1264

Wszystkich, co już na fejsiku, z góry przepraszam. Ale tutaj się rozwinę, więc jeszcze nic straconego.

Tak już jest, że od czasu do czasu w moim życiu pojawia się nieuchronne. Próbuję z tym walczyć, wziąć na przeczekanie, ominąć jakoś, coś tam czary mary. Mowy nie ma. Dopóki nieuchronne dotyczy spraw o profilu: złapać gumę, otrzeć zderzak o ścianę (nie ja, ona), w plecach być połamaną, to trudno. Nie ma rady. Ale czasem ono dotyczy...

Z racji zawodu poznaję przez internet różnych ludzi, współpracuję z nimi i często, przynajmniej na początku, nie spotykam osobiście. Znajomości niejednokrotnie pięknie się rozwijają w formie pisemnej. Oni mi tekścik, ja im poprawki, oni mi focha, ja im cierpliwie, czasem się godzą. A czasem nie i wtedy schody, ale w końcu przeszkody są po to, by je pokonywać.
I tak onegdaj rozwija mi się dyskusja via e-mail z pewnym sympatycznym człowiekiem płci zdecydowanie przeciwnej.
- To co? Reguły mamy ustalone.
- Owszem.
- Więc napisz, co masz napisać, i wyślij mi.
- Czy jesteś zainteresowana zdjęciami?
I już czuję to znajome mrowienie w palcach, i już wiem, że to musi się stać...
- W ubraniu czy bez?

To samo przytrafia mi się w relacjach bezpośrednich. Staram się, jak mogę, ale tak naprawdę nie mogę, bo to się pcha, szarżuje i koniec. Odwiedzam na przykład hurtownię artykułów fryzjerskich. Obsługę stanowi dwóch miłych panów.
- Czy mają panowie lakier do włosów Allwaves?
- Owszem.
- A czy mogę kupić jeden?
- Byle nie pół.
I już czuję to znajome mrowienie w języku, i już wiem, że to musi się stać...
- Ach! To znaczy, że panowie nie rżną?

- I nie próbowali udowodnić, że jednak? - docieka na fejsiku martuuha.
I już czuję to znajome mrowienie w palcach, i już wiem, że to musi się stać...
- Nie. Choć jeden był niczego sobie - odpowiadam niezwłocznie.
Naturalnie wszyscy rozumiemy doskonale, że uwaga ta pozostaje całkowicie bez związku. Całkowicie.

Tak, wiem. Nie powinnam. W końcu to nie z półki angielskiego have to, zakładającego przyczynę zewnętrzną, tylko raczej must, czyli: muszę, bo się uduszę. A przecież jestem dorosła. W końcu trafię na kogoś kompletnie wyzutego z poczucia humoru, lecz przepełnionego poczuciem honoru (za Mariuszem Szczygłem to powtarzam). I być może zarobię w ucho. Rzeczywiste bądź mentalne.
No więc nie jestem do końca pewna, jak to właściwie jest z tą moją dorosłością.


Tymczasem dziecko jednorodne, przybyłe zaledwie, dostarcza licznych atrakcji.
Już to pisemnych:


już to werbalnych:
- Mamo, tak mnie wychowałaś, żebym odnosiła się z szacunkiem do innych ludzi i nie była rasistką. Ale wierz mi... ci Hindusi to naprawdę!;

już to sensualnych.
Poziom pierwszy (otarty zderzak, jak wspominałam, mamy za sobą).
- Nie martw się - pocieszam. - Całkiem nieźle ci wyszło. Zderzak plastikowy, nic nie będzie rdzewiało, tylko lakier zdarty. I warto podkreślić, że mój pierwszy pocałunek był o wiele bardziej znaczący. Przydzwoniłam w drzewo, aż rama poszła*. W dodatku nie swoim samochodem, tylko mamy.
- Moja by mnie zabiła.
Poziom drugi.


Życie jest jednak jedyne w swoim rodzaju.

* To był Wartburg. Konstrukcja na ramie. Naprawdę.


Mikołajek na górze.

Komentarze

  1. mikołajek na górze
    w dole pacholę
    jak nie będziesz klikać to ci przypier..lala.

    OdpowiedzUsuń
  2. a poza tym zaburzyłaś mi ład gramatyczny, czy tak leksykalny
    http://www.angielski.edu.pl/czasowniki/must_czy_have_to_379.html
    http://dictionary.reference.com/browse/must

    więc ja sobie myślę, że Ty właśnie must

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz mi za to wytknąć trzy błędy, w tym nawet jakiś ortograficzny. Oraz niewłaściwy rozmiar biustonosza.
      Chcesz?

      Usuń
    2. Nie, ale dzwonię do Ciebie, bo mam zagwozdkę.

      Usuń
  3. ja mam obcęgi, podać numer telefonu?

    OdpowiedzUsuń
  4. To się nazywa fachowo - świerzbienie języka. I nie da się wyleczyć :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem pełna nadziei. Koło osiemdziesiątki może dojrzeję.

      Usuń

Prześlij komentarz