1695

Wrrrr... Szef od rana nastawiony na focha, co się objawia wzmożonym bieganiem. Moim bieganiem.

A już najbardziej podoba mi się sytuacja, gdy oboje siedzimy przy swoich komputerach, on na parterze, ja na piętrze trzecim, i Szef mówi do mnie w te słowa:
- W prezentacji nie ma tego slajdu.
- Jest - odpowiadam.
- Nie ma.
- Czterdziesty piąty.
- Nie zawracaj mi głowy.
W takich sytuacjach po prostu uchodzi mi powietrze.

Albo zostaję w piątek po godzinach, bo mu się przypomniało, że nie ma wykładu. Nie mam z tego powodu wygenerowanych wyrzutów, bo i tak codziennie się spóźniam, więc może nawet dobrze, że czasem tu posiedzę - jakoś uczciwiej się czuję.
Siedzę najpierw z nim. Pietnaście pomysłów na minutę. Potem mówi:
- Nie, piernicz to. Zrób jedną, ale dużą.
I dyktuje mi, co ma być zawartością.
- Na ósmą w poniedziałek? - pytam.
- Tak.
Za pięć ósma oddaję wykład sekretarce, a jemu mówię:
- Wykład ma na swoim komputerze pana sekretarka, proszę powiedzieć, żeby przeniosła na palec.
- Ale miały być dwa wykłady!
Pfffff...

A już hit absolutny, czyli szczyt focha, był następujący.
- Po slajdzie 79. muszę mieć to, to i to.
Zapisuję. Potem on coś jeszcze miele i za chwilę wracamy do slajdu 79.
- Czyli, podsumowując: slajd 79... - zamyśla się.
- Doklejamy informacje z tym, tym i tym - podpowiadam, patrząc w notatki.
- Ty masz dyrektorskie nawyki! Ty mi mówisz, co ja mam robić! Chcesz się może zamienić?!
Pfffff...

Mam dużo zdrowego rozsądku i spokojna jestem jak ocean, więc się nie fantuję. Mówię: "Przepraszam bardzo, szefie". Ciśnienie lekutko mi skacze, ale myślę sobie: "Czy ja muszę mieć rację? Nie muszę. Wali mi to". I mówię: "Na pewno coś pomyliłam, byłam już zmęczona, przykro mi". I niech. Co mi tam.

Ach! Jeszcze obsikiwanie terenu.
- Kto ci to zlecił?
Odpowiadam.
- Ja tu jestem twoim szefem!!!
- To pozostaje poza wszelką wątpliwością. Ale po co się spierać? Nowy dostał, po budynku pobiegał, ludzi poznał, same zyski.
- Ale ja tu jestem twoim szefem!
- Owszem. I dlatego panu o tym mówię.

Mam nadzieję, że to koniec spotkań w gabinecie Szefa na dziś, bo inaczej dosypię mu trutki na szczury. Obojętnie do czego. Mogę nawet siłą do ust.

Komentarze

  1. Biedaczek, tak by się chciał przyczepić, a nie może. Mój też ma takie dni, kiedy jego głównym pretekstem jest szukanie pretekstu do zjebki. Andropauza w rozkwicie... To komentowałam ja, amelia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesz mówiłam, że nazywamy to mendopauza!
      (A czasem nawet paranoja, ale ciiii).

      Usuń
  2. Mendopauza made my day. Sprzedam jutro w robocie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz