1705

Odcinek trzeci.

Pozwoli Państwo, że skupię się na kilku sprawach, miast rozwlekle opisywać, jak to mnie martuuha siłą karmiła niczym gęś, rozpijała niczym Żydzi Polaków podczas zaborów* i fundowała nieprzeliczone rozrywki. Napiszę za to o pewnym niezwykle odważnym mężczyźnie i co z tego wynikło.

Otóż w sobotę wstało słońce, a ze słońcem my. Radosne jak szczygiełki oraz całkowicie pozbawione jakichkolwiek oznak po spędzeniu męczącego wieczoru**. Wyszedłszy na balkon, z całego serca podziękowałam Panu Kierownikowi, gdyż wyraźnie wejrzał na mnie łaskawie. Skądinąd wiadomo, że moja modlitwa jest zwykle dziękczynna. I niekoniecznie ubrana w słowa. Ale tym razem postanowiłam rzeczoną wdzięczność zwerbalizować. Stateczni poznańscy mieszczanie byli już pewnie do tego przyzwyczajeni. A przynajmniej zrezygnowani powtarzającymi się uporczywie zachowaniami, wykraczającymi poza wszelką przyjętą przyzwoitość***.

I zawiodła mnie martuuha na Stare Miasto. I widział Bóg, że to było dobre. Uliczki, kamieniczki, pomniczki, koziołeczki, knajpeczki, pręgierzyk****, wściekłe tłumy wrzeszczących bachorów i Rogalowe Muzeum Poznania.

Kamieniczki
Knajpeczki

Koziołeczki
Pręgierzyk
:o)
I tu właśnie historia się zaczyna. Gdyż martuuha, opętana potrzebą pokazania mi WSZYSTKIEGO, zaproponowała rozrywkę w postaci poznania historii rogala świętomarcińskiego. Wraz z udziałem w stosownych warsztatach. No to poszłyśmy.

Kamienica urocza, schody dla młodych łań*****, szklane drzwi, zapowiadające tajemnicę, chwytające za serce wnętrza i dwóch miłych panów, odzianych a propos. Byłyśmy pierwsze. Postanowiłam zachowywać się, jak na panią w wieku postbalzakowskim przystało, więc otoczono nas prawdziwą poznańską serdecznością, usadzono, zabawiano, pokazywano widok z okna na Rynek. Po czym, na własną zgubę, wybrano do asystowania przy wyrobie rogala. Mnie. Bo ja umiem wyglądać inteligentnie, szczególnie do momentu, dopóki się nie odezwę.

Jeden z panów (ten starszy, niestety, ale nie ma co wybrzydzać), wyraźnie mnie sobie upatrzył. Gdy zebrała się widownia, poprosił, bym mu pomogła, odział w firmowy fartuszek i zamontował na tej pustej głowie gustowne nakrycie.


Opowieść toczyła się w miarę gładko i już zaczynało wyglądać, że wszystko dobrze się skończy, gdy nagle pan - zapewne wprowadzony w błąd moim statecznym wyglądem - przeszarżował.
- I teraz, drodzy państwo, nasze rozwałkowane ciasto należy podzielić na trzy trójkąty - perorował. - Czymże możemy to uczynić? - zwrócił się do mnie, stojącej grzecznie u jego boku.
- Radełkiem - odpowiedziałam, czując, że już za chwileczkę, już za momencik wydarzy się coś, co zmieni bieg historii.
- Świetnie! Można radełkiem******. A czym jeszcze? - padło pytanie do pozostałej publiczności.
Z sali posypały się odpowiedzi o nożykach i innych banalnych narzędziach. Pan prowadzący, wielce zadowolony, postanowił przytoczyć dykteryjkę o pewnym natchnionym mistrzu, który w kluczowej chwili pociął ciasto...
- No, czym? - zapytał, uśmiechając się do mnie lekkomyślnie.
- WZROKIEM!!! - walnęłam od serca.

W sali zapadła fascynująca cisza, przerywana jedynie (pierwej) odgłosem martuuhy upadającej z ławeczki na podłogę, jej (następnie) na tej podłodze rzucawką oraz rzężeniem, przypominającym pompę ssącą. Pan, nieobznajomiony wszakże z ułańską fantazją asystentki, lekko się zapowietrzył, po czym, odzyskawszy możliwości werbalizowania, huknął:
- Szablą! A pani już podziękujemy!
Poszłam do kąta, gdzie moje miejsce. Zeskrobałam kwiczącą martuuhę z pięknej, ręcznie wykonanej podłogi i rozpoczęłam wyglądanie, jakby nic się nie wydarzyło. Po króciutkiej chwili, jak duch pojawił się koło nas młodszy z gospodarzy, dzierżąc w dłoni tacę, a na niej świętomarcińskie rogale, które gustownie podetkał nam pod nosy.
- Proszę się poczęstować - zaproponował. - Istnieje szansa, że się panie zatkają.
- Dziękuję - odpowiedziała wielkomiejska martuuha, kasując rogala.
A gdy pan nieopatrznie się obrócił, wysyczała wprost do jego zgrabnych pośladków:
- Ścisk dupy!

Dość powiedzieć, że zapomnieli wziąć od nas pieniędze za pokaz. Uśmiechnięte od ucha do ucha, wdusiłyśmy im siłą. Martuuhę reanimowałam jeszcze na ulicy.
Stateczni poznańscy mieszczanie zaryglowali drzwi, zatrzasnęli okiennice i rozpoczęli odliczanie do mojego wyjazdu.




* Odniesienie kulturowe. Jaka kultura, takie odniesienie.
** Wielkie mi mecyje, nawet butelki na twarz nie przerobiłyśmy. A pragnę zaznaczyć, że martuuha ma o wiele lepszą kondycję. Ja bym tam może i więcej wypiła, ale senność, Drogie Państwo, senność^.
*** Jeśli ktoś liczy, że mnie do siebie zaprosi, mając na względzie, że jestem stateczną panią w średnim wieku... srodze się zawiedzie.
**** Dziwne, ale nawet nie wspomniała, że mnie tam przywiąże i pozostawi. To naprawdę osoba o Wysokiej Kulturze Osobistej.
***** Tam ludzie mieszkają. JAK WNOSZĄ MEBLE?!!!
****** I pokazał radełko. Też takie mam w domu.



^ Cóż... Starość nie radość. Pocieszające, że młodość nie wieczność.

Komentarze

  1. Apetycznaś...Waćpani... w tym czymś na głowie! Mniam. A jak znajdujesz smak rogala?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo. Zakupiłam uczciwie w cukierni i przywiozłam domownikom :D

      Usuń
  2. " rzucawką oraz rzężeniem"

    już, już się bałam, że będziesz pisać o rzucawce i rzeżączce ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. :)))) Leże i kwiczę,
    (uznam to za ćwiczenia wieczorne na mieśnie brzucha)!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie ci w "budyniówce" :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Martu ustrzeliła, bo szybko zdjęłam, gdyż mię czapki gryzą. Wszystkie.

      Usuń
  5. Ale ubaw miałyście po pachy,,WZROKIEM,błahaha:)
    Za to przecież dałaś się panu mistrzowi cukiernictwa wykazać!

    Fakt, jak to ładnemu nawet w takiej czapie ładnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nawet nie piszę, że wdałam się z nim jeszcze w... aaa... eee... yyy... "wymianę zdań" na temat użytkowania tłuszczu do ciasta. Margarynę! Widzieliście go! Sam se żryj margarynę.

      Usuń
  6. Słusznie! Masło i tylko masło 82 % rządzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyrażam wdzięczność za poparcie mojego postulatu.
      A pan niech się w nos ugryzie i posmaruje margaryną.

      Usuń
  7. Całe życie byłam przekonana, że to zaborca rosyjski nas rozpijał!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojtam. Wszak mówiłam, że to odnośnik kulturowy. Naprowadzam: chodzi mi o aferę z niejaką Marią Sokołowską. I była to nieomalże cytata.

      Usuń
  8. I jeszcze: jak u mnie byłaś, to przesiedziałyśmy przy stole jako te panie w wieku średnim. Najwyraźniej dostosowałas się do mnie :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesiedziałyśmy, bo miałaś sporo biegającej wokół dziatwy, której należał się nadzór. Jak psu buda ;) I nie zapominajmy, że czas jakiś siedziała z nami Teściowa!!!

      Usuń

Prześlij komentarz