1659

Żeby nie skisnąć w samotności, wzięłam dyżur za imprezującą córkę i pojechałam do dziadków. Moja matka nie może tak zwyczajnie pójść do fryzjera na osiedlu. Ona musi chodzić do dwóch fryzjerów - ten drugi ma salon na zupełnie innym końcu miasta. Więc na osiedlu chodzi się farbować, a na drugi koniec miasta jest wożona do strzyżenia. I zwykle wozi ją Zuzia. A czasem - jak dziś - ja.

Tymczasem moja fryzjerka chyba się na mnie obraziła. Póki co, nie zwerbalizowała tego, ale widziałam, jak podniósł się jej kącik ust. Bardzo ładnie wyprofilowanych za pomocą kwasu hialuronowego. Jednak nie o kwas tu przecież chodzi, a o farbę. I właściwie sama jest sobie winna. Bo jak mnie zmusiła do zapuszczenia włosów, to one były układane do tyłu. Z tego powodu spod farby nieustannie wyłaziła siwizna. Siwków nie przyjmuję do wiadomości. Wypieram to. W związku z czym TO ONA mi poradziła, żebym kupiła czekoladową farbę i między strzyżeniami nakładała w newralgicznych punktach, czyli na linii połączenia ze skórą. A potem ścięłam te włosy i wszędzie zrobiła się linia połączenia ze skórą. Przy takiej długości włosów potrzebuję jedno opakowanie na dwa razy. Pobliski sklep drogeryjno - kosmetyczny, rozpoczynający się na eR, co rusz oferuje mi jakieś wyprze. W tym farb. Zdarza się, że koloryzacja kosztuje mnie 3,50. U fryzjera niezmiennie 45. Rachunek jest prosty.

Owszem, za czasów blondów bym tego nie zrobiła. Ale brązy nie są niebezpieczne. Nie zrobią się zielone znienacka i podstępnie. I teraz cierp ciało, jakżeś chciało.

Ręka do góry, kto przypuszczał, że będzie kiedyś mieć siwe włosy. Bo ja nie. Myślałam, że takie atrakcje zupełnie mnie nie dotyczą. A tu niespodzianka. W ogóle myślałam, że czwórka z przodu mnie nie dotyczy. Takie to nieprawdopodobne było. I masz. Zawiało, zagrzmiało i się zesrało. W dodatku jakby mimochodem.
Obecnie dużo czasu poświęcam myśleniu, że siedemdziesiątka mnie nie dotyczy. I to się nawet może sprawdzić. Wszakże średnia wieku bierze się również z zejść.

Obudziłam się dziś pod kocykiem z kociej skórki. Jedna część kocyka grzała mi stopę prawą. Druga tzw. podołek. Trzecia okrywała ramię lewe i wydawała niepokojące dźwięki. Kiedy się poruszyłam, całość kocyka zmieniła pozycję na pozałóżkową i zaczęła ciągnąć wyro w kierunku schodów. Nie, żeby schody miały jakieś znaczenie. Ale była 8:45, a normalnie śniadanie jada się około 5:30. Czyli wszystko się przeterminowało i istniała konieczność sprawdzenia, czy pod łóżkiem nie zalega kilogram karmy dla leniwych spaślaków. Aby to sprawdzić, łóżko należy przesunąć. I nie ma najmniejszego znaczenia, że ktoś na  nim leży.
W każdym razie Karolowi jedzie.
Teraz myślę, że gdy odchudzałam się za pomocą diety Dukana, to mnie też tak jechało. Proteiną.
Zęby oboje mamy zdrowe, więc należy podejrzewać przewód.

Wracając do domu wstąpiłam do lodziarni, w której bywam raz na dwa lata i kupiłam tort owocowo - lodowy. Albowiem stanowi on element diety cud (żrę i czekam na cud). Obecnie w zamrażalniku mieszka 75% tortu. A ja - o zgrozo - przygotowałam obiad. Bo pewnie pijaczka niebawem wróci i od drzwi żądać będzie posiłku. Foch.
Chyba zacznę stosować ten myk. Tylko muszę znaleźć kogoś, kto będzie robił imprezy, a potem mnie przenocowywał. Bo po czterdziestce to jest już wielce nieoczywiste.

Komentarze

  1. Idę do łazienki pooglądać sobie głowę, dokładnie, bo po domu nie noszę okularów, więc może coś ważnego przeoczyłam - rzekła ponuro i poszła do łazienki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pfffff... Ja mam siwe włosy od 20 lat. Więc uważaj, co tam gadasz, bo se nabazgrzesz i będzie!

      Usuń
  2. Jestem blondynką niefarbowaną jeszcze tuż przed czterdziestką i siwe włosy są. Cóż ... ;) co Ci będę pisała - wszystkie sobie tak kiedyś myślałyśmy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blondynkom jest łatwiej. Robiłam sobie pasemka i siwki po prostu wśród nich ginęły :)

      Usuń

Prześlij komentarz