1953

Prezes codziennie opowiada mi co lepsze kawałki ze swej międzynarodowej pracy. Szczególnie ukochał swego obecnego, hinduskiego zleceniodawcę, który mówi do niego all day long. Jest przy tym tak zaangażowany, że z radością pozostaje w robocie po godzinach, by tylko móc gadać do Prezesa, nie zważając, iż wybiła mu właśnie 22:00.
Prezes uważa, że jest to odrobinę uciążliwe, ponieważ nie może niczego napisać, albowiem wciąż musi odpowiadać na niekończące się pytania Wassifa. To są pytania w stylu oślim ze "Shreka", czyli: "Daleko jeszcze?!".

Wczoraj Wassif był na amfie i nie przestawał tak uporczywie, że Prezes zagadał do swojego kierownika projektu, żeby coś z tym zrobił, bo nie jest w stanie pracować. Kierownik z dużym zaangażowaniem rzucił się tłumaczyć Wassifowi, by się zamknął i osiągnął skutek!
Wassif milczał przez całe pięć minut.
A kiedy u nas wybiła 16:00, a u Wassifa nie wiadomo która, Wassif nadal mówił, nie zważając na fakt, że zarówno Prezes, jak i kierownik projektu ulotnili się bez słowa.
Ot, różnica kultur.

- Wassif przeszedł dziś samego siebie - powitał mnie Prezes, wracającą do domu. - Otworzył sobie dwa okienka i w jednym pisał do mnie na komunikatorze, a w drugim pisał do mnie maile. w tym samym czasie.
- Co chcesz - westchnęłam. - On ma taką robotę. Zatrudnili go, żeby z tobą gadał. Nic więcej. I on chce się wykazać.

***

U R L O P!

Oprowadzając mnie do wyjścia, Jaś dogłębnie przeanalizował zaistniałą sytuację.
- Nie będziesz widziała fabryki przez dwa tygodnie! - stwierdził z westchnieniem.
- TAK!!! - zapiszczałam radośnie, po czym wykonałam taniec bioderek.
- I nas nie będziesz widziała dwa tygodnie... - zawiesił głos, przypatrując mi się. - Czemu milczysz?
- Czekam aż odwrócisz się do mnie tyłem, bo nie chcę być ostentacyjna. Okażę radość za twoimi plecami.

***

Dziś idziemy na koncert jazzowy do nowego, jeszcze ciepłego budynku NOSPRu. Dwa w jednym: odpoczywam i odchamiam się.

Komentarze

  1. Żyć, panie tego, nie umierać ;). Miłego urlopu życzy Amelia. PS. Czesław! Czesław!

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobra, odchamianie, odpoczywanie, urlop, Prezes... Ale CO Z Czesławem??????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pfff... No dobra, do piątku damy radę. Chyba.

      Usuń
    2. Nie wiem, czy nie do soboty. W piątek przecież wrócimy dopiero wieczorem!

      Usuń
    3. Nie wiem czy damy radę, ale przecież spróbujemy!

      Usuń
    4. Jakie macie wyjście, biedne misie...

      Usuń
  3. Och, jakże ja Prezesa rozumiem! Ciągle powtarzam, że pracowałabym znacznie wydajniej gdybym nie musiała ciągle biegać na spotkaniach, na których mi mówią, co mam robić. A ja przecież WIEM, CO MAM ROBIĆ.... tylko czasem nie mam kiedy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję Wam obojgu. Na szczęście ja też wiem, co mam robić i nie muszę tego wysłuchiwać pińcet razy, gdyż mój szef nie nawykł powtarzać. Ewętualnie cię zrypie, że nie zrozumiałaś jakiejś ulotnej aluzji przy pierwszym podejściu.

      Usuń
  4. A taki jest dobry, stary przymiotnik - indyjski, to nie, wszystko teraz musi być hinduskie. Nawet herbata, jak przeczytałam gdzieś ostatnio w jakimś ogólnie źle przełożonym kryminale.
    Tym bardziej gniecie ten "hinduski znajomy", że nazywa się Wassif, czyli muzułmaninem jest.
    Ech... [I tak, wiem, że słowniki tak, i że to hinduski od Hindus, nie od hindus..., ale no... spokojnie mógł być indyjski]
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A może Wassif jest indyjskim wyznawcą hinduizmu oraz ma lub miał rodziców mówiących w urdu, który to, jak wiadomo, posiada wiele zapożyczeń z arabskiego i perskiego? Samo imię też chyba w tym kręgu kulturowym często spotykane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wassif jest Hindusem. Nie interesuje mnie jego wyznanie, a upierdliwość przekłada się na nieustanne wyjmowanie pozycji z działu "upierdliwe" ;)

      Usuń
  6. Ponieważ autorka użyła przymiotnika "hinduski" zrozumiałam, że niekoniecznie chodzi o przedstawiciela firmy z siedziba w Indiach, ale o człowieka, będącego rdzennym mieszkańcem Indii, lub pochodzącego od takich mieszkańców. Dla mnie równie dobrze mógł to być przedstawiciel firmy z Wielkiej Brytanii.
    Czworolist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czworolist... BRAWO! Ot, co znaczy umieć czytać ze zrozumieniem :) Nie wiem, imaginuj sobie, gdzie siedzi Wassif - ma jakąś różnicę czasu z nami na swoją niekorzyść, więc tam gdzie siedzi, siedzi po godzinach. Przyznam się, że w domu mówimy na niego Ciapak. Ale nie chciałam tak przy ludziach ;))))
      PS Oni mają obecnie najróżniejsze, czasem bardzo nietypowe imiona (np., o zgrozo, jakby meksykańskie?!), które niekoniecznie mówią cokolwiek o ich pochodzeniu. Prezes decyduje, czy są Ciapakami, dopiero po videokonferencji albo samemu napieprzaniu przez telefon, gdyż Hindusi mają specyficzny akcent. Nawet jeśli mieszkają na Wyspach. Wyobraź sobie, że posunął się do lekcji angielskiego via Internet z hinduskim lektorami. Taki jest rozpasany.

      Usuń
    2. Polecam Prezesowi "Kwartet indyjski" Paula Scotta. Może pomoże mu zrozumieć zleceniodawcę, chociaż "Wasz" Ciapak? .....Czy on czasami nie był adoptowany przez Japończyków? Znacie dowcip o japońskich strajkach?
      Pozdrowionka
      Czworolist

      Usuń
    3. Nie znamy i żądamy zaznajomienia!

      Usuń
    4. Włoski strajk - siedzą w pracy i nic nie robią.
      Japoński strajk - po 8 godzinach pracy bezczelnie idą do domu.
      Czego i u nas w Polsce niektórym życzę.
      Pozdrowionka
      Czworolist
      Dzięki za ciasto francuskie.

      Usuń
    5. Tak przypuszczałam. Aż dziw, nie nie po dziesięciu ;)

      Usuń

Prześlij komentarz