1733
Byliśmy obejrzeć dom.
I co? I tragedia. Jest... śliczny. W zasadzie skończyło się tym, że siedzieliśmy w samochodzie i nikt nie chciał zacząć. Bo nie wiedział jak. Moglibyśmy wprowadzić się dzisiaj.
Znaleźliśmy uliczkę, przy której stoi, ale nie mogliśmy znaleźć numeru. Uliczka się kończyła - zaczynał się lasek. Zadzwoniłam do państwa, którzy sprzedają z zapytaniem, co mamy robić.
- A wjechała pani do lasu?
Nie wjechałam. Droga co prawda asfaltowa, ale jakoś nie wyglądała. No, dobra. Ruszyliśmy do lasu. 100 metrów dalej przed nami pojawiło się osiedle domków, a droga szła dalej do kolejnych miejscowości. Szok. Przed bramą, po drugiej stronie ulicy, las. Działka jest idealnie prostokątna, po drugiej stronie brama i wyjście... do lasu. Ale budowa tam trwa, więc perspektywicznie będzie kolejny rząd domków. Co właściwie nie robi wielkiej różnicy. A tak naprawdę raczej jest plusem dodatnim, bo bezpieczniej.
Dół domu jest całkowicie otwarty, co, jak wiadomo, jest z mojego punktu widzenia plusem dodatnim (przestrzeń, przestrzeń!). Salon i kuchnia, ubikacja, spiżarnia i schody na górę. Obok, na poziomie zerowym, pomieszczenie gospodarcze i jednostanowiskowy garaż. Ale przed garażem miejsce na dwa samochody, więc ścisku dupy nie ma. Garaż jest wysoki, więc został w nim dorobiony sufit z klapą i opuszczanymi schodami, a na górze znajduje się drugie pomieszczenie gospodarcze - taki strych. Idealna przechowalnia różnych różności, co to ich nie trzeba mieć pod ręką, ale nie wywalamy*. Jeśli się zastanowić, można by przekuć na ten stryszek drzwi z domu.
Na górze trzy pokoje i całkiem spora łazienka z wanną i prysznicem.
Wpadłam na pomysł przekucia drzwiczek z góry do stryszku, ale jesteśmy oboje ciągle w szoku i nie potrafimy wymyślić, z której właściwie strony ten stryszek się znajduje. Co obrazuje stan naszych dusz po oględzinach.
Dom jest w stanie do wprowadzenia się po malowaniu i drobnych poprawkach (typu: tu sobie zabudujmy szafę). Teren ogrodzony w całości (i to ładnie, drewnianym płotem z trzech stron, a kutym ogrodzeniem od frontu), wybrukowany, również po bokach, garaż ma automatyczną bramę i wjazd też sterowany jest pilotem. Kryty dachówką. Ma wykafelkowany taras, działka jest (o, niebiosa!) trawnikiem z drzewkami. Ma ok. 1.000 metrów, więc moglibyśmy nawet zrealizować mój pomysł sprzed lat, żeby w ogrodzie postawić malutki domek dla gości (np. brdę, którą kupuje się w częściach).
Skąd więc moja uwaga o tragedii? Wiadomo, kasa. Aczkolwiek natychmiast porozumiałam się z naszą inspektorką budowlaną, a ona rozwiała moje podejrzenia o drożyźnie.
- Muszę zobaczyć dokumenty. Ale jeśli materiały budowlane są porządne, to jest to bardzo przyzwoita cena.
Zuzia wrzeszczy, że nie będzie mieszkać w lesie. Żałuję, że odsypiała imprezę i nie pojechała z nami. Może zmieniłaby zdanie. Namawiam tę upartą (siłą się powstrzymuję, by nie napisać "oślicę") osobę, żeby pojechała tam z nami za tydzień.
Tak. Poprosiłam o konsultację fachowca. Będziemy sprawdzać stan budowlany i księgi.
Jestem PRZERAŻONA.
I chyba chcę spełnić swoje marzenie.
Stan absolutnej ambiwalencji.
PS Do centrum handlowego jest bliżej niż mamy teraz. Z lasu. Zabawne, prawda?
PS Sąsiedzi po bokach w wieku: po czterdziestce i po pięćdziesiątce. Cisza.
* I wreszcie półki na buty!!! Przecież i tak idę do samochodu. Oboszszsz...
I co? I tragedia. Jest... śliczny. W zasadzie skończyło się tym, że siedzieliśmy w samochodzie i nikt nie chciał zacząć. Bo nie wiedział jak. Moglibyśmy wprowadzić się dzisiaj.
Znaleźliśmy uliczkę, przy której stoi, ale nie mogliśmy znaleźć numeru. Uliczka się kończyła - zaczynał się lasek. Zadzwoniłam do państwa, którzy sprzedają z zapytaniem, co mamy robić.
- A wjechała pani do lasu?
Nie wjechałam. Droga co prawda asfaltowa, ale jakoś nie wyglądała. No, dobra. Ruszyliśmy do lasu. 100 metrów dalej przed nami pojawiło się osiedle domków, a droga szła dalej do kolejnych miejscowości. Szok. Przed bramą, po drugiej stronie ulicy, las. Działka jest idealnie prostokątna, po drugiej stronie brama i wyjście... do lasu. Ale budowa tam trwa, więc perspektywicznie będzie kolejny rząd domków. Co właściwie nie robi wielkiej różnicy. A tak naprawdę raczej jest plusem dodatnim, bo bezpieczniej.
Dół domu jest całkowicie otwarty, co, jak wiadomo, jest z mojego punktu widzenia plusem dodatnim (przestrzeń, przestrzeń!). Salon i kuchnia, ubikacja, spiżarnia i schody na górę. Obok, na poziomie zerowym, pomieszczenie gospodarcze i jednostanowiskowy garaż. Ale przed garażem miejsce na dwa samochody, więc ścisku dupy nie ma. Garaż jest wysoki, więc został w nim dorobiony sufit z klapą i opuszczanymi schodami, a na górze znajduje się drugie pomieszczenie gospodarcze - taki strych. Idealna przechowalnia różnych różności, co to ich nie trzeba mieć pod ręką, ale nie wywalamy*. Jeśli się zastanowić, można by przekuć na ten stryszek drzwi z domu.
Na górze trzy pokoje i całkiem spora łazienka z wanną i prysznicem.
Wpadłam na pomysł przekucia drzwiczek z góry do stryszku, ale jesteśmy oboje ciągle w szoku i nie potrafimy wymyślić, z której właściwie strony ten stryszek się znajduje. Co obrazuje stan naszych dusz po oględzinach.
Dom jest w stanie do wprowadzenia się po malowaniu i drobnych poprawkach (typu: tu sobie zabudujmy szafę). Teren ogrodzony w całości (i to ładnie, drewnianym płotem z trzech stron, a kutym ogrodzeniem od frontu), wybrukowany, również po bokach, garaż ma automatyczną bramę i wjazd też sterowany jest pilotem. Kryty dachówką. Ma wykafelkowany taras, działka jest (o, niebiosa!) trawnikiem z drzewkami. Ma ok. 1.000 metrów, więc moglibyśmy nawet zrealizować mój pomysł sprzed lat, żeby w ogrodzie postawić malutki domek dla gości (np. brdę, którą kupuje się w częściach).
Skąd więc moja uwaga o tragedii? Wiadomo, kasa. Aczkolwiek natychmiast porozumiałam się z naszą inspektorką budowlaną, a ona rozwiała moje podejrzenia o drożyźnie.
- Muszę zobaczyć dokumenty. Ale jeśli materiały budowlane są porządne, to jest to bardzo przyzwoita cena.
Zuzia wrzeszczy, że nie będzie mieszkać w lesie. Żałuję, że odsypiała imprezę i nie pojechała z nami. Może zmieniłaby zdanie. Namawiam tę upartą (siłą się powstrzymuję, by nie napisać "oślicę") osobę, żeby pojechała tam z nami za tydzień.
Tak. Poprosiłam o konsultację fachowca. Będziemy sprawdzać stan budowlany i księgi.
Jestem PRZERAŻONA.
I chyba chcę spełnić swoje marzenie.
Stan absolutnej ambiwalencji.
PS Do centrum handlowego jest bliżej niż mamy teraz. Z lasu. Zabawne, prawda?
PS Sąsiedzi po bokach w wieku: po czterdziestce i po pięćdziesiątce. Cisza.
* I wreszcie półki na buty!!! Przecież i tak idę do samochodu. Oboszszsz...
Spiżarnia! :)))) (martuuha)
OdpowiedzUsuńJeszcze, nie daj bóg, zacznę smażyć kąfitury!
Usuńbierz !!!
OdpowiedzUsuńDawaj kasę!
UsuńA masz!
Usuń:)
UsuńChyba dziś zagram.
kciuki by w papierach wsio ok było :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj, trzymaj.
UsuńJeżeli : po pierwsze primo "czujesz miejsce" , a po drugie primo "w papierach i materiałach porządek" - BIERZ!. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńMiejsce wywala w kosmos. Papiery będą sprawdzane, więc narazie nie ma o czym gadać.
UsuńOjapierdziu! Zaciskam kciuki, żeby wszystko było ok , bo wydaje się być super . Czujesz ten dreszczyK?
OdpowiedzUsuńJa już nie czuję nic prócz dreszczyku.
UsuńTe nowe przestrzenie do zagospodarowania, dylemat gdzie postawić komódkę, spiżarnia i stryszek. Jak papiery zdrowe, to się nie ma co zastanawiać.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że to najmniejszy problem, bo ja mam dar przeprowadzania się w jeden dzień. I wieczorem wszystko jest rozpakowane oraz zna swoje miejsce. Tak jakoś.
UsuńA jednak zaiskrzyło ;)
OdpowiedzUsuńBezsprzecznie. Choć nie wiem jak dom w stosunku do mnie.
UsuńWpadłaś :)))
OdpowiedzUsuńPo uszy. Aczkolwiek przerażona jestem. No i mam w domu oponentkę.
UsuńA tam, oponentkę, młoda jest, świat wzywa, to normalne. Docenia sie o wiele później.
Usuń(pójdzie na swoje,a mamunie będzie odwiedzać i wtedy doceni)
Aaaa... nie podoba sie młodzieży odległość do cywilizacji :)) Z naszej czwórki żaden już nie mieszka z nami na stałe ale garnie się bachornia do domowego koryta :)) Nie liczymy że któryś przejmie schedę, mają iść swoja drogą, no chyba że dorosna do mieszkania na wsi ;))
UsuńNie oczekuję od mojego dziecka, że przejmie schedę (póki co, nigdzie się nie wybieramy). Ale nie potrafię sobie wyobrazić, że teraz z nami nie mieszka. Rozumiem, że chce, ale to kosztuje. Nie stać nas na utrzymywanie dwóch domów.
UsuńMartwię się.
a jakby tak.... nie wiem gdzie mieszkają Dziadkowie. Jeśli gdzieś bliżej cywilizacji, to w razie zajęć na uczelni, imprezki na noc do dziadków, a resztę (weekendy, wolne, wakacje itd.) u Was. Czy nie da rady???
Usuńmi by najbardziej chodziło o powrót z imprez, nie oszukujmy się :)
Z.
Dziadkowie mieszkają zdecydowanie bliżej cywilizacji, nieopodal centrum Katowic. Aczkolwiek moi rodzice, kochani ludzie, są nieco... dominujący. Zadominowujący człowieka na śmierć. Więc wątpię ;)
UsuńKoniecznie spełniaj marzenia! Ja dzisiaj policzylam, że mam 27 kur, z tego 7 rasowych hrabin. Jakbyś potrzebowała ozdoby trawnika, polecam seramy. Małe i kolorowe. Howgh. Koko, powiedziala amelia
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo - wolę świnkę. Przesz z gustamy nie będziesz dyskutowała!
Usuńpułki na buty to plus decydujący !!!! decydujący argument nie do zbicia, wiem co mówię - to jest to czego mi BRAKUJE w Wersalu :( ... bo na etapie zakupu nie wzięłam tego pod uwagę...
OdpowiedzUsuńtak, że wiesz - trzymam kciuki za powodzenie inwestycji, a jak już dojdzie do skutku to... licze na fotki tego lasu :P i "ogroda" :P (i półek na buty rzecz jasna) :P
Jeśli to dojdzie do skutku, pewnie będę Was zamęczać fotkami.
UsuńObawiam się... że wpadliście po uszy. Znam ten stan - jest nieuleczalny! Teraz już niewiele może stanąć na drodze do pełni szczęścia (a ja Was chętnie nawiedzę, bo uwielbiam takie miejsca, ale wyłącznie weekendowo/wakacyjnie) :))))) powodzenia!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńZdążysz się przeprowadzić przed moim urlopem? ;)))
UsuńWpisalam się w odpowiedzi, bo też sie chce gościć, a co!
Usuń@kolorki
UsuńDziś mam atak paniki.
@martuuha
Nie sądzę, kochana, żebyśmy zdążyli. Poza tym klamka jeszcze nie zapadła :)
nie upieram się, że przed TYM urlopem ;)
UsuńTak sobie myślę, że ja nie muszę zdążać przed Twoim urlopem. TO będzie Twój urlop. Dam Ci znać, jak oni sobie gdzieś pojadą i będziemy miały cały areał tylko dla siebie :D
UsuńJak się tam nie wprowadzisz, to będziesz zawsze żałować, więc już chociażby dla świętego spokoju bierz tę chatkę.
OdpowiedzUsuńTwardy argument :D
UsuńOjej, ojej!!! (okrzyk" zdrowej" zazdrosci ;) Taki dom znalazlas, jakbys dla mnie szukala! Zycze w takim razie porzadnych papierów i naglego przyplywu kasiory.
OdpowiedzUsuńWidać mamy podobny gust. Dziękuję Ci bardzo, trzymaj kciuki.
UsuńOch, nie wytrzymałam... Czytam Twojego (tu wpisać dowolnie wybrane słowa, synonimy słów: ciekawy, dowcipny, zajmujący) bloga od dłuższego czasu. Dzisiaj nie wytrzymałam. Jak tylko papierkologia w porządku a i portfela Wam nie zrujnuje (bo zakup budynku to jedno, a za co pomieszczenie na buty wydzielisz?) to brać. Młodzież nieprzekonaną - przekonać. Opis domku jak z moich marzeń (wychowałam się dokładnie w takim zakątku i tęskno strasznie).
UsuńP.S. Niech pani sprzedawca dorzuci przy akcie notarialnym zapas olejku z drzewa herbacianego - najlepszy póki co odstraszacz komarów. Jak w lesie - stadko będzie w pakiecie.
Dago - w pierwszych słowach mojego listu pragnę wyrazić skrajne oburzenie, że wyczytujesz mi tu wszystkie literki zza węgła. To niecne!!! Przy wydawaniu wyroku skazującego Cię na wieczne męki czytelnicze, wezmę jednak pod uwagę, że się przełamałaś.
UsuńHopsasa :)
Pewnie oczko ulegnie kiedyś anihilacji. Ale nie uprzedzajmy faktów, niech się opowieść toczy.
Fajnie! :)
OdpowiedzUsuńPrzyjedziesz?
UsuńZ cala, powtarzam, CALA rodzina.
UsuńHauptcioteczka? A dam radę?
UsuńHauptcioteczka udzieli ci porad w sprawie konservirungu oczek wodnych. Ma ze czterdziesci. I zadne jej nie lata. A mnie... wiadomo.
UsuńMnie, prawdę mówiąc, też lata. To są rzeczy, które mi nie robią.
UsuńW każdym razie pojęłam, że Hauptcioteczka wchodzi w grę :)
Nie, bez obaw, raz sie odwazyla i ukradli jej samochod w Krakowie. To ja powstzrymuje w obrebie granic Westfalii, czy innej Nadrenii :-)
UsuńCzyli niby Biskwitem mnie szczujesz?!
UsuńBo Dynię mamy niejako obłaskawioną :))))
Pozostaje Norweski ze swoja fizis Ulryka spod Grunwaldu :-)
UsuńE tam. Zawsze możemy cały czas mówić po polsku i będzie się czuł wyalienowany.
UsuńSkoro tak Ci się podoba, kupuj!
OdpowiedzUsuńDajesz kaskę?!
UsuńJa biere.
Błogosławieństwo daję! Kaskę sama kombinuj :)
UsuńBłogosławieństwo też dobre. Biorę :)
UsuńBierz...młode mają w genach, że lepsze jest wrogiem dobrego. Młoda pójdzie w świat. Ty kupujesz dla siebie. To TWÓJ DOM. Ona sobie swój znajdzie/zbuduje/wynajmie. Ma wiele alternatyw i całe życie przed sobą. Ty masz prawo do realizacji swoich marzeń - Ty JESTEŚ NAJWAŻNIEJSZA. Jak będziesz szczęśliwa, to inni przy tobie też. Żyj wreszcie dla siebie, bo kiedy później?
OdpowiedzUsuńOpis piękny, trzymam kciuki za papiery. W sobotę też odkryłam potrzebę posiadania małego domku z małym ogródkiem i wielkim świętym spokojem. I kurami :D
Z kurami... :) Amelia wesprze Cię w wyborze!
UsuńI teraz pomyśl... lubisz kawę u mnie na tarasie? Ty pewnie będziesz pierwsza :) No, chyba że Cię Matka Chrzestna prześcignie, bo do niej rzut obuwiem sportowym.
A wiesz, że pierwsze co pomyslałam to właśnie o spokojnej kawie z Tobą tam...:-) Jakieś telepatie...:-) Pamiętaj, że jest maruda negocjator... ludzie płacą, żeby się go pozbyć :-). Asiu to jest Twoje miejsce i wszystko się ułoży dobrze. Zaplecze mieszkaniowe do sprzedaży masz tak więc nie startujesz od zera. Pracę masz stabilną i, jak widzisz, nie jesteś sama. Bez ryzyka nie ma wygranej. Jesteś silną i mądrą kobietą i ZAWSZE wygrasz.
UsuńWsadzę go w oczko. Albo przywiążę do sosny, smycz góra trzymetrowa. I niech negocjuje ;)
UsuńPS On tam będzie przed Tobą hahahahahhahahaha!!!
No jak mozesz?? Czemu on ma być pierwszy? Ja PROTESTUJE!
UsuńNie ma sprawy. Ty mi pomaluj :P
Usuńjak u nas.na pokoj goscinny zamienilismy garaz.a garaz 2 stanowiskowy chcemy zbudowac w ogrodku.pacia
OdpowiedzUsuńEeee... my nie jesteśmy tacy gościnni ;)))))
Usuńa macie w robocie kase zapomogową? jestem fanką takich instytucji
UsuńNie mam pojęcia, ale kiedyś przeliczyłam, że to jest droższe niż kredyt konsumpcyjny.
UsuńAle czad, Asiu!! Podekscytowałam się, jakbym to ja miała szanse tam zamieszkać :-)))
OdpowiedzUsuńBo temat rzeczywiście jest ekscytujący.
Usuń