1703
Wróciłam. Było ciudnie. Odcinek pierwszy prim. Miasto przywitało mnie zimnem i deszczem, na co nie wyrażałam zgody, więc nie zabrałam ze sobą żadnej stosownej odzieży. Dzięki mojej stanowczej postawie Pan Kierownik się opamiętał i już w piątek rozgonił chmury, słońce umieściwszy na właściwym miejscu. Wobec powyższego podziękowałam mu soczyście z balkonu domostwa martuuhy*, co przypuszczalnie przyjął z zadowoleniem, bo dziś było jeszcze piękniej. Ponieważ utknęliśmy w miejscu, którego wnętrza tak Wam się spodobały, zdradzę jeszcze, że była to nie byle jaka miejscówka, a martuuha, jak na gospodynię pełną gębą przystało, wybrała ją dla mnie z prawdziwym pietyzmem, podejrzawając, że radości nie będzie końca. I sprawdziło się. Pogubiwszy się uprzednio uczciwie, stanęłam przed bramą... państwa Borejków. Zwracam łaskawą uwagę PT Czytelników, że wytwórnia kołder nadal ma się znakomicie! Zgodnie ze stosownymi wskazówkami... ... pogalopowałyśmy z walizeczką dookoła, zbliżaj...