wisi nade mną, ale nie żałuję podjętej decyzji, bo przez ten rok, od kiedy się zdecydowałam, zdarzyło się tyle dobrego w relacjach międzyludzkich! A to jest bezcenne (i nie jest to truizm).

    Iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci gratuluję i trzymam kciuki za szczęśliwe zakończenie budowy oraz jak najszybsze wprowadzenie się i zamieszkanie.

      Usuń
  6. Pewnie to, co napiszę będzie herezją na tym blogu i zostanę wyklęta do 5 pokolenia :D
    ale...
    gdyby tak mniej bucików i torebusi, to nie musiałabyś dziecku rodzonego zabierać urodzinowego prezentu?
    Zła Łoterloo, zła! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyślij maila do kapituły.
      Poza tym... też tak uważam. Sądzę, że również:
      - nie powinnam jeździć samochodem, tylko komunikacją, a w ogóle to chodzić na piechotę, bo do pracy mam tylko 10 km - dla zdrowia i figury by mi się przydało;
      - Prezes też nie powinien jeździć samochodem, bo pracuje w domu, no i abonamentu za siłownię niech nie płaci, za darmo też można ćwiczyć, jeśli się chce;
      - Zuzia nie powinna jeździć samochodem, smarkula jedna!!!
      - o, skoro jesteśmy przy Zuzi: ona chodzi na płatne studia, a nie powinna, albo niech se chodzi, ale na zaoczne a w tygodniu pracuje, wyprowadzi się do tego małego mieszkania i sama się utrzymuje - ile ja oszczędzę...
      - w ogóle wszyscy możemy mieszkać na tych trzydziestu paru metrach, dopiero by było tanio, a nie że chcę sprzedać to mieszkanie z sześciokrotnym przebiciem;
      - prosecco za 19.99 też nie muszę pić, jak są wina za 2 zł;
      - nawet herbaty można sobie odmówić na rzecz wody z kranu.
      (Itd., itp.)

      TYLKO PO CO?

      Usuń
  7. No to piękne zwycięstwo nad paniami Halinkami.. pogratulować zachowania uprzejmości :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachowaj się w sposób nieoczekiwany, a wytrącisz przeciwnikowi broń z ręki ;)

      Usuń
  8. Plac budowy (remontu) czyt, pole bitwy wciąga jak czarna dziura. Żebyś nie zapomniała o blogu!
    Bo będziesz miała co opisywać!
    Czworolist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ja nie zamierzam niczego budować. To nie na moje nerwy!

      Usuń
  9. A remont to kto Tobie będzie robił? Poprzedni właściciel? Czy to ma być nówka od dewelopera?
    Czworolist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie :) Ale remont przed wprowadzeniem się. No i nie mam w planie domu, do którego trzeba włożyć na dzień dobry połowę wartości. Dlatego tak marudzę :)

      Usuń

Prześlij komentarz