1600
Jest taki plan, żeby martuuhę wziąć szturmem i ja się zbroję.
W martuużewie będzie końferęcja, szef wyznaczył ochotników do uczestnictwa. To poszłam i pytam, czy mogłabym się z nimi zabrać, ale prywatnie, czyli - czy da mi na ów czas urlop wypoczynkowy. Da, a co miałby nie dać. Aczkolwiek z żalem zauważył, że nie chcę na tę końferęcję. A już się witał z gąską. Tedy musiałam rzecz przedstawić, że marzę wprost, ale jednak martuuha. Ona jest dominującym czynnikiem w moim życiu.
Więc już możecie zazdrościć, bo pod koniec maja pomieszkam sobie na wypasie, czyli będę się gościć, dam się obsługiwać i może nawet jej rozkażę, żeby mnie oprowadziła, gdyż jestem wścibską, a martużewo słynie z chęci poznania przeze mnie. Aha! I będzie dla mnie go-to-wa-ła!!! Czad, c'nie?
Martuuha jest osobą lekko niespełna rozumu, albowiem otrzymawszy komunikat z cyklu "jednak przybywam", zasypała mnie odpowiedziami w stylu:
1. hurrrraaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!
2. jupiiiiiii!!!!!!!!!!!!!!!!!
3. ihahahaha!!!!!!!!!!!!
itp.
Z czego wywnioskowałam, że w swej niewinności pojęcia nie ma, co sobie bierze na głowę. I dobrze. Raz przynajmniej skorzystam, więcej przecież nie zaprosi, bo na pewno w tym czasie będzie w podróży służbowej. Na Wyspy Wielkanocne. Albo i do Honolulu. Istnieje nawet możliwość, że umówi się z Rinonką i zamieszka w Australii, gdzie będzie chodziła do góry nogami i z dbałości o moje zdrowie nie będzie mnie mogła przyjąć. To jest do przewidzenia. Też bym tak zareagowała na jej miejscu i w pełni rzecz usprawiedliwiam.
Teraz pozostaje do rozstrzygnięcia kwestia, kto mnie tam zawiezie. Zamierzam rozpisać przetarg, rozpoczynający się słowami: no to, chłopcy, który mnie bierze? I zobaczymy, ile będzie z tego ubawu. Zrobię to jutro, bo nie lubię czekać. A czasu mamy sporo, więc i pociechy może będzie trochę - atmosferę zamierzam podsycać odpowiednio, celem wyczerpania tematu do cna.
Nie wiem tylko, czy na permanentnym kacu można zwiedzać. Ale oczywiście doniosę. Jeśli organizm wytrzyma. W końcu z Polski jesteśmy, to nie możemy takich rzeczy brać na trzeźwo. A ponieważ zamierzam przejechać przez pół kraju na krzywy ryj, to i do wina mogę się dołożyć, comitam.
Czyli plany na przyszłość już mamy. To całkiem fajne. No i znalazłam po remoncie książkę "Przysłowia łacińskie". Uwielbiam. Teraz Was będę katować. Strzeżcie się!
W martuużewie będzie końferęcja, szef wyznaczył ochotników do uczestnictwa. To poszłam i pytam, czy mogłabym się z nimi zabrać, ale prywatnie, czyli - czy da mi na ów czas urlop wypoczynkowy. Da, a co miałby nie dać. Aczkolwiek z żalem zauważył, że nie chcę na tę końferęcję. A już się witał z gąską. Tedy musiałam rzecz przedstawić, że marzę wprost, ale jednak martuuha. Ona jest dominującym czynnikiem w moim życiu.
Więc już możecie zazdrościć, bo pod koniec maja pomieszkam sobie na wypasie, czyli będę się gościć, dam się obsługiwać i może nawet jej rozkażę, żeby mnie oprowadziła, gdyż jestem wścibską, a martużewo słynie z chęci poznania przeze mnie. Aha! I będzie dla mnie go-to-wa-ła!!! Czad, c'nie?
Martuuha jest osobą lekko niespełna rozumu, albowiem otrzymawszy komunikat z cyklu "jednak przybywam", zasypała mnie odpowiedziami w stylu:
1. hurrrraaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!
2. jupiiiiiii!!!!!!!!!!!!!!!!!
3. ihahahaha!!!!!!!!!!!!
itp.
Z czego wywnioskowałam, że w swej niewinności pojęcia nie ma, co sobie bierze na głowę. I dobrze. Raz przynajmniej skorzystam, więcej przecież nie zaprosi, bo na pewno w tym czasie będzie w podróży służbowej. Na Wyspy Wielkanocne. Albo i do Honolulu. Istnieje nawet możliwość, że umówi się z Rinonką i zamieszka w Australii, gdzie będzie chodziła do góry nogami i z dbałości o moje zdrowie nie będzie mnie mogła przyjąć. To jest do przewidzenia. Też bym tak zareagowała na jej miejscu i w pełni rzecz usprawiedliwiam.
Teraz pozostaje do rozstrzygnięcia kwestia, kto mnie tam zawiezie. Zamierzam rozpisać przetarg, rozpoczynający się słowami: no to, chłopcy, który mnie bierze? I zobaczymy, ile będzie z tego ubawu. Zrobię to jutro, bo nie lubię czekać. A czasu mamy sporo, więc i pociechy może będzie trochę - atmosferę zamierzam podsycać odpowiednio, celem wyczerpania tematu do cna.
Nie wiem tylko, czy na permanentnym kacu można zwiedzać. Ale oczywiście doniosę. Jeśli organizm wytrzyma. W końcu z Polski jesteśmy, to nie możemy takich rzeczy brać na trzeźwo. A ponieważ zamierzam przejechać przez pół kraju na krzywy ryj, to i do wina mogę się dołożyć, comitam.
Czyli plany na przyszłość już mamy. To całkiem fajne. No i znalazłam po remoncie książkę "Przysłowia łacińskie". Uwielbiam. Teraz Was będę katować. Strzeżcie się!
dlaczego jeszcze nie śpisz?
OdpowiedzUsuńPrzesilenie jakoweś. Jutro będę zombie.
UsuńCudnie!
OdpowiedzUsuńDopytywa się o dyrektywy. Przecież zamieściłam!
Usuńjabadabaduuuu!
OdpowiedzUsuńZaczynam odczuwać LĘKI.
UsuńHm... a który to będzie maj? Bo właściwie urlopu zaległego mam trochę... (pewnie, że się wpraszam, ale daję szanse na odpowiedź wymijającą:)
OdpowiedzUsuńTEN maj ;)
UsuńJa Ci mogę powiedzieć, bo nie do mnie się wpraszasz, a upijanie się w większej grupie jest śmieszniejsze!!!
a dzie martucha mieszka ? może ja mam też blisko i obiecuję na krzywy ryj nie wpadać :-)
OdpowiedzUsuńNie odpowiadam, gdyż nie do mnie przynależy prawo do odpowiedzi :)
Usuńno wez, tez bym sie cieszyla! Tylko przyjedz do mnie, a Cie kangurem i emu ugoszcze! :P
OdpowiedzUsuńzazdraszczam Martuusze (martuuze? marturze? help!!)
Kangurem?! Łkam.
UsuńTeoretycznie Ż. Albowiem H wymienia się na Ż, a CH ma SZ (Sapieha - Sapieżanka, Sapiecha - Sapieszanka).