1257

Pragnąc wyjść naprzeciw oczekiwaniom martuuhy, zasięgnęłam języka u Kaczki, co przetarła szlaczki. Bo Kaczka jakoś tak sprawniej mebelki po pokoikach poukładała i pod obrazkiem ma drzwiczki do różnych, różnistych miejsc. Wiem, że nie tego żądała martuuha - czytelniczka abonamentowa (szczególne ukłony, do nóżek się ścielę) - ale jak spełnić jej prośbę... nie mam pojęcia. Tymczasem otwieram skrócik do dzieciaczków, przekonanych o konieczności budowania toalet, gdzie się tylko da, oraz do lepiejów, co to się nam cudownie rozmnożyły i szkoda byłoby to stracić.

Natomiast postulat martuuhy brzmiał następująco: zrób boksik na ostatnie komentarze. Bo tak się porobiło, że człowiek nie nadanża. Więc proszę bardzo - kto wie, jak to zmontować - rąsia w górę. Albo może ktoś wie, gdzie takiego gotowca znaleźć, ergo dorwać się do kodu HTML, to poproszę o link. Ja sobie wkleję. Chyba. Jak mnie rozum nie opuści całkowicie.

Ze spraw zabawnych - spotkałam dziś kolegę. Samo w sobie zjawisko nie byłoby dziwne, gdyby nie fakt, że nie widzieliśmy się lat przynajmniej dwadzieścia. I pewnie gdybym chciała się z nim skontaktować, to za cholerę by mi się nie udało. A tu wpadamy sobie na siebie pod sklepem w pobliżu naszych domów rodzinnych (ja przyjechałam do rodziców, on - jak się okazuje - co jakiś czas bywa w Katowicach i zamieszkuje naówczas w starym mieszkaniu swojej mamy).
- Stefan! - pisnęłam na jego widok. - Lata cię nie widziałem!
- O! Co u ciebie?
- No wybacz... Jak mam ci to opowiedzieć w dwóch zdaniach?
- Fakt.
Od tego momentu rozmowa potoczyła się gładko i na tematy różne, jakbyśmy przerwali ją w zeszłym tygodniu.

Najzabawniejsza okazała się wymiana zdań na temat pracy zawodowej.
- Co ty w ogóle robisz? - zapytałam kolegę ze zwykłego, ludzkiego wścibstwa.
- Jestem adiunktem na UJ-cie - westchnął, jakby nie odczuwał satysfakcji. - A ty?
- Ja? Ja jestem menelem.
- ?
- Permanentnie bezrobotna, ale mam na wino.
- Gdzie popełniłem błąd? - dociekał, kiedy zaczął ponownie oddychać.

Sterczeliśmy pod klatką moich rodziców jakieś pół godziny, więc kiedy się zorientowałam, przerwałam to szaleństwo i udałam się na górę. Drzwi mieszkania były uchylone. Wlazłam bez pytania o rację.
- Zamknąć? - rzuciłam w głąb lokalu.
- Zamknąć - mruknęła mama z kuchni. - Słyszymy cię od pół godziny i zastanawiamy się, kiedy wreszcie przyjdziesz.
Ludzieeee... poczułam się, jakbym znowu miała piętnaście lat :o))))))

Komentarze

  1. Nie wiem czy to się do czegoś przyda, ale proooosz...

    http://komputipsy.blogspot.com/2009/07/blogger-ostatnie-komentarze.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Przyda się, przyda. Z innego miejsca wyciągnęłam.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. A tam zaraz ślepy. Po prostu oczko się omskło temu misiu :D

      Usuń
  3. Jak teraz żyć z takim omskniętym? Jak żyć?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz