1588

Szef nie zaszczycił nas na spotkanku porannym, ergo przeszło migusiem. Cały dzień go nie widziałam, choć podlizywałam się sekretarkom. Niestety, niestety.
Na popołudniowe też nie przyszedł, więc pomyślałam sobie, że machnę mu tego wykładu, ile się da, a jutro zobaczymy. Jużeśmy wstawali, gdy nadciągnął. Tłumek, radośnie sunący ku wyjściu, zastygł w bezruchu i bezsłowiu.
- Chciałem was tylko zobaczyć - powiedział szef i wszyscy usiedli.
Patrzcie państwo, jak to niektórzy umieją wydawać polecenia, nawet nie zahaczając o proszę.

Oczywiście dodał coś od siebie, potem zakończył spotkanie, więc tknięta przeczuciem przesunęłam się w pobliże i zapytałam, czy może zechce. Zechciał (niespotykane o tej porze)! Zarys wykładu mu pokazałam - entuzjazm. Na szybko przeleciałam przez tzw. kupę, która ma skłonność do narastania w sposób nieprzyzwoity. Poszło bez zbędnych przestojów. Zachęcona - przyznałam się do braku umiejętności w pewnej dziedzinie i... on też się przyznał. A myślałam, że mnie obtańcuje! I jeszcze dał mi namiar na zewnętrzną panią, która wie, jak to się robi, do tego łaskawie zezwolił, bym się na niego powołała. Ożeszjaktodobrzewyczućmoment.

Ooooo - pomyślałam sobie na takie dictum - idę za ciosem. I przybliżyłam problem kolejnej proszempani.
- Nie chcą współpracować? - uniósł brew, a w tonie zabrzmiała stal.
- Może jestem niesympatyczna - podsumowałam.
- Akurat. Już od dawna zauważyłem, że tam się wyraźnie pogarsza. Całej grupie. Parcie na władzę, jak sądzę. Zrobimy tak: nie kłóć się z nimi i o każdej sprawie mnie informuj. Będą ją musieli załatwić ze mną, bo olać się nie da. Powtórzymy z pięć razy i ich marzeniem stanie się rozwiązywanie problemów na poziomie międzydziałowym.
Obożebożenko, jaka jestem wredna! Pyszności. Ktoś sobie życzy nadepnąć mi na odcisk? Zapraszam.

O 16 (tak, przyznaję się, zostałam dzięki temu wszystkiemu godzinę dłużej), uznaliśmy, że czas na ewakuację. Każdy wziął w garść swoją filiżankę - albowiem sekretariat się ulotnił - celem odniesienia do kuchni. Szef odkręcił kran...
- Aaaaa!!! - wrzasnęłam. - Ja to zrobię!!!
- W życiu. Jesteś moim gościem i nie będziesz zmywać. Zmykaj do domu. Przetrzymałem cię, prawda?
- Sama się przetrzymałam - odparłam dumnie, bo nie będzie miał nikt satysfakcji, że dzięki niemu siedzę po godzinach. - Miłego popołudnia.

Jeszcze tylko do siebie, materiały wrzucić do szafy, komputer wyłączyć, wymienić uwagi z paniami sprzątaczkami, zdziwionymi, że ktoś jeszcze siedzi, przypomnieć sobie, że ma się w szafie Rafaello, polecieć i podzielić się z zespołem sprzątającym, no i do domu.

A w ogóle to mi mleko skwaśniało i pierwszy łyk kawy o poranku obfitował w niezapomniane wrażenia. Chyba czas zakończyć sezon zaokienny.

Komentarze

Prześlij komentarz