1431
Dzwonię do mojej przyjaciółki, z którą się wychowałam, znamy się praktycznie od urodzenia. Tematy tabu nie istnieją i pełna profeska w porozumieniu. Dzwonię w zupełnie innej sprawie, ale wykorzystuję okazję, żeby trochę ponarzekać na prezesa, bo odbiorca życzliwy i wdzięczny.
- Wyobraź sobie - mówię - że on robi taki burdel dookoła siebie, że ja nie ogarniam. W dodatku w porażająco krótkim czasie. Skarpetki spadają mu jednym kącie. Gacie w drugim. Koszulka trzy kroki dalej. Ja nie wiem, co to jest w ogóle! Teren zaznacza, do cholery, czy co? I mało tego. Potem idzie Karol. I zbiera te jego zużyte majty i skarpety, i przenosi. Bierze, rozumiesz, czynny udział w aranżacji wnętrz. Idę ci na górę, a tam tak: śmierdząca skarpeta na środku biurka, zużyte majtki fantazyjnie upięte na krześle, środkiem pokoju wije sie w konwulsjach jego piżama, bo oczywiście nie zaniesie do łazienki, tylko wpycha pod poduszkę. I Karolek to sobie wyciąga. I wlecze, bo przecież to kot, nie uniesie. W rulon, psiakrew, zwija. Cały pokój zaaranżowany na nowo. A wystarczyło wrzucić to wszystko do kosza na pranie, nie?
- To jeszcze nic - odpowiada moja przyjaciółka, zachęcona tematyką obrad. - Mój robi tak: najpierw się nażre, potem się wali na kanapę, okrywa kocykiem i włącza telewizor. Robi mu się ciepło, błogo i skarpeteczka schodzi sama ze stópusi. Najpierw piętkę odsłania, potem dalej, dalej, w końcu zostaje tylko na paluszkach i... wpada pod kanapę. A ten ją po wstaniu jeszcze tam wkopuje. Uwierzysz, że przyłapałam kiedyś gada i wydłubałam spod kanapy siedem par zużytych skarpet?! Ale to nic! Weź sobie imaginuj, on pomidory kroi. Rzeźba, kurwa, nowoczesna. No można różnie, OK. Ale on kroi pomidorek z każdej strony, rozumiesz? Z każdej. Resztę zostawia. I nie ma szans, żeby człowiek odkroił z tego potem plasterek. Plasterki są PRZEREKLAMOWANE.
- Ty, a u ciebie też tak jest, że on niczemu nie jest nigdy winien?
- Jezuuuu, no pewnie. Nawet jakbym go w trakcie przestępstwa przyłapała - to nie on. Idzie w zaparte.
- Ja się teraz mszczę. Bo ten wziął kiedyś mój samochód i otarł mi zderzak. Oczywiście się nie przyzna, to nie on. Autem jeżdżę tylko ja, ale nie udowodnisz, nie? Ale przychodzę ci ja onegdaj do kuchni, a tu nie ma nożyczek. Pytam się Ziuty, mówi, że nie wzięła, sprawdziła jeszcze na wszelki wypadek biurko. To jego się pytam. On nie wziął. Standard. Pierdolone krasnoludki. Tylko że mi się przypomniało, że przynosił do domu koci żwirek. Więc pytam, czy nie otwierał worka. Otwierał. To mówię: marsz do worów i sprawdzić czy tam nożyczki nie leżą. I co powiesz?
- Leżały.
- No jasne. Więc mu mówię: proszę, a to nie ty. Zderzaka też ty nie otarłeś. I teraz przy każdej okazji na tym jadę. Mówię ci, zemsta jest słodka.
- A mój wodę leje na podłogę, a potem po tym depcze. A najlepiej, jak pójdzie do kotłowni. Nie, laci nie przebierze. Wraca, lacie uwalone, w kuchni se ręce umyje, całą podłogę zachlapie, a potem przejdzie szesnaście razy, bo akurat MUSIAŁ. Podłoga czarna. Ale to nie on.
- Oczywiście.
W tym momencie dochodzi mnie komentarz zza pleców przyjaciółki: kalumnie, wszystko to KALUMNIE!
- No widzisz? - wzdycha ona. - Wymyśliłam sobie.
PS Dziękuję, syf ma sie znakomicie. Przeszedł w etap ropienia i wywalania tego na zewnątrz. Odczuwam nieprzebraną wdzięczność.
- Wyobraź sobie - mówię - że on robi taki burdel dookoła siebie, że ja nie ogarniam. W dodatku w porażająco krótkim czasie. Skarpetki spadają mu jednym kącie. Gacie w drugim. Koszulka trzy kroki dalej. Ja nie wiem, co to jest w ogóle! Teren zaznacza, do cholery, czy co? I mało tego. Potem idzie Karol. I zbiera te jego zużyte majty i skarpety, i przenosi. Bierze, rozumiesz, czynny udział w aranżacji wnętrz. Idę ci na górę, a tam tak: śmierdząca skarpeta na środku biurka, zużyte majtki fantazyjnie upięte na krześle, środkiem pokoju wije sie w konwulsjach jego piżama, bo oczywiście nie zaniesie do łazienki, tylko wpycha pod poduszkę. I Karolek to sobie wyciąga. I wlecze, bo przecież to kot, nie uniesie. W rulon, psiakrew, zwija. Cały pokój zaaranżowany na nowo. A wystarczyło wrzucić to wszystko do kosza na pranie, nie?
- To jeszcze nic - odpowiada moja przyjaciółka, zachęcona tematyką obrad. - Mój robi tak: najpierw się nażre, potem się wali na kanapę, okrywa kocykiem i włącza telewizor. Robi mu się ciepło, błogo i skarpeteczka schodzi sama ze stópusi. Najpierw piętkę odsłania, potem dalej, dalej, w końcu zostaje tylko na paluszkach i... wpada pod kanapę. A ten ją po wstaniu jeszcze tam wkopuje. Uwierzysz, że przyłapałam kiedyś gada i wydłubałam spod kanapy siedem par zużytych skarpet?! Ale to nic! Weź sobie imaginuj, on pomidory kroi. Rzeźba, kurwa, nowoczesna. No można różnie, OK. Ale on kroi pomidorek z każdej strony, rozumiesz? Z każdej. Resztę zostawia. I nie ma szans, żeby człowiek odkroił z tego potem plasterek. Plasterki są PRZEREKLAMOWANE.
- Ty, a u ciebie też tak jest, że on niczemu nie jest nigdy winien?
- Jezuuuu, no pewnie. Nawet jakbym go w trakcie przestępstwa przyłapała - to nie on. Idzie w zaparte.
- Ja się teraz mszczę. Bo ten wziął kiedyś mój samochód i otarł mi zderzak. Oczywiście się nie przyzna, to nie on. Autem jeżdżę tylko ja, ale nie udowodnisz, nie? Ale przychodzę ci ja onegdaj do kuchni, a tu nie ma nożyczek. Pytam się Ziuty, mówi, że nie wzięła, sprawdziła jeszcze na wszelki wypadek biurko. To jego się pytam. On nie wziął. Standard. Pierdolone krasnoludki. Tylko że mi się przypomniało, że przynosił do domu koci żwirek. Więc pytam, czy nie otwierał worka. Otwierał. To mówię: marsz do worów i sprawdzić czy tam nożyczki nie leżą. I co powiesz?
- Leżały.
- No jasne. Więc mu mówię: proszę, a to nie ty. Zderzaka też ty nie otarłeś. I teraz przy każdej okazji na tym jadę. Mówię ci, zemsta jest słodka.
- A mój wodę leje na podłogę, a potem po tym depcze. A najlepiej, jak pójdzie do kotłowni. Nie, laci nie przebierze. Wraca, lacie uwalone, w kuchni se ręce umyje, całą podłogę zachlapie, a potem przejdzie szesnaście razy, bo akurat MUSIAŁ. Podłoga czarna. Ale to nie on.
- Oczywiście.
W tym momencie dochodzi mnie komentarz zza pleców przyjaciółki: kalumnie, wszystko to KALUMNIE!
- No widzisz? - wzdycha ona. - Wymyśliłam sobie.
PS Dziękuję, syf ma sie znakomicie. Przeszedł w etap ropienia i wywalania tego na zewnątrz. Odczuwam nieprzebraną wdzięczność.
wybrakowane egzemplarze wam się trafiły czy to na potrzeby publiczności? mój nie janioł, ale rzucony na pożarcie dzieciom sztuk dwie musiał zacząć kombinować i teram mnie ma czelność zwracać uwagę, że gary nie umyte, choć zostawił czystą kuchnię ;)
OdpowiedzUsuńMa czelność zwracać Ci uwagę? Może sam pozmywać.
Usuńniezły unik, ale nie odpowiedziałaś na pytanie. mój egzemplarz zmywa, ale czasem przy tym gdacze
UsuńNie rozmawiamy o rzeczach, które nasi mężczyźni robią, gdy tupniemy nóżką, tylko o uciążliwych nawykach.
UsuńDobrze jest, ewoluuje, wiec niebawem wyschnie i zniknie:)
OdpowiedzUsuńObym dotrwała do niebawema... Korektor mi się kończy ;)
Usuńa nie kusi Cię, żeby tak dziada wycisnąć? ten biały łepek, zaraz przy skórze upier........ić?
OdpowiedzUsuńJeśli rozwiniemy ten temat, paćka umrze z głodu.
UsuńJa bym cisła!
OdpowiedzUsuńZnaczy cisłam jak mię wyłazili.
Teraz już nie lezom.
Żyj nadzieją:P
Moja mama jest po siedemdziesiątce. Wciąż jej się zdarza, ale rzadko.
Usuń...mamie?
UsuńSyfy znaczy???
Zeszłam.
Nie ma ratunku...
Usuń;)))
Czy Ty piszesz o moim mężu??????
OdpowiedzUsuńCzasem poruszam tematy uniwersalne ;)
UsuńBosz, ale biedne te kobiety. Facety to złe ludzie som :)
OdpowiedzUsuńTeż se możesz pobyć biedny, jeśli chcesz.
UsuńI jeśli się nie boisz ;o))))))))
W sumie to się boję :)
UsuńTo teraz doceń!
Usuń:D