1620
Zabawne. Ostatnio moje słowa mają nieomal moc sprawczą.
Wyszłam z tej pracy, bo już mi się naprawdę nie chciało. Szef wspomniał po południu, że chce bardzo ze mną rozmawiać, ale jutro. Jutro to jutro. Poszłam sobie. No, doooobra, kwadransik przed czasem. Przecież z tego się nie strzela. Oczywiście, że zadzwonił. ZAWSZE, gdy popełnię jakieś przestępstwo, to natychmiast wychodzi na jaw.
- Jesteś jeszcze? - zapytał.
- Nie - westchnęłam zgodnie z prawdą, bo i tak nie ma sensu kłamać. - Ale jestem w spożywczym koło fabryki, więc nie ma sprawy, wrócę.
- No co ty. Słuchaj, mówiłem, żebyś napisała pismo do dyrektora, żeby cię przyjął na stałe. I nie mam go.
- Napisałam. Nawet zaawizowałam się u pana sekretarki - wypuściłam jadowitą strzałę, bo mam wrażenie, że małpa zarządza jego czasem bez konsultacji. - Ale mnie nie zawołała. Pewnie nie było czasu. Niemniej jest gotowe.
- Aha - mruknął, gdyż wyraźnie pojął aluzję. - Ale zapomniałaś o wysłaniu streszczenia na alternatywne sympozjum.
- Bynajmniej. Przypomniałam o tym dzisiaj twórcy streszczenia i uzyskałam obietnicę, że jutro mi prześle.
- Czyli nie zapomniałaś?
- W życiu.
- Przypilnuj tego, co?
- Trzymam rękę na pulsie. Na wszystkich pulsach.
- Zauważyłem właśnie. Ale wiesz co? Chciałbym, żeby on wygłosił jednak dwa wykłady. Napisz do pani profesor maila o treści: szanowna pani profesor...
- Szefie?
- Tak?
- Pan wie, że ja umiem napisać pismo?
- No tak. Faktycznie. To napisz rano, co? Nie zapomnisz?
- Czy o czymś kiedyś zapomniałam?
- Nigdy. Ty wszystko pamiętasz.
- Czyli mamy ustalone. Ale ja bym jednak wróciła, jeśli pan jeszcze siedzi.
- Tak? A po co?
- Bo jutro napięty program, a jeśli pan ma teraz czas, to chętnie ustaliłabym, które wykłady pójdą na TYM sympozjum.
- Hmmmm... Muszę wyznać, że jestem nieprzygotowany...
- OK. W takim razie jutro. Ale wie pan co?
- No co?
- Musi pan napisać recenzję.
- Jaką znowu, do cholery?!
- Do "Wiadomości".
- Ale ja nie mam artykułu!
- Ma pan.
- Nie mam!
- Ma pan. Leży na skrajnej kupce po prawej stronie na pana biurku. Z moją adnotacją, dotyczącą terminu. Żółta karteczka. Sztywna koszulka.
- Nie mam! - zaszeleścił papierami. - Eeeee... mam. Wszystko pamiętasz, co?
- Do tego mnie pan zatrudnił.
- Burczysz na mnie?
- Burczę.
- Do tego cię zatrudniłem?
- Owszem.
- Skandal. Nikt na mnie nie burczy. Nawet żona.
Przemilczałam to taktownie. Westchnął.
- No tak... To dobrze, że burczysz. Przypilnujesz mnie jutro?
- Od rana. Nie opędzi się szef ode mnie.
- Całe szczęście. To jedź do domu, co?
- A mogę zrobić zakupy?
- Żarciki się ciebie trzymają - zaśmiał się. - Zrób, zrób. I nie zapomnij mnie przypilnować, żebym zaopiniował twoje podanie, że jesteś mi nie-od-zow-na.
Mam nadzieję, że zaopiniuje: podwyżka jest jej nie-od-zow-na.
Wyszłam z tej pracy, bo już mi się naprawdę nie chciało. Szef wspomniał po południu, że chce bardzo ze mną rozmawiać, ale jutro. Jutro to jutro. Poszłam sobie. No, doooobra, kwadransik przed czasem. Przecież z tego się nie strzela. Oczywiście, że zadzwonił. ZAWSZE, gdy popełnię jakieś przestępstwo, to natychmiast wychodzi na jaw.
- Jesteś jeszcze? - zapytał.
- Nie - westchnęłam zgodnie z prawdą, bo i tak nie ma sensu kłamać. - Ale jestem w spożywczym koło fabryki, więc nie ma sprawy, wrócę.
- No co ty. Słuchaj, mówiłem, żebyś napisała pismo do dyrektora, żeby cię przyjął na stałe. I nie mam go.
- Napisałam. Nawet zaawizowałam się u pana sekretarki - wypuściłam jadowitą strzałę, bo mam wrażenie, że małpa zarządza jego czasem bez konsultacji. - Ale mnie nie zawołała. Pewnie nie było czasu. Niemniej jest gotowe.
- Aha - mruknął, gdyż wyraźnie pojął aluzję. - Ale zapomniałaś o wysłaniu streszczenia na alternatywne sympozjum.
- Bynajmniej. Przypomniałam o tym dzisiaj twórcy streszczenia i uzyskałam obietnicę, że jutro mi prześle.
- Czyli nie zapomniałaś?
- W życiu.
- Przypilnuj tego, co?
- Trzymam rękę na pulsie. Na wszystkich pulsach.
- Zauważyłem właśnie. Ale wiesz co? Chciałbym, żeby on wygłosił jednak dwa wykłady. Napisz do pani profesor maila o treści: szanowna pani profesor...
- Szefie?
- Tak?
- Pan wie, że ja umiem napisać pismo?
- No tak. Faktycznie. To napisz rano, co? Nie zapomnisz?
- Czy o czymś kiedyś zapomniałam?
- Nigdy. Ty wszystko pamiętasz.
- Czyli mamy ustalone. Ale ja bym jednak wróciła, jeśli pan jeszcze siedzi.
- Tak? A po co?
- Bo jutro napięty program, a jeśli pan ma teraz czas, to chętnie ustaliłabym, które wykłady pójdą na TYM sympozjum.
- Hmmmm... Muszę wyznać, że jestem nieprzygotowany...
- OK. W takim razie jutro. Ale wie pan co?
- No co?
- Musi pan napisać recenzję.
- Jaką znowu, do cholery?!
- Do "Wiadomości".
- Ale ja nie mam artykułu!
- Ma pan.
- Nie mam!
- Ma pan. Leży na skrajnej kupce po prawej stronie na pana biurku. Z moją adnotacją, dotyczącą terminu. Żółta karteczka. Sztywna koszulka.
- Nie mam! - zaszeleścił papierami. - Eeeee... mam. Wszystko pamiętasz, co?
- Do tego mnie pan zatrudnił.
- Burczysz na mnie?
- Burczę.
- Do tego cię zatrudniłem?
- Owszem.
- Skandal. Nikt na mnie nie burczy. Nawet żona.
Przemilczałam to taktownie. Westchnął.
- No tak... To dobrze, że burczysz. Przypilnujesz mnie jutro?
- Od rana. Nie opędzi się szef ode mnie.
- Całe szczęście. To jedź do domu, co?
- A mogę zrobić zakupy?
- Żarciki się ciebie trzymają - zaśmiał się. - Zrób, zrób. I nie zapomnij mnie przypilnować, żebym zaopiniował twoje podanie, że jesteś mi nie-od-zow-na.
Mam nadzieję, że zaopiniuje: podwyżka jest jej nie-od-zow-na.
no proszę przodownica pracy ! 200 % normy !
OdpowiedzUsuńa szef się nie boi że go ze stołka zrzucisz ??? no ja bym miała obawy ;-)
Spoko, spoko. Nie posiadam kompetencji :)
UsuńPyszczek mi się śmieje jak to czytam...jak miło poczytać o czymś miłym :)
OdpowiedzUsuńWiesz Asiu, to bezcenne mieć taką atmosferę w pracy. :)
Cieszę się, że masz tak dobrze, że dobrze Ci tak :)
Poczekaj - jutro wstanie lewą nogą. W środy zawsze wstaje lewą nogą ;)
UsuńZamień się miejscami z Prezesem i nie wstaniesz :)
OdpowiedzUsuńUwierz, że są sposoby na leczenie lewej nogi rannej - ja miałam takie coś w pierwszy dzień świąt: o 9 rano zadzwonił domofon i do nabzdyczonej mnie prowadzącej oblucje w łazience mój domowy facet powiedział: Policja do nas idzie... Uwierz przeszły mi lewe nogi, prawe i wszystkie inne...
Okazało się, że w dniu piątkowym pozostawiłam dokumenty na biurku pana policjanta i zapomniałam zabrać. A on w dobroci serca idąc do rodziny podrzucił mi je. Zaznaczam, że człowieka widziałam w piątek pierwszy raz na oczy :)
Dobroć serca policjanta może przyprawić o zawał :D, ale rozgania złe dni, bo potem może być tylko lepiej :D
On wstanie :)
UsuńWłaśnie... nie wiadomo co gorsze :)
UsuńHa. Ha.
UsuńAch, Ty w ogóle światu jesteś nie-od-zow-na!
OdpowiedzUsuńZaczynam myśleć, że mnie jest nie-od-zow-ne jakieś wolne. Od świata.
UsuńWiem, co on czuje, ten Twój szef. Przy Mbl 2 i Mbl3 też byłas nieodzowna!
OdpowiedzUsuńNadrabiasz zaległości? Hurtowo? Biedactwo...
Usuń