1279
Donoszę uprzejmie, że wczora z wieczora udałyśmy się z Babcią Sąsiadką na konsultację do innego lekarza. Medyk ów, powiadomiony uprzednio o naszej wizycie, wykazał się atencją, przyjaznym podejściem do pacjenta oraz dużą dozą umiejętności w zakresie manipulacji psychologicznej (w postaci np. całowania rączek, na co panie w tym wieku - w przeciwieństwie do mnie, ale zniosłam dla dobra sprawy - bywają łase).
Babcia Sąsiadka została przebadana. Zebrana i usystematyzowana przeze mnie bogata dokumentacja medyczna uległa przeglądowi. Doktor machnął USG, nie tylko piersi, sprawiającej problem, ale także drugiej i nawet tarczycy, zapytawszy wprzódy uprzejmie, czy pacjentka raczy wyrazić na to zgodę. Raczyła. A następnie tonem nieznoszącym sprzeciwu zawyrokował:
- We wtorek rano wpada pani do mnie na oddział. Zmianę usuwamy. Piersi nie usuwamy. Do południa przeprowadzimy badanie mikroskopowe i będziemy mieli pełną informację. W środę z żalem panią pożegnam i wypiszę do domu. Następnie radioterapia, bo dla pani to najfajniejsze rozwiązanie. I to już wszystko. Będzie pani żyła długo i szczęśliwie, zapomniawszy niebawem, kto pani tę dziurkę wydłubał.
- Zabieg w znieczuleniu miejscowym czy pełnym? - zapytałam przytomnie, aby już ustalić, że Babcia Sąsiadka miejscowego nie ogarnie.
- Jak szanowna pani sobie życzy - zwrócił się pan doktor do zainteresowanej.
- Uśpić! - pisnęła Babcia natychmiast. - Najlepiej na wieki, bo mam tego wszystkiego dosyć.
- Nic z tych rzeczy - zareagował doktor przytomnie. - Za żadne pieniądze nie pozbawiłbym świata takiego kwiatu, jak pani.
I tym celnym komentarzem zamknął Babci usta, a następnie pożegnał nas czule i pognał do kolejnego pacjenta (dzikie, nieprzebrane tłumy).
Chwilę trwało nim Babcia Sąsiadka ogarnęła się emocjonalnie.
- Jak to w środę do domu? - zwróciła się do mnie z lekka nieprzytomnie.
- A tak to. Zabieg zminimalizowany, dużych strat w ludziach i sprzęcie nie będzie.
- Nie ogarniam tego.
- Nie szkodzi. Ważne, że nie będzie pani musiała długo patrzeć na współcierpiących.
- Słuchaj no... A o jakim docencie on ciągle gadał?
- Pani patrzy, pani Małgosiu. Tu mam rączki - podsumowałam, kręcąc dłońmi kółka w powietrzu.
- Nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale uznałam, że ty pewnie wiesz. Więc trzymałam buzię na kłódkę.
- I dobrze, ja wiem.
- Po znajomości tu byłyśmy, co?
- Chodźmy już, bo późno.
- Wiedźma jesteś. Wszystko wiesz i tak to jakoś załatwiasz, że... Ja to za tobą nie nadążam. Upijmy się.
- Służę. Po drodze jest Żabka, kupię wino.
- I bardzo dobrze.
A przed chwilą...
Dzwonek do drzwi - za nimi Badyl (syn Babci Sąsiadki).
Chciał podziękować.
Tak, oczywiście we wtorek pojedzie do szpitala. Tak, mamę w środę odbierze. Tak, zabierze ją do siebie po hospitalizacji. Tak, będzie jeździł z nią na naświetlania. Tak, do lekarza na wizyty kontrolne też.
I w ogóle jest wdzięczny.
ALLELUJA! Świat nawrócił i zdąża we właściwą stronę.
Update
Mam nadzieję, że klikacie dla Mikołajka? Bo finiszujemy niebawem.
Babcia Sąsiadka została przebadana. Zebrana i usystematyzowana przeze mnie bogata dokumentacja medyczna uległa przeglądowi. Doktor machnął USG, nie tylko piersi, sprawiającej problem, ale także drugiej i nawet tarczycy, zapytawszy wprzódy uprzejmie, czy pacjentka raczy wyrazić na to zgodę. Raczyła. A następnie tonem nieznoszącym sprzeciwu zawyrokował:
- We wtorek rano wpada pani do mnie na oddział. Zmianę usuwamy. Piersi nie usuwamy. Do południa przeprowadzimy badanie mikroskopowe i będziemy mieli pełną informację. W środę z żalem panią pożegnam i wypiszę do domu. Następnie radioterapia, bo dla pani to najfajniejsze rozwiązanie. I to już wszystko. Będzie pani żyła długo i szczęśliwie, zapomniawszy niebawem, kto pani tę dziurkę wydłubał.
- Zabieg w znieczuleniu miejscowym czy pełnym? - zapytałam przytomnie, aby już ustalić, że Babcia Sąsiadka miejscowego nie ogarnie.
- Jak szanowna pani sobie życzy - zwrócił się pan doktor do zainteresowanej.
- Uśpić! - pisnęła Babcia natychmiast. - Najlepiej na wieki, bo mam tego wszystkiego dosyć.
- Nic z tych rzeczy - zareagował doktor przytomnie. - Za żadne pieniądze nie pozbawiłbym świata takiego kwiatu, jak pani.
I tym celnym komentarzem zamknął Babci usta, a następnie pożegnał nas czule i pognał do kolejnego pacjenta (dzikie, nieprzebrane tłumy).
Chwilę trwało nim Babcia Sąsiadka ogarnęła się emocjonalnie.
- Jak to w środę do domu? - zwróciła się do mnie z lekka nieprzytomnie.
- A tak to. Zabieg zminimalizowany, dużych strat w ludziach i sprzęcie nie będzie.
- Nie ogarniam tego.
- Nie szkodzi. Ważne, że nie będzie pani musiała długo patrzeć na współcierpiących.
- Słuchaj no... A o jakim docencie on ciągle gadał?
- Pani patrzy, pani Małgosiu. Tu mam rączki - podsumowałam, kręcąc dłońmi kółka w powietrzu.
- Nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale uznałam, że ty pewnie wiesz. Więc trzymałam buzię na kłódkę.
- I dobrze, ja wiem.
- Po znajomości tu byłyśmy, co?
- Chodźmy już, bo późno.
- Wiedźma jesteś. Wszystko wiesz i tak to jakoś załatwiasz, że... Ja to za tobą nie nadążam. Upijmy się.
- Służę. Po drodze jest Żabka, kupię wino.
- I bardzo dobrze.
A przed chwilą...
Dzwonek do drzwi - za nimi Badyl (syn Babci Sąsiadki).
Chciał podziękować.
Tak, oczywiście we wtorek pojedzie do szpitala. Tak, mamę w środę odbierze. Tak, zabierze ją do siebie po hospitalizacji. Tak, będzie jeździł z nią na naświetlania. Tak, do lekarza na wizyty kontrolne też.
I w ogóle jest wdzięczny.
ALLELUJA! Świat nawrócił i zdąża we właściwą stronę.
Update
Mam nadzieję, że klikacie dla Mikołajka? Bo finiszujemy niebawem.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńJakie optymistyczne wieści :)) Strachy na lachy, będzie dobrze!
Boszsz... Na moim blogu ktoś napisał: "pierwsza"! Staję się kultowa hihihi.
Usuńdobrze, dobrze, ale co ten lekarz, domu nie ma, ze po nocach przyjmuje?
OdpowiedzUsuńNie chciałam być nachalna (jeszcze by odebrał jako propozycję). Rozmawiałam za to z panią pielęgniarką. Wyznała mi: we wtorek byłam w domu o 23.30, dziś się nie zapowiada.
Usuńno!
OdpowiedzUsuńChciałam Cię odwiedzić w środę w przelocie będąc, ale droga mi się dłużyła nieprzytomnie, więc już chciałam szybciej do celu. Tym sposobem, jeśli chcesz wejść w posiadanie dóbr, które dla Ciebie przytaszczyłam, musisz się pofatygować. Zapewniam, że warto.
(tak, gamoniu, to jest zaproszenie)
Ale jesteś wredna. Nie zapomnę Ci tego. I nawet oświadczyny różnych, co ich na mnie nasyłasz, nie pomogą. CI!
Usuńa co Badyl tak mało chętnie pomagał Babci ? i fajnie że udało Ci załatwić to wszystko tak szybko i tak dobrze ;-)
OdpowiedzUsuńWoda w usta.
UsuńRozczuliłam się normalnie! Pięknie to wszystko poszło a i pan doktor przefajny!
OdpowiedzUsuńAsia,jestes wielka!
Fakt. Nawet nieco ZA wielka. Ale wezmę się. Słowo, słowo.
Usuńja się wzięłam we wtorek jak lumpiatą poczytałam. ale postanowiłam, że robię trzy dni diety a trzeciego wieczora się trochę obżeram (cztery murzynki, jedna japonka - sami obcokrajowcy, i biszkopcik), inaczej całą dietę szlag trafi, bo ja bez słodyczy na razie nie umiem. ps. kiedy ty badałaś piersi? ja idę 15-tego.
UsuńJedz, jedz. Nie mogę być z tym sama!
UsuńDlaczego nie jestem zdziwiona?:)
OdpowiedzUsuńMasz swiadomosc,ze to wszystko jest Gdzies Tam Ci zapisane?:)
No. Myślę nawet, że to jest jest jakaś dewiacja. Pójdę dalej - ktoś mi mówił, że ta dewiacja jest sklasyfikowana i ma swoją nazwę.
UsuńAsia co do Badyla to ja mam teorię. On, dowiedziawszy się od Babci, iż masz moce wszelakie i nieogarnięte i podpadasz pod wiedźmostwo, po prostu zdygał się, że rzucisz jakąś klątwą i mu się kołtun zrobi albo policja będzie waliła mandaty na każdym rogu... Posiadanie opinii bliskiej wariackim papierom pozwala na wiele zmian w życiu swoim i bliźnich :)
OdpowiedzUsuńAle się cieszę... to była wersja jakiej Babci - i Tobie - życzyłam najbardziej.
Piękny poranek jak zaczyna się od takich dobrych informacji :D
I dobrze. Nie będziemy się pobudkami przejmować skoro efekt osiągnięty. Inna sprawa, że zobaczymy wykonanie podeklaracyjne.
UsuńAsiu, jesteś skuteczna jak husaria :-)
OdpowiedzUsuńA wyobraź sobie, co by było, jakbym się, husaria, na kogoś przewróciła...
Usuń