1414
A Wy so? A Wy so? Siedzicie w domach przed telewizorami? W komputery się wgapiacie? Hę?!
A sąsiedzi mają imprezę w ogródku. Czwarty stycznia! Normalnie jadą na całego. A dwudziesta trzecia minęła. W dodatku od strony sypialni. Tę imprezę. Mojej sypialni w dodatku.
Już normalnie miałam wyjść i się udać, bo tak dają czadu... myślałam, że to ktoś u nas. Ja tam takie imprezy uciszam bez pardonu. Co nie mogę, jak mogę. I umim. Biere, schodze, mówie, że zadzwonie i pokazuje telefon. Że mam z czego. Działa.
Jeszcze trochę poczekamy, będziemy mieć drugą Australię.
Rinonka mówiła, że u nich w zimie jest dziesięć stopni. To u nas też! Nikomu spod ogona nie wypadliśmy. I ogrzewanie tańsze w tym roku. I imprezy można robić w ogródkach. W styczniu. Jak ktoś ma. Ogródek znaczy. Ja nie mam, to nie robię. Najwyżej gdzieś na wino pójdę. W najgorszym razie mam swoje w domu. Przesz mówiłam, że patologia.
A tak w ogóle, to najtrudniejsze chwile następują, jak odczytuję liczniki. Standardowo robię to co pół roku, ale zastanawiam się, czy nie zmniejszyć częstotliwości. Bo to nie jest wcale takie proste. Ani zdrowe. Dla wątroby. Po pierwsze: w życiu mi się nie udało tego zrobić w jednym dniu. Jak się wybiorę, to od razu wiem, że jeszcze tylko siedemnaście razy obejdę budynek i już. Będzie obejdziony. Obejdźnięty. Obejszły.
Po drugie to wieczorami zawsze chodzę, bo wtedy łatwiej wszystkich zastać. I jak już są, to zaraz towarzyscy. I teraz, rozumiecie, ja już idę dwunasty raz.
- Napijesz się wina?
Ledwo się podniosłam po poprzednich jedenastu, tak? Z sąsiadami się nie napiję? A co ja? Z Polski nie jestem? Jestem.
Ciężko. Próbuję się wymiksować po jednym kieliszku.
- Ale co ty? Dzieci ci płaczą?
I nawet oszukać się ich nie da, bo wiedzą, że nie płaczą. Próbowałam na esperal, ale mnie wyśmiali.
Tym razem odkryłam kota. A chciałam podkreślić, że to jest wyjątkowo trudny okres. Karnawał. Nastroje poświąteczne. Znaczy mają dobre i alkohol jeszcze się nie skończył. Do domu mam niedaleko, więc wymówka, że za kierownicą, odpada. Klęska.
No więc tego kota odkryłam. Na parterze. Podobno kot się wszystkich boi i nie wychodzi, jak są goście. Jak skąd wiedziałam? Kuweta stała w przedpokoju. A ja byłam trzeźwa. Niespodziewanie. No więc nie wychodzi ten kot do obcych. Do mnie, skubany, wyszedł. Na szczęście nie mieli wina, albo i byli skąpi. Na szczęście, bo koty lubią się wprowadzać. A Zośka nie jest nastawiona na kolejne adopcje. Jakaś taka mało macierzyńska się ostatnio zrobiła. Pewnie już wie, że bez lukru.
Dobra, bo Edward mnie ciągnie za kieszeń. To idę, naleję sobie tego wina. Co tak będę tu sama siedzieć. (Asystenci się nie liczą).
A sąsiedzi mają imprezę w ogródku. Czwarty stycznia! Normalnie jadą na całego. A dwudziesta trzecia minęła. W dodatku od strony sypialni. Tę imprezę. Mojej sypialni w dodatku.
Już normalnie miałam wyjść i się udać, bo tak dają czadu... myślałam, że to ktoś u nas. Ja tam takie imprezy uciszam bez pardonu. Co nie mogę, jak mogę. I umim. Biere, schodze, mówie, że zadzwonie i pokazuje telefon. Że mam z czego. Działa.
Jeszcze trochę poczekamy, będziemy mieć drugą Australię.
Rinonka mówiła, że u nich w zimie jest dziesięć stopni. To u nas też! Nikomu spod ogona nie wypadliśmy. I ogrzewanie tańsze w tym roku. I imprezy można robić w ogródkach. W styczniu. Jak ktoś ma. Ogródek znaczy. Ja nie mam, to nie robię. Najwyżej gdzieś na wino pójdę. W najgorszym razie mam swoje w domu. Przesz mówiłam, że patologia.
A tak w ogóle, to najtrudniejsze chwile następują, jak odczytuję liczniki. Standardowo robię to co pół roku, ale zastanawiam się, czy nie zmniejszyć częstotliwości. Bo to nie jest wcale takie proste. Ani zdrowe. Dla wątroby. Po pierwsze: w życiu mi się nie udało tego zrobić w jednym dniu. Jak się wybiorę, to od razu wiem, że jeszcze tylko siedemnaście razy obejdę budynek i już. Będzie obejdziony. Obejdźnięty. Obejszły.
Po drugie to wieczorami zawsze chodzę, bo wtedy łatwiej wszystkich zastać. I jak już są, to zaraz towarzyscy. I teraz, rozumiecie, ja już idę dwunasty raz.
- Napijesz się wina?
Ledwo się podniosłam po poprzednich jedenastu, tak? Z sąsiadami się nie napiję? A co ja? Z Polski nie jestem? Jestem.
Ciężko. Próbuję się wymiksować po jednym kieliszku.
- Ale co ty? Dzieci ci płaczą?
I nawet oszukać się ich nie da, bo wiedzą, że nie płaczą. Próbowałam na esperal, ale mnie wyśmiali.
Tym razem odkryłam kota. A chciałam podkreślić, że to jest wyjątkowo trudny okres. Karnawał. Nastroje poświąteczne. Znaczy mają dobre i alkohol jeszcze się nie skończył. Do domu mam niedaleko, więc wymówka, że za kierownicą, odpada. Klęska.
No więc tego kota odkryłam. Na parterze. Podobno kot się wszystkich boi i nie wychodzi, jak są goście. Jak skąd wiedziałam? Kuweta stała w przedpokoju. A ja byłam trzeźwa. Niespodziewanie. No więc nie wychodzi ten kot do obcych. Do mnie, skubany, wyszedł. Na szczęście nie mieli wina, albo i byli skąpi. Na szczęście, bo koty lubią się wprowadzać. A Zośka nie jest nastawiona na kolejne adopcje. Jakaś taka mało macierzyńska się ostatnio zrobiła. Pewnie już wie, że bez lukru.
Dobra, bo Edward mnie ciągnie za kieszeń. To idę, naleję sobie tego wina. Co tak będę tu sama siedzieć. (Asystenci się nie liczą).
no to chlup...
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za towarzystwo. Co tak będę sama piła.
Usuńspirytus mnie wyszedł (daleko nie poszedł, raptem do lodówki. w zacnym towarzystwie skondensowanego mleka i kawy. omnomnom).
OdpowiedzUsuńjutro będę chlupać.
Zaszczam kiedyś kanapę i uwierz - wyślę Ci fakturę, nie ma to tamto!
Cytuję z klasyka: kto normalny trzyma kawę w lodówce?!
Usuńprzecież nie będę piła ciepłego spirytusu, nie?
UsuńA so ma do tego KAWA?!
UsuńWspólnotę. Daleko pojętą.
UsuńRozumiem, że to kara za sikanie.
UsuńKtoś sikał do mojej kawówki? To dlatemu się zwarzyła!
UsuńMówię o tej fakturze...
UsuńBajlejsik?
OdpowiedzUsuńMiał być. Wyszło gęste, że nożem krajać, kaszowate i ble (poza smakiem). Zastanawiam się, jak to uzdatnić.
UsuńDo wewnątrz. Wcześniej wypić dwa wina.
UsuńRozcieńczyć wutką?
OdpowiedzUsuńSpirytus?!!!!!!
UsuńZa mocne będzie! Upije nam się Martuuha :D
UsuńSwoją drogą, co jej będziemy żałować...
Usuń