1625
Ponieważ jesteśmy tu sobie w damskim gronie, a przynajmniej w przeważającej większości, pogadajmy o facetach. Panowie nie powinni traktować moich wynurzeń jako ataku - raczej przemyśleć i wziąć sobie do serca. Bo, wbrew pozorom, to będzie notka pełna życzliwości. Choć może nie głasków. Pozwolę sobie oczywiście na pewne generalizacje. Niemniej (i chciałabym to podkreślić z całą mocą) przedstawiam własny punkt widzenia. I proszę go uszanować. Nie mówię przecież, że w milczeniu.
Każda kobieta lubi czuć się atrakcyjna. Ba! Zaryzykuję twierdzenie, że każdy człowiek lubi czuć się atrakcyjny. Pożądany, akceptowany, budzący zainteresowanie i inne miłe emocje. Jednakowoż kota można zagłaskać na śmierć. W ten sposób pozytywne wibracje da się zamienić w coś odrzucającego. Naprawdę.
W fabryce otaczają mnie mężczyźni. Nie, oczywiście że nie pracuję w firmie budowlanej. Nie mówię przecież, że kobiet nie ma. Są. Nawet dużo. Ale tak się składa, że ja współpracuję głównie z facetami. Nie z wyboru przecież - w taki układ trafiłam. Nie, nie mogę tego zmienić. Są wszędzie - to moi szefowie, podwładni, koledzy. Nie mogę się wymiksować. Ale czasami uciekam w poszukiwaniu odrobiny estrogenu i lgnę do przysłowiowych spódniczek, jak kot do szynki.
Szefowie i pracownicy są całkowicie poza moim zasięgiem mentalnym. Nie będę analizowała tych relacji, ponieważ nie wyobrażam sobie, aby ewoluowały w stronę pozasłużbową. To prawda, że jestem osobą otwartą, łatwo nawiązuję kontakty i wchodzę w relacje (a przynajmniej otoczenie tak sądzi), jednak doświadczenie życiowe nauczyło mnie, by nie przekraczać pewnych granic, bo to się prędzej czy później zemści.
Z częścią szefów jestem po imieniu. Z pozostałą (czyli moim własnym i naczelnym) chyba nie chcę, choć - jeśli zaproponują - trudno mi będzie odmówić. Żartujemy, przekomarzamy się, ale dystans istnieje. Gdzieś w środku mnie.
Z pracownikami również się tykamy. Mogę z nimi poplotkować, opowiadamy sobie kawały, ale chronię swoją strefę prywatną i tak pozostanie. Tak wolę. Tak jest zdrowiej.
Osobną kategorią pozostają więc koledzy - między nami nie istnieją zależności służbowe. Lubię większość z nich. Są inteligentni, nawet błyskotliwi, otwarci i obdarzeni poczuciem humoru. Dystans, jeśli na początku istniał, zmalał zdecydowanie w bardzo krótkim czasie. Chadzamy razem zapalić, co rusz któryś do mnie wpada, służbowo lub pogadać, czasem ja odwiedzam ich. I tu zaczyna się problem. Ponieważ mężczyźni to w większości erotomani. GA-WĘ-DZIA-RZE.
Owszem - bardzo lubię czuć się atrakcyjna. Jest mi miło, kiedy okazują mi zainteresowanie, szukają pretekstu, żeby koło mnie stanąć lub usiąść, wpadają znienacka do mojego pokoju, żeby pobyć w aurze, zabawiają żartami. Akceptuję nawet te niby przypadkowe muśnięcia lub kiedy niektórzy obejmują mnie w pasie, szepcząc coś do ucha. Nawet jeśli to wszystko grubymi nićmi szyte. Ale jestem bardzo zmęczona wszechobecnym gawędziarskim erotyzmem, który wypada mi ze wszystkich szaf.
Nie należę do eterycznych panienek, które płoną rumieńcem na samą sugestię. Ale z uwagi na stężenie gawędziarstwa, zaczęłam zachowywać się identycznie wobec nich, bo tego się nie spodziewają i na to nie są przygotowani. Czyli udaje mi się uzyskać zamierzony efekt - chwilę błogosławionego spokoju. Szczególnie cennego w takie dni, jak dziś. Zaczynam się niepokoić, czy za kilka miesięcy nie będę rozpoczynała dnia od uszczypnięcia kogoś w tyłek. Albowiem, wierzcie lub nie, posuwam się ostatnio naprawdę daleko.
Pamiętacie kolegę ze słynnej szóstki, któremu w kluczowym momencie Wielkiego Wejścia Do Sali zaczął dzwonić telefon? Otóż ja go lubię. BARDZO go lubię. Jest wyluzowany, obdarzony ponadnormatywnym poczuciem humoru, całkowicie nienadęty, choć bardzo mądry. Często proszę go, żeby coś mi wytłumaczył, bo jest znakomitym fachowcem i znajduje dla mnie czas, mimo że grafik ma napięty. A potrafi trudne rzeczy wyłuszczyć krótko i wyjątkowo przystępnie, nie głaszcząc sobie przy tym ego ani przez chwilę. Niestety - gawędziarz.
I doszło do tego, że w chwili, gdy pochylał się nade mną, szepcząc komentarze, nienadające się do publikacji, wypaliłam prosto w nos:
- Słuchaj... Masz może w planie mnie stuknąć? To proponuję przejść do czynów, bo z tego gadania żadne z nas nie ma przyjemności.
Dzięki tej wiekopomnej wypowiedzi zyskałam dwa dni świętego spokoju. Nie, nie unikał mnie. Ale też nie komentował. I już się cieszyłam, że "załapało". Przedwcześnie.
To samo z Małym Piotrem. Wszyscy lubimy Małego Piotra, prawda? Naprawdę trudno go nie lubić. Jest po prostu uroczy. Dopóki mu jakaś klapka w mózgu nie zatrybi.
Kolega Kierownik Grupy Sześciu? To samo.
Mogłabym długo wymieniać. Wniosek zawsze ten sam.
I nie - nie jestem przeciwna flirtowaniu. Okazywanie zainteresowania jest naprawdę fajne i znakomicie się z tym czuję. Ale do pewnych granic. Bezustanne świntuszenie powoduje u mnie ból zawiasów w szczękach. Od ziewania z jednej i irytacji z drugiej strony.
Cienka linia.
Dość trudno ją wyznaczyć precyzyjnie.
Nie mrucz do mnie, człowieku. Podobam ci się? Uśmiechnij się, kiedy przechodzę, pogadaj, bądź miły, nawet powiedz mi o tym po ludzku - to kształtuje dzień. To mi robi na poczucie własnej wartości. Uskrzydla. Nastraja pozytywnie do całego świata. Jestem inteligentna i spostrzegawcza, słowo. Odbiorę ten sygnał. Może nawet odwzajemnię.
Ale nie mrucz, nie dysz i nie gawędź, bo sprawiasz, że zaczynam... pożądać kobiet.
Każda kobieta lubi czuć się atrakcyjna. Ba! Zaryzykuję twierdzenie, że każdy człowiek lubi czuć się atrakcyjny. Pożądany, akceptowany, budzący zainteresowanie i inne miłe emocje. Jednakowoż kota można zagłaskać na śmierć. W ten sposób pozytywne wibracje da się zamienić w coś odrzucającego. Naprawdę.
W fabryce otaczają mnie mężczyźni. Nie, oczywiście że nie pracuję w firmie budowlanej. Nie mówię przecież, że kobiet nie ma. Są. Nawet dużo. Ale tak się składa, że ja współpracuję głównie z facetami. Nie z wyboru przecież - w taki układ trafiłam. Nie, nie mogę tego zmienić. Są wszędzie - to moi szefowie, podwładni, koledzy. Nie mogę się wymiksować. Ale czasami uciekam w poszukiwaniu odrobiny estrogenu i lgnę do przysłowiowych spódniczek, jak kot do szynki.
Szefowie i pracownicy są całkowicie poza moim zasięgiem mentalnym. Nie będę analizowała tych relacji, ponieważ nie wyobrażam sobie, aby ewoluowały w stronę pozasłużbową. To prawda, że jestem osobą otwartą, łatwo nawiązuję kontakty i wchodzę w relacje (a przynajmniej otoczenie tak sądzi), jednak doświadczenie życiowe nauczyło mnie, by nie przekraczać pewnych granic, bo to się prędzej czy później zemści.
Z częścią szefów jestem po imieniu. Z pozostałą (czyli moim własnym i naczelnym) chyba nie chcę, choć - jeśli zaproponują - trudno mi będzie odmówić. Żartujemy, przekomarzamy się, ale dystans istnieje. Gdzieś w środku mnie.
Z pracownikami również się tykamy. Mogę z nimi poplotkować, opowiadamy sobie kawały, ale chronię swoją strefę prywatną i tak pozostanie. Tak wolę. Tak jest zdrowiej.
Osobną kategorią pozostają więc koledzy - między nami nie istnieją zależności służbowe. Lubię większość z nich. Są inteligentni, nawet błyskotliwi, otwarci i obdarzeni poczuciem humoru. Dystans, jeśli na początku istniał, zmalał zdecydowanie w bardzo krótkim czasie. Chadzamy razem zapalić, co rusz któryś do mnie wpada, służbowo lub pogadać, czasem ja odwiedzam ich. I tu zaczyna się problem. Ponieważ mężczyźni to w większości erotomani. GA-WĘ-DZIA-RZE.
Owszem - bardzo lubię czuć się atrakcyjna. Jest mi miło, kiedy okazują mi zainteresowanie, szukają pretekstu, żeby koło mnie stanąć lub usiąść, wpadają znienacka do mojego pokoju, żeby pobyć w aurze, zabawiają żartami. Akceptuję nawet te niby przypadkowe muśnięcia lub kiedy niektórzy obejmują mnie w pasie, szepcząc coś do ucha. Nawet jeśli to wszystko grubymi nićmi szyte. Ale jestem bardzo zmęczona wszechobecnym gawędziarskim erotyzmem, który wypada mi ze wszystkich szaf.
Nie należę do eterycznych panienek, które płoną rumieńcem na samą sugestię. Ale z uwagi na stężenie gawędziarstwa, zaczęłam zachowywać się identycznie wobec nich, bo tego się nie spodziewają i na to nie są przygotowani. Czyli udaje mi się uzyskać zamierzony efekt - chwilę błogosławionego spokoju. Szczególnie cennego w takie dni, jak dziś. Zaczynam się niepokoić, czy za kilka miesięcy nie będę rozpoczynała dnia od uszczypnięcia kogoś w tyłek. Albowiem, wierzcie lub nie, posuwam się ostatnio naprawdę daleko.
Pamiętacie kolegę ze słynnej szóstki, któremu w kluczowym momencie Wielkiego Wejścia Do Sali zaczął dzwonić telefon? Otóż ja go lubię. BARDZO go lubię. Jest wyluzowany, obdarzony ponadnormatywnym poczuciem humoru, całkowicie nienadęty, choć bardzo mądry. Często proszę go, żeby coś mi wytłumaczył, bo jest znakomitym fachowcem i znajduje dla mnie czas, mimo że grafik ma napięty. A potrafi trudne rzeczy wyłuszczyć krótko i wyjątkowo przystępnie, nie głaszcząc sobie przy tym ego ani przez chwilę. Niestety - gawędziarz.
I doszło do tego, że w chwili, gdy pochylał się nade mną, szepcząc komentarze, nienadające się do publikacji, wypaliłam prosto w nos:
- Słuchaj... Masz może w planie mnie stuknąć? To proponuję przejść do czynów, bo z tego gadania żadne z nas nie ma przyjemności.
Dzięki tej wiekopomnej wypowiedzi zyskałam dwa dni świętego spokoju. Nie, nie unikał mnie. Ale też nie komentował. I już się cieszyłam, że "załapało". Przedwcześnie.
To samo z Małym Piotrem. Wszyscy lubimy Małego Piotra, prawda? Naprawdę trudno go nie lubić. Jest po prostu uroczy. Dopóki mu jakaś klapka w mózgu nie zatrybi.
Kolega Kierownik Grupy Sześciu? To samo.
Mogłabym długo wymieniać. Wniosek zawsze ten sam.
I nie - nie jestem przeciwna flirtowaniu. Okazywanie zainteresowania jest naprawdę fajne i znakomicie się z tym czuję. Ale do pewnych granic. Bezustanne świntuszenie powoduje u mnie ból zawiasów w szczękach. Od ziewania z jednej i irytacji z drugiej strony.
Cienka linia.
Dość trudno ją wyznaczyć precyzyjnie.
Nie mrucz do mnie, człowieku. Podobam ci się? Uśmiechnij się, kiedy przechodzę, pogadaj, bądź miły, nawet powiedz mi o tym po ludzku - to kształtuje dzień. To mi robi na poczucie własnej wartości. Uskrzydla. Nastraja pozytywnie do całego świata. Jestem inteligentna i spostrzegawcza, słowo. Odbiorę ten sygnał. Może nawet odwzajemnię.
Ale nie mrucz, nie dysz i nie gawędź, bo sprawiasz, że zaczynam... pożądać kobiet.
Nie znam tego problemu. Nie mówię, że nie istnieje. Po prostu ja go nie mam.
OdpowiedzUsuńZajedź z wizytą, jeśli pożądasz.
UsuńA skąd taki wniosek?
UsuńTo nie wniosek, tylko propozycja.
UsuńDużej części facetów w takich momentach nie chodzi o poczucie Twojej wartości, tylko ICH.
OdpowiedzUsuńNie flirtuję w pracy, jeśli czasem zdarza mi się przekomarzać z kolegami, to na tyle ode mnie starszymi, żeby im do głowy żadne "grzeszne" myśli nie przyszły ;)
Doświadczyłam kiedyś molestowania w pracy... tak zakończył się niewinny w moim przekonaniu flirt. Byłam bardzo młodą osobą, nie umiałam sobie z tym poradzić. Bardzo to przeżyłam.
Wierzę i rozumiem. Na szczęście jestem bardzo starą osobą i nawet nie wstydzę się powiedzieć publicznie, żeby ktoś się odpierdolił. Mogę to też powiedzieć grzeczniej - tonem, który nie pozostawia wątpliwości.
UsuńPS Ile to jest "na tyle ode mnie starszymi, żeby im do głowy żadne "grzeszne" myśli nie przyszły"?
Ejże, ale ja jestem w podobnym wieku do Twojego i wcale nie jestem stara!
UsuńCo do PS - myślę że tak około 20.
Ejże! Czy mówiłam o Tobie?! :)
UsuńO sobie mówiłaś, ale ani Ty ani ja nie jesteśmy stare. Się nie poczuwam :)
UsuńTo zależy od punktu widzenia. W przypadku tych panów, co ich nie bierzesz pod uwagę - jesteś młódką. Z punktu widzenia licealisty... Jakby Ci to delikatnie powiedzieć...
UsuńNie musisz być delikatna, gdyż bardzo dobrze pamiętam co myślałam mając naście o osobach po 20-ce - STARCY :D a ci po 30 i wyżej byli równie starzy jak MAMUTY.
UsuńI pamiętam jak siedmioletnia siostrzenica zapytała mnie: "Ciociu ile masz lat?" Odpowiedziałam zgodnie z prawdą i zobaczyłam w jej oczach niedowierzanie i niezrozumienie :D
Teraz odpowiadam - 25 ;)
A ja, wyobraź sobie, znakomicie się czuję po czterdziestce. Jak jeszcze nigdy dotąd. I wszystkim to mówię :)
Usuńteż nie mam tego problemu. u nas nikt nie jest miły, a jeżeli jest, znaczy że chce zwalić na mnie swoją robotę. to nie znaczy że są niemili, ale jeden pies baba czy chłop. poza tym wszyscy siedzą z nosami w papierach i gonią w piętkę, a permanentny brak czasu zabija dobre obyczaje.
OdpowiedzUsuńMoże to jednak specyfika zawodu (tu o swojej fabryce myślę)? Bo przecież nie o ilość pracy, bój się Boga!
Usuńw ogóle to czy to jest normalne, że ludzie idą na zwolnienie lekarskie tylko po to żeby spokojnie popracować w domu?
OdpowiedzUsuńTo jest typowe dla pewnych osób. Co do normalności się nie wypowiadam. Ale na pewno nie jest to ani rozsądne, ani dla Ciebie dobre.
Usuńale aktualnie naprawdę jestem chora, i chociaż na ludzi nie smarczę, tylko nad robotą w domku:) a ile udało mi się pchnąć przez jedno przedpołudnie? niewiarygodne.
Usuńszczerze mówiąc, odrobina flirtu by nie zaszkodziła. mój chłop też całkowicie nieflirtowy... dziś tylko dowiedziałam się że brzuch mi urósł po świętach. przemiłe. nawet nie wiem ile mnie omija w życiu, i może dobrze. weź mnie nie uświadamiaj
Toć pokazuję, że to ma nie tylko jasne strony.
Usuńsłabo pokazujesz
UsuńTo się nie nadaje do cytacji. Uwierz.
UsuńNiektóre sytuacje bywają śmieszne i te lubię. Ale ta trudna do namacania granica... I potem jest słabo. Ja ogólnie dobrze znoszę wiele rzeczy i nie biorę do siebie - ale są chwilę, gdy jadę na wysokości lamperii, żeby się odpieczątkowali.
wiem, wiem. tu nie o ciebie, tylko o mnie mi chodzi. dzień do kitu. za dużo wolnego
UsuńZnaczy nadszedł moment, żeby ktoś Tobą potrząsnął.
Usuńalbo kopnął w dupę
UsuńOto moja nóżka. Służę.
Usuńalbo wysłał do kosmetyczki i dentysty na fulla bajer remoncik
UsuńNo tak - medycyna estetyczna jeszcze nie dla Ciebie.
Usuń(Tu westchnęła).
u kosmetyczki ostatnio byłam 9 lat temu. może już czas?
Usuńw tym tempie na estetykę pójdę po 80-tce. ja mam zawsze zbyt wolną przemianę materii
UsuńDostrzegam jasne strony. Szczególnie finansowe...
UsuńChętnie bym wzięła pracę do domu, ale się nie da.
UsuńJak ktoś czyści zęby słoniom...
UsuńTygrysy drapie po pleckach :P
UsuńMałpom wpycha w tyłki banany, hehehe.
UsuńZ całym szacunkiem, Pacia, ale... pacnę ją, tę Łoterloo :D
UsuńNo i następny chętny do macania się znalazł. W dodatku zbieżnej PCI!
Usuńwszędzie dobrze gdzie nas nie ma
UsuńOjtam, ojtam.
UsuńWiesz u mnie też większość chłopów.
OdpowiedzUsuńZa każdym takim podejściem mam dwa zachowania:
1. głuchnę i z naiwnością dziecka patrzę z brakiem zrozumienia w oczach
2. patrzę bez naiwności dziecka i informuję, że zacznę rozmawiać jak mu przejdzie.
Działa.
Czyli to nie jest specyfika zawodu. Przypuszczalnie mam rację, że płci ;)
UsuńTeż stosuję tę pierwszą metodę. Działa :)
UsuńTo jest bardzo dobra metoda. Wykorzystuję. Głuchnięcie też.
UsuńTak na poważnie - pomyślałam sobie coś, czytając Twoje ostatnie pracowe notki. Tylko byłam ciekawa jak poszła rozmowa z szefem o umowie i podwyżce.
OdpowiedzUsuńŁoterloo, czy nie ustawiłaś sobie za wysoko poprzeczki na samym początku flirtu z Twoją fabryką? Nie dałaś z siebie zbyt wiele? Wiem, że trzeba pokazać się z jak najlepszej strony, ale jak Cię czytałam, miałam wrażenie że jesteś Brucem Willisem ratującym świat.
Teraz będą żądać więcej i więcej. Z doświadczenia wiem (12 lat pracy w jednej firmie), że szefostwo chętnie dokłada pracy i obowiązków. Kasy jakoś mniej chętnie.
A może to tylko ja mam takie doświadczenia?
Ja mogę znacznie więcej, ale nie mów nikomu. Bo ja im nie mówię. Po co mają wiedzieć.
UsuńA od maja, gdy przybędzie mi kolejny mędrzec, zacznie się bezwzględne spychanie na nich. Teraz jest względne :)
Taki los nowicjusza ;)
UsuńCzego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał :D
UsuńKiedyś powiedziałem pewniej pracującej ze mną Pani, że jest piekielnie zgrabna.
OdpowiedzUsuńJej odpowiedź wyleczyła mnie z WSZELAKICH prób gawędziarstwa ;)
Oisaj, a możesz ją zdradzić? Przyda się na wroga :D
UsuńJasiu - Ty akurat jesteś mistrzem taktu i kultury. I należysz to tej sympatycznej grupy, która potrafi zrobić mi dzień. Więc niczego sobie nie wyrzucaj.
UsuńMitenki - chcesz mieć wroga? Po co?
Była mocno niecenzuralna, odnosząca się do mojego stanu umysłowego :)
UsuńA ja nie zatrybiłam, o co chodzi!
UsuńTaki komplement, nawet jeśli nie chciany, nie zasługuje na niecenzuralną odpowiedź.
UsuńAle gdybyś pochwalił, że ma piękny biust np...
Wiesz... To zależy od indywidualnej wrażliwości. Dla Ciebie nie zasługuje. Dla niej najwidoczniej tak. Mówiłam, że granica bardzo trudna do wyznaczenia w sposób pozostający poza dyskusją?
UsuńAsiu kolega z pracy regularnie twierdzi, że jestem bitym chamem z Wieczystej (mój rejon Krakowa). Puszczę jego wersję w niepamięć i zdecydowanie będę się trzymał twojej, że niby kurturalny jezdem ;)
UsuńJa Cię znam jedynie od najlepszej strony, więc trzymaj się jej ze wszystkich sił. Pomyśl, jak musi być dobrze, skoro TYLKO DLA CIEBIE zrobiłam wyjątek z tytułu brody :)))
UsuńJesteś mistrzynią motywacji ! Zdecydowanie powinni w fabryce dać Ci podwyżkę przy najbliższej okazji ;)
UsuńPodać nr komórki dyrektora? Może byś zadzwonił?
UsuńJak ognia staram się takich zachowań unikać. Jestem niesamowitym "kulwiarzem", co druga kobieta wywołuje we mnie myśli nie czyste, jednak za punkt honoru wziałem sobie, żeby takich jak te przez Ciebie opisywane zdarzenia nie były moim udziałem. Może się kiedy przytrafiło, ale generalnie uważam to za słabe. Generalnie albo rób albo nie gadaj ;-)
OdpowiedzUsuńRób albo nie gadaj - PIĘKNE :)
Usuń(Kochany pamiętniczku - zastosować).
Co do bycia kulwiarzem - myślę, że wszystko z Tobą w porządku. Zwykło się uznawać, że to standardowe emocje męskie. Jednakowoż (przyłożę tym strasznym dżenderem): my też myślimy o seksie. Niektóre nawet często. Np. ja :D
Też myślę, że ze mną wszystko w porządku, ale są kobiety, które za grzech uznają także nieczyste myśli. Moim zdaniem mieć ochotę, a nie robić to sztuka. Bo jak ktoś jest obojętny na damskie uroki, to co z w jego wierności za sztuka ;-)
UsuńŁadnie powiedziane :D
UsuńDobrze Ci idzie z podsumowaniami!
U mnie w pracy zdarzają się nie tyle komentarze/uwagi/szepty/it.p. skierowane do kogoś konkretnego, ile anegdotki krążące wokół tematyki damsko-męskiej. Czasem zabawne, czasem mniej, czasem w ogóle. Całkiem niedawno nie zdzierżyłam i wyraziłam zdanie. Kolega zapłonął, przeprosił ze trzy razy w ciągu dnia i zapowiedział, że już nigdy więcej. Oby.
OdpowiedzUsuńNajgorsze, że na tego defektu u facetów nie minimalizują żadne szkoły, dyplomy czy doktoraty i bywają mocno zdziwieni, że koszarowy żarcik drażni zamiast wzbudzać oczekiwany szczery rechot.
Mnie ta sytuacja nieco irytuje, ale nie otwieram sobie żył. Ogólnie radzę sobie z takimi rzeczami, tym bardziej, że nie obcyndalam się z prztyczkami w nos. A nawet prztykami ;)
UsuńI teraz przyszedł mi do głowy temat na kolejną notkę - dziękuję :)