1646

Niestety, choć bardzo chciałam, nie mogłam się już dłużej opierać zakupom spożywczym. Czuję się co prawda odrobinę winna, ale na szalę rzucam obiad dla rodziny. Właściwie dwa obiady, bo na jutro również. Mam nadzieję, że mnie Pacia jakoś tam usprawiedliwi.

I właśnie o tym chciałam, o zakupach. Podjeżdżamy pod sklep*, wysiadamy, odbijamy się od zamkniętych drzwi. Na parkingu igły nie włożysz - cud, że się jedno miejsce znalazło - bo w kościele tuż obok odpust. Wokół kościoła porozstawiane budy.
- Kup mi baloooooonaaaaa - szarpię Prezesa za rękaw.
- Kapiszony se kupię - odpowiada z niezmąconą cierpliwością.
- Myślisz, że na odpustach sprzedają jeszcze kapiszony? - pytam, bo jak byłam dzieckiem, to sprzedawali. Ale to była epoka węgla. Niech będzie - brunatnego.
W tym momencie odnotowujemy wybuch w pobliżu. Oraz niebieski dym i rozochoconą młodzież. Znaczy - pewne rzeczy nie wychodzą z mody.

Zawracamy, naradzając się, dokąd pojechać. Przed nami, wzdłuż linii zaparkowanych samochodów, przechadza się mężczyzna w zaawansowanym wieku emerytalnym. Oraz o twarzy, która znamionuje niestronienie od większych objętości alkoholu przez ostatnie 60 lat. ALbo więcej - pewnie wcześnie zaczynał.
- Kurwa - monologuje. - Skurwysyny.
W tym momencie nas dostrzega i już ma słuchaczy. Pokazuje zamaszystym ruchem zaćkany parking.
- Skurwysyny jebane! Bieda, co? Bieda!!! Na chleb chuje nie mają! O!
Przemieszczamy się w milczeniu, co parkingowego mędrca wcale nie zniechęca.
- Wszystkich bym zajebał. Wszystkich!!!
Zastyga w oburzonym milczeniu, gdy wsiadamy do samochodu. Największego na parkingu...
- Chyba się trochę zdenerwował na nasz widok, co? - mruczy Prezes.
- Sprzeda butelki, kupi helikopter - wzdycham.

Jaki z tego wniosek? W niedziele wyglądamy na oberwańców. I ostatnich szmaciarzy. Oraz stanowimy dysonans poznawczy.




* Okazał się zamknięty (i musieliśmy pojechać gdzieś indziej) - od jakiegoś czasu powiększali powierzchnię i chyba wykorzystali weekend majowy na przemieszczenie regałów. Niestety. Nie znoszę wielkopowierzchniowych sklepów. Mój próg wytrzymałości kończy się na Kauflandzie.

Komentarze

  1. Trochę mi szkoda takich interlokutorów, jak ten wasz spotkany. Ale trochę jednak nie szkoda. Często im się aktywuje gen dwóch lewych łapek i potem już tylko pretensje zostają do tych, którzy robią coś poza piciem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwróć uwagę, jak żądaniowe podejście ma każda osoba z tzw. marginesu społecznego. Ja wiem, że jeśli chcę coś mieć, muszę na to zapracować. Ty też to wiesz. A jest mnóstwo ludzi, którzy uważają, że skoro ja mam i Ty masz, to im też się należy. I mają dostać. Bo my to na pewno ukradłyśmy.
      Gdy odchodził, mamrotał coś o złodziejach.

      Usuń
    2. No więc o to mi też chodzi. Zapomina się IM, że z nieba nic nie pada, że jak JA mam, albo TY masz, to ani nie kradzione, ani nie wyczarowane.
      Raz mi na parkingu awanturę zrobił pan_o_fioletowym_nosie. Uparł się, że mam mu załatwić pracę. Od teraz - zaraz i koniec. (szkoda dalej opowiadać, ale nie było to miłe).

      Usuń
    3. A to ja Ci lepszy numer opowiem. Mianowicie raz mi na parkingu awanturę zrobił pan_o_fioletowym_nosie. Że on pracy szuka już od tygodnia i nie ma!!!
      Ja wtedy szukałam od półtora roku...
      (Nie powiedziałam mu, ale miałam ochotę).

      Usuń
  2. piłeczkę na gumce, z kilem trocin w kolorowym pazłotku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo coś. Cokolwiek. Z odpustu można mieć cokolwiek. Byle mieć.

      Usuń
    2. wiatraczek

      Usuń
    3. Widziałam balon - Kubusia Puchatka. I na pewno mieli żelki. Choć nie widziałam.
      Kiedyś to były takie bransoletki z cukierków...

      Usuń
  3. Ze dwa lata temu mielim taki wielki rodzinny zjazd wspominkowy w tatowej wsi rodzinnej. Przy okazji odpustu. Panowie krewni w wieku od lat 6 do 86 (stryj, obecnie nieboszczyk) dostali amoku i wykupili chyba wszystkie strzelawki na straganach. To, co się później działo przypominało front wschodni. Ciotka - organizatorka załamywała ręce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, nie! To jest osobny temat. Dyskusyjny, czyli: każdy mężczyzna itd.

      Usuń
  4. Pisze amelia :)
    Niestety, poniważ się przeprowadzam, musiałam pojechać dziś do ikei, bo nie mam innego dnia na to. Całe miasto i okolice wpadło na ten pomysł. To było traumatyczne przeźycie. Kajam się i piersi okładam, ale musiałam :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Paćki Acani mówisz, jak rozumiem ;)))
      (Gdy ona w końcu przyjdzie, to się nam oberwie jak ta lala).

      Usuń
    2. Jak nic. Ale, proszpanią, usprawiedliwienie :)

      Usuń
    3. Wkopie nam. Nie boisz się? :D

      Usuń
    4. wisi mi. forsa mi się skończyła trzy dni po wypłacie i ni ma. więc nie mówiąc nikomu wcielam w życie plan nie kupowania niczego tak długo jak się da. znalazła się nawet biała kiełbasa kupiona w grudniu. a do Ikei jakbym kasę miała też bym z chęcią pojechała. co ja Wam będę wypominać. w końcu biedulki samochody macie to i zakupy robić musicie. ja swojego nie mam, wiec chłopa po wszystko wysyłam w największe korki.

      Usuń
    5. A dobrze mu tak! Niech stoi. I myśli ;)

      Usuń
  5. Ja niczego się nie boję. Ja muszę dwa koty przewieźć 350 km. I roślinność domową. I inne takie. To co ja się mam bać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedne koty. Nie będą szczęśliwe.
      Biedna Ty. Dadzą Ci popalić ;)

      Usuń

Prześlij komentarz