1630
W niedzielę albo w poniedziałek Prezes poinformował mnie:
- W środę i czwartek jestem w Warszawie. W piątek idę z kolegami (tu zawiesił głos)... na kawę. Niczego sobie nie planuj, żebyś mogła mnie zawieźć do Katowic. I tego, hmmm, odebrać.
Warszawę zapisał mi w kalendarzu, kawy nie. Co w związku z tym? Oczywiście - zapomniałam. I umówiłam się do fryzjera.
Rzecz wybuchła w czwartek wieczorem po jego powrocie ze stolicy. Na szczęście przypomniało mi się, że mamy dorosłe dziecko z prawem jazdy i samochodem, więc mogę spokojnie dać się ostrzyc.
Nieco się martwiłam, że - wzorem poprzednich kaw - będę zmuszona kiblować o suchym pysku do północka albo i czwartej nad ranem. Chłopcy po prostu lubią kawę, piją jej dużo i szczebioczą przy tym o najnowszych trendach w przemyśle obuwniczym do upadłego. Nie jestem temu przeciwna. Odwrotnie - uważam, że dla zdrowia psychicznego powinno się od czasu do czasu lądować w towarzystwie wyłącznie własnej płci, bo to pozwala zachować higienę. Zresztą Prezes pija niezwykle rzadko, a potem jest tak zabawny, że wożenie go popijackich imprezach kawiarniach nawet dość mnie rozśmiesza.
Opisywanie zachowań Prezesa po nadużyciu... kawy przerasta moje możliwości. Owszem, opowiadam znajomym, ale mam wtedy możliwości dźwiękowe oraz gimnastyczne. W tekście o to trudno. Faktem jest, że nigdy niczego nieobrzygał nasączył aromatem ziaren i nie wykazał agresji - wręcz przeciwnie: po spożyciu większej ilości wódy kofeiny doznaje ataków afektów i to zdecydowanie skierowanych do mnie. Opowiada też takie farmazony, że wspominamy latami. A już szczytem jest pisanie SMSów. Anegdoty rodzinne tworzą się same.
Kiedy więc zadzwonił o 21.00 i, po zaledwie trzech halaniach, milusim głosem klasowego lizuska zapytał, czy mogę po niego przyjechać, oniemiałem ze szczęścia, wbiłam się w obuwie i już wypadałam z domu, gdy w drzwiach zatrzymała mnie refleksja, że niezwracanie treści może jednak nie być regułą, przyjętą do końca świata. Niewiele myśląc cofnęłam się do przedpokoju i wymieniłam dokumenty oraz kluczyki. Jestem pragmatyczna: jakby co, śmierdzieć będzie jemu.
Jedyna trudność pojawiła się pod knajpą, ponieważ odbieranie telefonu to było już zbyt wielkie wyzwanie. Pomyślałam więc, że znajdę jakieś miejsce do parkowania (w centrum Katowic nawet po 21 to nie jest łatwe) i dyskretnie wyłuskam go spośród rozbawionej gawiedzi. Jakież było moje zaskoczenie, gdy spostrzegłam Prezesa, grzecznie oczekującego na chodniczku przed samymi drzwiami! Wcześniej zabroniłam mu ruszać się stamtąd na krok, bo wiadomo powszechnie, że się zgubi i, zamiast spać snem sprawiedliwego, będę go musiała szukać, tęsknie nawołując, a echo niekoniecznie chce mieć robotę w porze nocnej. Posłuchał sugestii!
Wtarabanił się do samochodu bardzo ucieszony, ucałował mnie solennie, miażdżąc zalewie połowę twarzy i zaproponował dziarsko:
- To jedźmy do domu!
Po czym zamilkł.
Jestem koszmarnie podła i lubię pozyskać radość z każdej możliwej sytuacji. Wyczuwszy koniunkturę, postanowiłam rozpocząć serię pytań prowokacyjnych.
- A co tak krótko?
- Emeryci! - rzucił. - Najlepszy czas minął. Nawet wypić nie mogą. Tragedia.
W tej nabrzmiałej boleścią sytuacji nic ciekawego nie przyszło mi do głowy, więc zamilkliśmy, oddając się rozmyślaniom.
- Michał w ogóle nie pił - stwierdził Prezes w pewnej chwili smutno.
KE?! Znam Michała od dziesięciu lat z górką i nigdy się nie zdarzyło, żeby nie pił. Zaszył się, czy co?
- A Bartek...
Zastrzygłam uchem. Bartek generuje niepowtarzalna rozrywkę.
- Szukał frajera, który odwiózłby go do Częstochowy. Nie znalazł. Wypił piwo i poszedł na pociąg.
Taaaa...
Moi Drodzy!
Pijcie, póki możecie. Dobrze Wam radzę.
Ja na przykład tak się zorganizowałam, że biorę wino pod pachę i udaję się do klatki obok. ZAWSZE mam blisko do własnego łóżka.
- W środę i czwartek jestem w Warszawie. W piątek idę z kolegami (tu zawiesił głos)... na kawę. Niczego sobie nie planuj, żebyś mogła mnie zawieźć do Katowic. I tego, hmmm, odebrać.
Warszawę zapisał mi w kalendarzu, kawy nie. Co w związku z tym? Oczywiście - zapomniałam. I umówiłam się do fryzjera.
Rzecz wybuchła w czwartek wieczorem po jego powrocie ze stolicy. Na szczęście przypomniało mi się, że mamy dorosłe dziecko z prawem jazdy i samochodem, więc mogę spokojnie dać się ostrzyc.
Nieco się martwiłam, że - wzorem poprzednich kaw - będę zmuszona kiblować o suchym pysku do północka albo i czwartej nad ranem. Chłopcy po prostu lubią kawę, piją jej dużo i szczebioczą przy tym o najnowszych trendach w przemyśle obuwniczym do upadłego. Nie jestem temu przeciwna. Odwrotnie - uważam, że dla zdrowia psychicznego powinno się od czasu do czasu lądować w towarzystwie wyłącznie własnej płci, bo to pozwala zachować higienę. Zresztą Prezes pija niezwykle rzadko, a potem jest tak zabawny, że wożenie go po
Opisywanie zachowań Prezesa po nadużyciu... kawy przerasta moje możliwości. Owszem, opowiadam znajomym, ale mam wtedy możliwości dźwiękowe oraz gimnastyczne. W tekście o to trudno. Faktem jest, że nigdy niczego nie
Kiedy więc zadzwonił o 21.00 i, po zaledwie trzech halaniach, milusim głosem klasowego lizuska zapytał, czy mogę po niego przyjechać, oniemiałem ze szczęścia, wbiłam się w obuwie i już wypadałam z domu, gdy w drzwiach zatrzymała mnie refleksja, że niezwracanie treści może jednak nie być regułą, przyjętą do końca świata. Niewiele myśląc cofnęłam się do przedpokoju i wymieniłam dokumenty oraz kluczyki. Jestem pragmatyczna: jakby co, śmierdzieć będzie jemu.
Jedyna trudność pojawiła się pod knajpą, ponieważ odbieranie telefonu to było już zbyt wielkie wyzwanie. Pomyślałam więc, że znajdę jakieś miejsce do parkowania (w centrum Katowic nawet po 21 to nie jest łatwe) i dyskretnie wyłuskam go spośród rozbawionej gawiedzi. Jakież było moje zaskoczenie, gdy spostrzegłam Prezesa, grzecznie oczekującego na chodniczku przed samymi drzwiami! Wcześniej zabroniłam mu ruszać się stamtąd na krok, bo wiadomo powszechnie, że się zgubi i, zamiast spać snem sprawiedliwego, będę go musiała szukać, tęsknie nawołując, a echo niekoniecznie chce mieć robotę w porze nocnej. Posłuchał sugestii!
Wtarabanił się do samochodu bardzo ucieszony, ucałował mnie solennie, miażdżąc zalewie połowę twarzy i zaproponował dziarsko:
- To jedźmy do domu!
Po czym zamilkł.
Jestem koszmarnie podła i lubię pozyskać radość z każdej możliwej sytuacji. Wyczuwszy koniunkturę, postanowiłam rozpocząć serię pytań prowokacyjnych.
- A co tak krótko?
- Emeryci! - rzucił. - Najlepszy czas minął. Nawet wypić nie mogą. Tragedia.
W tej nabrzmiałej boleścią sytuacji nic ciekawego nie przyszło mi do głowy, więc zamilkliśmy, oddając się rozmyślaniom.
- Michał w ogóle nie pił - stwierdził Prezes w pewnej chwili smutno.
KE?! Znam Michała od dziesięciu lat z górką i nigdy się nie zdarzyło, żeby nie pił. Zaszył się, czy co?
- A Bartek...
Zastrzygłam uchem. Bartek generuje niepowtarzalna rozrywkę.
- Szukał frajera, który odwiózłby go do Częstochowy. Nie znalazł. Wypił piwo i poszedł na pociąg.
Taaaa...
Moi Drodzy!
Pijcie, póki możecie. Dobrze Wam radzę.
Ja na przykład tak się zorganizowałam, że biorę wino pod pachę i udaję się do klatki obok. ZAWSZE mam blisko do własnego łóżka.
wino piłam wczoraj na sabacie ;-) też dość blisko ta nasz góra
OdpowiedzUsuńa dziś Paskud serwuje żubróweczkę dawno nie pitą która bardzo mi smakuje
zatem na zdrowie !
Dziękuję. Też mam nalane ;)
UsuńCiężko z tym piciem,to prawda, w mojej grupie wiekowej (ha,ha,ha) też już trudno z towarzystwem do wypitki. Spotkania coraz częściej odbywają się przy kawie i herbatkach:)
OdpowiedzUsuńStukam się z paniami kufelkiem piwa:)
Ja tam nie rozumiem, dlaczego niby do kieliszka wina trzeba mieć towarzystwo. Do zjedzenia czekolady nie trzeba?
UsuńTeż się dziwię,ale nie wchodzi mi w samotności (może to i dobrze)
OdpowiedzUsuńMnie tam wchodzi. Ja się lubię napić z kimś inteligentnym ;)
Usuńwaterloo dokładnie tego samego argumentu używam jak wieczorem nalewam sobie wino ;-)
UsuńTo świadczy o jego uniwersalizmie :)
Usuń:))) tez prawda.
OdpowiedzUsuńDaję Ci powód. Chlapnij se :)))))
UsuńChlapnęłam i teraz mnie morzy, więc ciało me złożę w łoże.
OdpowiedzUsuńSee you.
aaaaaa, i donoszę iż odkryłam w czeluściach szafy antologię poezji polsko -łacińskiej 1470-1543:)))
Zdemoralizowałam Cię na wszystkich frontach!
UsuńI jeszcze się z twego cieszę, to jest sztuka!:)))
UsuńTo jest pasja! Och, jestem matką tego sukcesu...
UsuńA słownik pana K. Kumanieckiego:)
OdpowiedzUsuńzatem uzbrojonam;)
Chylę czoła :)
Usuń