1589
Niech mnie ktoś obudzi.
Remont uległ zakończeniu. A już zaczęłam się przyzwyczajać. Książki przeniesione, nawet dywanik pierdyknęłam na podłogę, żeby ocieplał atmosferę. Pozostał jeszcze tzw. hasiok, czyli wszystkie dziwne przedmioty, przechowywane w zabudowie pod skosem. Prezio wczoraj wyjechał i wróci w niedzielę, więc będę mogła dokonać selekcji w nastroju pokojowym. Czyli - bez walki (to MUSI zostać).
Albo mam manię prześladowczą, albo wszyscy mnie obserwują. Łącznie z osobami, których w ogóle nie znam. W dodatku każdy obserwuje coś innego. Pani, pracująca niedaleko mnie, wyznała dziś, że dokonuje systematycznego przeglądu obuwia, w którym przybywam do fabryki. Z kolei w plątaninie korytarzy napotkałam inną panią, co to jej - jako żywo - w życiu nie widziałam, i usłyszałam, że codziennie sprawdza, jakie mam... kolczyki. Faktycznie akurat mam nowe misie, które dostałam na urodziny od Prezesa. Jeszcze inna pani każdego dnia oszacowuje mi kiecki.
Postanowiłam walnąć im terapię szokową i przyjść kiedyś w dżinsach i glanach. Będzie jatka.
Wszyscy minimalnie się dziś snujemy, bo pogoda rozlazłości sprzyja. O poranku spotkałam zastępczynię szefa, która od jakiegoś czasu przestała wypierać moje istnienie. Ziewała, stojąc koło windy. Przywitałyśmy się.
- Barowo - zagadnęłam.
- Wnoszę prośbę o zgodę na powrót do łóżka - odpowiedziała i puściła do mnie oko.
Słowo daję, że chętnie bym się pod to podpięła. A tu wykład akurat. Wzory druków muszę przygotować. Zadzwonić do tej pani, co to wczoraj namiar dostałam. I pisać... Oszfak, tego nie chce mi się najbardziej. Do czego to doszło.
Dziś zaistniały tylko dwa elementy humorystyczne. Jakaś tam się snuła kuluarowa rozmowa o dzieciach.
- Ja mam jedno i zakończyłam działalność - oświadczyłam koledze (temu od Mission Imposible).
- Nie zarzekaj się, to jest tylko moment.
- Co ty taki robotny? - błysnęłam okiem szatańsko.
- A więc jednak mam szansę!!! Czekałem na tę chwilę. Zostaw to wszystko, patrz, tu jest pokój socjalny - IDZIEMY!
- Nie występowałam o wsparcie socjalne.
- Po prostu nie znasz możliwości. Nie dyskutuj, ja ci wszystko w tym pokoiku wytłumaczę. Bardzo... hmmm... dogłębnie.
- Nie przeżyłbyś dnia bez świntuszenia, prawda?
- Życie nie miałoby żadnego sensu - podsumował z mocą.
Parę minut później szef wygłaszał jakieś exposee.
- Ja mam problem z pańską żoną! - huknął w końcówce*.
- Szef ma problem z pańską żoną - szepnęłam do Małego Piotra i kolegi od socjalu. - Czy wy też macie problem z pańską żoną?
- Bynajmniej - mruknął Mały Piotr. - Nigdy nie mam żadnych problemów z cudzymi żonami.
- A ja mam - westchnął drugi kolega i, widząc nasze zaskoczone spojrzenia, dokończył - ale wyłącznie z własną.
- Hehe! Cierp ciało, jakżeś chciało - zemściłam się za pokój socjalny.
Weekend będę miała wolny, bo Prezesa, jak wiadomo, nie ma, a Zuzanna - dziecko moje jednorodne - rzuciła komunikatem, że się wydala. To zrobię imprezę. Rozłożę kanapę na dole, zaryję się w pościel i ani drgnę.
* Nie pytajcie. Jako żywo, nie mam pojęcia, o co chodziło, bo całą energię zużywałam na walkę ze snem.
Remont uległ zakończeniu. A już zaczęłam się przyzwyczajać. Książki przeniesione, nawet dywanik pierdyknęłam na podłogę, żeby ocieplał atmosferę. Pozostał jeszcze tzw. hasiok, czyli wszystkie dziwne przedmioty, przechowywane w zabudowie pod skosem. Prezio wczoraj wyjechał i wróci w niedzielę, więc będę mogła dokonać selekcji w nastroju pokojowym. Czyli - bez walki (to MUSI zostać).
Albo mam manię prześladowczą, albo wszyscy mnie obserwują. Łącznie z osobami, których w ogóle nie znam. W dodatku każdy obserwuje coś innego. Pani, pracująca niedaleko mnie, wyznała dziś, że dokonuje systematycznego przeglądu obuwia, w którym przybywam do fabryki. Z kolei w plątaninie korytarzy napotkałam inną panią, co to jej - jako żywo - w życiu nie widziałam, i usłyszałam, że codziennie sprawdza, jakie mam... kolczyki. Faktycznie akurat mam nowe misie, które dostałam na urodziny od Prezesa. Jeszcze inna pani każdego dnia oszacowuje mi kiecki.
Postanowiłam walnąć im terapię szokową i przyjść kiedyś w dżinsach i glanach. Będzie jatka.
Wszyscy minimalnie się dziś snujemy, bo pogoda rozlazłości sprzyja. O poranku spotkałam zastępczynię szefa, która od jakiegoś czasu przestała wypierać moje istnienie. Ziewała, stojąc koło windy. Przywitałyśmy się.
- Barowo - zagadnęłam.
- Wnoszę prośbę o zgodę na powrót do łóżka - odpowiedziała i puściła do mnie oko.
Słowo daję, że chętnie bym się pod to podpięła. A tu wykład akurat. Wzory druków muszę przygotować. Zadzwonić do tej pani, co to wczoraj namiar dostałam. I pisać... Oszfak, tego nie chce mi się najbardziej. Do czego to doszło.
Dziś zaistniały tylko dwa elementy humorystyczne. Jakaś tam się snuła kuluarowa rozmowa o dzieciach.
- Ja mam jedno i zakończyłam działalność - oświadczyłam koledze (temu od Mission Imposible).
- Nie zarzekaj się, to jest tylko moment.
- Co ty taki robotny? - błysnęłam okiem szatańsko.
- A więc jednak mam szansę!!! Czekałem na tę chwilę. Zostaw to wszystko, patrz, tu jest pokój socjalny - IDZIEMY!
- Nie występowałam o wsparcie socjalne.
- Po prostu nie znasz możliwości. Nie dyskutuj, ja ci wszystko w tym pokoiku wytłumaczę. Bardzo... hmmm... dogłębnie.
- Nie przeżyłbyś dnia bez świntuszenia, prawda?
- Życie nie miałoby żadnego sensu - podsumował z mocą.
Parę minut później szef wygłaszał jakieś exposee.
- Ja mam problem z pańską żoną! - huknął w końcówce*.
- Szef ma problem z pańską żoną - szepnęłam do Małego Piotra i kolegi od socjalu. - Czy wy też macie problem z pańską żoną?
- Bynajmniej - mruknął Mały Piotr. - Nigdy nie mam żadnych problemów z cudzymi żonami.
- A ja mam - westchnął drugi kolega i, widząc nasze zaskoczone spojrzenia, dokończył - ale wyłącznie z własną.
- Hehe! Cierp ciało, jakżeś chciało - zemściłam się za pokój socjalny.
Weekend będę miała wolny, bo Prezesa, jak wiadomo, nie ma, a Zuzanna - dziecko moje jednorodne - rzuciła komunikatem, że się wydala. To zrobię imprezę. Rozłożę kanapę na dole, zaryję się w pościel i ani drgnę.
* Nie pytajcie. Jako żywo, nie mam pojęcia, o co chodziło, bo całą energię zużywałam na walkę ze snem.
u mnie tez już po remoncie, u mnie też!!!!!! I posprzątane i jakbym miała siłę to bym pajacyka zrobiła ale nie mam. Szkoda że Szanowny dopiero we wtorek się / jak to uroczo określiłaś/ wydala i szkoda że nie na cały tydzień. Ale należy też się cieszyć drobiazgami więc dwa dni też dobre . Nirwany nie osiągnę ale oglądnę wszystko co sobie nagrałam.
OdpowiedzUsuńGRA-TU-LU-JĘ!!!
UsuńTrzymam kciuki za LB i oglądanie zaległości.
Znaczy masz już psychowanów, możesz zakrzyknąć jezdę popularą kobietą ! :D
OdpowiedzUsuńA w weekend się ruszysz, choćby po kawkę i dostarczyć żarcia kotom :)
i do kibla
UsuńPaćka! Kel wyrażans?!
UsuńCo ja się mam z tą paćką... No nie wychowasz!
Przeciez nie pisalam ze do sracza.
UsuńEwentualnie sroca (zależnie od regionu)
UsuńWidzę, że znakomicie nakręcacie się nawzajem :)
UsuńJakieś synonimy jeszcze mamy?
O,kiedys ze znajomymi spisalismy wiele nazw tego przybytku:)
OdpowiedzUsuńJakże przyjemnie brzmi np. ,,bardaszka"
Bardzo :)
UsuńGratuluję konca remontu!
OdpowiedzUsuńZDJĘCIA jakiesik bedom?
Jak posprzątam!
UsuńSwoim przybyciem na plac zabaw wywolałaś niezłe zamieszanie i zainteresowanie.Ubawiły mnie te obserwacje,ale własciwie to miłe.Ja też lubie patrzec na ciekawie i ładnie ubrane kobiety;)
OdpowiedzUsuńTo jest optymistyczne podejście.
UsuńTaka prawda, ubarwiasz dzień całym człowiekiem !
OdpowiedzUsuńTo może nawet i lepiej, że nie kawałkiem człowieka!
UsuńOtóż to!:)
OdpowiedzUsuń