1427
Jeszcze o języku, ale tym razem ogólnie.
Moja babcia, ta od odlotowego pogrzebu, wieloletnia nauczycielka, zwykła była mawiać, że poloniści mają problem. Albowiem każdemu nauczycielowi zależy, żeby uczeń jego przedmiot znał. Poloniście natomiast - dodatkowo - żeby kochał. Babcia wiedziała, co mówi. W końcu latami tłukła do tępych łbów deklinacje, koniugacje i wszelakie interpretacje.
Jak samo Państwo widzi, ja tam różne rzeczy mam w genach. I od tego się nie da uwolnić. Babcia filolog, ojciec prawnik. I to nie zmienia wcale obszaru zainteresowań, tylko go poszerza. Uczyła mnie babcia w ludzkim się porozumiewać (prawidłowo), oprócz tego po francusku (o ja niebożątko). W rodzinie panowała opinia, że panienki z dobrego domu z fortepianem MUSZĄ po francusku. Mówić, wy świnie!
Fortepianu nie mieliśmy, bo się nie mieścił. Oboje rodzice grali, było więc pianino. Jakoś tak wkrótce po moim urodzeniu doszli do wniosku, że nie będą powielali schematu katowania progenitury gamami i sprzedali. Nie mogę im tego wybaczyć. Pewnie się nie chcą przyznać, że znudziło im się ścieranie kurzu ze słonia. Leniwe to takie. Albo i też przepili. Do tego to dopiero się nie przyznają. Wiadomo.
Więc skoro nie na tym pianinie, to przynajmniej po francusku. Normalnie cała Polska na tajnych kompletach łupała po angielsku, a ja po francusku. Ironia losu. Dostawszy się do renomowanego ogólniaka otrzymałam w promocji drugi (obok rosyjskiego) język obcy, oczywiście angielski. Wszyscy, WSZYSCY! odmieniali już to be or not to be. A ja ni. Bardzo byłam wdzięczna. Dzięki staraniom protoplastów (oraz własnym) żadnego z tych języków nie znam w stopniu zadowalającym.
Tymczasem ojciec rodzony do kołyski, zamiast o misiach, śpiewał mi Marsz Pierwszej Brygady. Tudzież inne pieśni patriotyczne. A że umysł dziecięcy jest chłonny, to do dziś mogę na wszelkich defiladach popinkalać w pierwszym rzędzie z pieśnią na ustach. Gdzieś tam z mroków umysłu mi wypełza. Nawet hymnu państwowego znam dość sporo zwrotek. Konkretnie to sześć, bo zgodnie z rękopisem Wybickiego. Najulubieńszą zwrotką ojca zawsze była czwarta. I nie mam na myśli obecnej, oficjalnej czwartej. Aczkolwiek mam uzasadnioną watpliwość co do słowa zgoda. Ja tam wiem, że tam była wolność. Ojciec mnie nauczył.
I. I nie ma się co dziwić, że mi skrzypi. W ucho mnie źga. Strzela między zwojami.
Bo mnie wpajano od kołyski, że język ojczysty się KOCHA. I szanuje. A kto szanuje, ten dba. To ja dbam. Staram się nie śmiecić. W butach zabłoconych nie wchodzę. Się nie szarogęszę.
I za cholerę nie mogę zrozumieć, że inni tak nie mają.
Może im śpiewano o misiach?
Moja babcia, ta od odlotowego pogrzebu, wieloletnia nauczycielka, zwykła była mawiać, że poloniści mają problem. Albowiem każdemu nauczycielowi zależy, żeby uczeń jego przedmiot znał. Poloniście natomiast - dodatkowo - żeby kochał. Babcia wiedziała, co mówi. W końcu latami tłukła do tępych łbów deklinacje, koniugacje i wszelakie interpretacje.
Jak samo Państwo widzi, ja tam różne rzeczy mam w genach. I od tego się nie da uwolnić. Babcia filolog, ojciec prawnik. I to nie zmienia wcale obszaru zainteresowań, tylko go poszerza. Uczyła mnie babcia w ludzkim się porozumiewać (prawidłowo), oprócz tego po francusku (o ja niebożątko). W rodzinie panowała opinia, że panienki z dobrego domu z fortepianem MUSZĄ po francusku. Mówić, wy świnie!
Fortepianu nie mieliśmy, bo się nie mieścił. Oboje rodzice grali, było więc pianino. Jakoś tak wkrótce po moim urodzeniu doszli do wniosku, że nie będą powielali schematu katowania progenitury gamami i sprzedali. Nie mogę im tego wybaczyć. Pewnie się nie chcą przyznać, że znudziło im się ścieranie kurzu ze słonia. Leniwe to takie. Albo i też przepili. Do tego to dopiero się nie przyznają. Wiadomo.
Więc skoro nie na tym pianinie, to przynajmniej po francusku. Normalnie cała Polska na tajnych kompletach łupała po angielsku, a ja po francusku. Ironia losu. Dostawszy się do renomowanego ogólniaka otrzymałam w promocji drugi (obok rosyjskiego) język obcy, oczywiście angielski. Wszyscy, WSZYSCY! odmieniali już to be or not to be. A ja ni. Bardzo byłam wdzięczna. Dzięki staraniom protoplastów (oraz własnym) żadnego z tych języków nie znam w stopniu zadowalającym.
Tymczasem ojciec rodzony do kołyski, zamiast o misiach, śpiewał mi Marsz Pierwszej Brygady. Tudzież inne pieśni patriotyczne. A że umysł dziecięcy jest chłonny, to do dziś mogę na wszelkich defiladach popinkalać w pierwszym rzędzie z pieśnią na ustach. Gdzieś tam z mroków umysłu mi wypełza. Nawet hymnu państwowego znam dość sporo zwrotek. Konkretnie to sześć, bo zgodnie z rękopisem Wybickiego. Najulubieńszą zwrotką ojca zawsze była czwarta. I nie mam na myśli obecnej, oficjalnej czwartej. Aczkolwiek mam uzasadnioną watpliwość co do słowa zgoda. Ja tam wiem, że tam była wolność. Ojciec mnie nauczył.
I. I nie ma się co dziwić, że mi skrzypi. W ucho mnie źga. Strzela między zwojami.
Bo mnie wpajano od kołyski, że język ojczysty się KOCHA. I szanuje. A kto szanuje, ten dba. To ja dbam. Staram się nie śmiecić. W butach zabłoconych nie wchodzę. Się nie szarogęszę.
I za cholerę nie mogę zrozumieć, że inni tak nie mają.
Może im śpiewano o misiach?
A wiesz, że trafiłaś? To jedno z moich nielicznych wspomnień związanych z Babcią po mieczu. Właśnie śpiewanie misiów.
OdpowiedzUsuńA z muzycznych to jeszcze świniorz i od siewierza jechał wóz. Ale to już szanowni rodzice raczyli tym swoją progeniturę podczas upojnych (upiornych?) podróży przez Polskę samochodem marki trabant ;)
Myślisz, że to przez powyższe gdzie nie przyjdę to narobię trzody tudzież opluję salon? ;)
Ale so? Jakiś Ci kompleks? Wyszedł, wybrzuszył się, wypączkował?
UsuńAleż skąd. Po prostu dorabiam Ci dowód, że misie w dzieciństwie = trzoda na stare lata ;)
UsuńAle weeeź, ale weeeeź, ja tu nie poczebuje Twoich dowodów, bo mam własne. Samoudowadniające się teorie!
Usuńnie to nie. jeszcze będziesz się prosić! :P
UsuńPewnie że będę. W zasadzie to JUŻ.
UsuńMisie,misie, a i ja swoim te misie również, o ja nieświadoma i prosta ze słomką w laczach:))
OdpowiedzUsuńI widzisz teraz, i widzisz? A potem to już nie będzie, że przykro. Będzie ZA PÓŹNO!!! O.
UsuńMoże jest jeszcze dla mnie nadzieja, zrehabilituję się w przy ewentualnych wnukach:)))
UsuńPrzepytam Cię z treści niebawem. Kuj!
Usuńmnie nikt nie uczyl, ale sama mialam oblek w oczach kiedy mi kazano(kazywano? jest takie slowo?) odlozyc ksiazke na czas obiadu. Niesamowicie mnie draznia bledy, ale ze wzgledu na to, ze ja sobie slowa stwarzam, to glownie mnie drazni ortografia (ktora i u mnie schodzi na psy, psia jego mac). a potem poszlam do mat-fizu (i tlumaczylam polonistce w podstawowce, ktora bolala straszliwie ze nie ide na humanistyczny, ze, cytuje: na mat-fizie tez sie mozna uhumaniszczyc, koniec cytatu) i potem na uczelnie techniczna i czytalam rownania ;) a teraz to tylko rownia pochyla, bo mi ksiazek po polsku brakuje, w zwiazku z czym przychodze do Ciebie i pisze komcie na duzo linijek (a kiedys, kto wie, moze nawet zainstaluje polska czcionke!!) (ale mam duzo potemow w tym komcu, cnie? ;))
OdpowiedzUsuńa mama mi spiewala malgorzatke (piosenka staroswieecka ja kazdy zna od dzieeecka i spiewal ja moj dziaad szescdziesiat temu laaaat) i cala miala ksiazeczke ze slowami piosenek z jej nastolactwa, wiec uprawialam z namaszczeniem (ani ja, ani ona nie umiemy spiewac. za to swietnie wyjemy, zwlaszcza po kielichu albo dwoch).
UsuńE-booki są jakimś rozwiązaniem, jak sądzę. Tylko mi nie mów, że nie docierają do Australii :)
Usuń(Nie, nie ma takiego słowa).
Ooo, dobrze ze mi przypomnialas bo kolezanka mi obiecala kurs przerabiania ebookow jakistam na takie ktore sie da czytac po ludzku na kindle (bo kindle sa fajne ale maja ograniczony format czytelniczy (taka fachowa nazwa)). Zaraz jej nagadam, ze nic nie dba o moje jezyki!
UsuńRinonka - program Calibre i przerabiasz sobie wszystko w te i we wte :) Z pdf, epub, rtf, txt na kindlowy jedyny słuszny MOBI.
UsuńOżesz, jakie to uczone!
UsuńDziekowac mitenki, pojde sprawdze.
UsuńNo to ja mam tak: w ciąży słuchałam Mozarta, od sześciu lat tłukę w potomstwo eremef klasik, do opery zabieram i Brahmsa na noc puszczam. I co?! Gówno - pardon le mot! W samochodzie mi wczoraj zaczyna śpiewać o Słowiance, co to trzęsie tym, co w spadku w genach po mamie dostała;-) Porażka edukacyjna na całej linii...
OdpowiedzUsuńDzieci są podłe. Człowiek się stara, gardło sobie podrzyna, a wdzięczności za grosz!!!
Usuń