1696

Usiłuję wysłać ludność na tę kąferęcję, w czym dyrekcja uporczywie mi nie pomaga. Mianowicie zezwoliła na wyjazd 3 samochodów. W które za cholerę nie mogę upchnąc wszystkich uczestników, których jest dwunastu (i ja na doczepkę).

Na pierwszy rzut oka wygląda, że bredzę, a na matematyce w szkole podstawowej zwykle przysypiałam, obżałszy się cukru w nadmiarze. Niespodzianka. Państwo nie uwierzy - w ósmej klasie to nawet startowałam w olimpiadzie matematycznej! Popsuło mi się w głowie dopiero w okolicach drugiej liceum. Przeanalizowawszy ten fakt dociekliwie i wielokrotnie, zwyczajowo dochodzę do wniosku, że musi mieć to jakiś związek ze zmianą nauczyciela. Na szalonego naukowca. Za to całkowicie nieszalonego pedagoga. Ale my nie o tym, bo zamierzam udowodnić. Nieomalże matematycznie.

Gdyż.

Do jednego samochodu wchodzą 4 osoby (można upchnąć 5, ale to okrutne na dłuższych trasach). Czyli mamy wysłanych 8. Trzeci samochód należy do Szefa (1, słownie: jeden). Ręka do góry, kto mu powie, żeby zabrał 3. pasażerów. I kto podwiezie mnie?! (Pytanie kluczowe).
Finalnie otrzymujemy cyfrę 9. Zostają 3 (i ja). Biez wodki nie razbieriosz. A dyrekcja obecnie ma mnie we wzgardzie. I co mu zrobisz.

Kulturalnie apeluję do sekretarki oraz pani "jajestemnadpanią", żeby spróbowały jednak z dyrekcją porozmawiać. Gdyż możemy wysłać te 3 osoby (pal sześć mnie) koleją, ale to nam drożej wyjdzie. Odzewu brak, wyjazd w czwartek bladym świtem.
W zasadzie postanowiłam lecieć na luzie. Wyżej dupy i tak nie podskoczę, że się tak wykwintnie wyrażę. Po prostu jutro przekażę kadrowej, jaki jest stan. I niech z tym robią, co chcą.
Ja jadę. Urlop podpisany. Mogę się komuś dorzucić do paliwa, a jak nie, to pojadę pociągiem. Owszem, wszyscy wiedzą, że ja się boję pociągów. Ale od czego napoje wyskokowe?

***

Poza tym nieuchronnie zbliża się termin składania wstępnych wniosków do grantów. Wobec czego w mej ostatniej komnacie w najwyższej wieży odnotowuję tabuny zwiedzających. Pomińmy łaskawie fakt, że mieli dwa miesiące, gdy to huśtali stópkami. Nie powinniśmy być czepliwi.
Bo duch się jakiś dziwny w narodzie odezwał. I naród zaczął oszczędzać.
Przychodzi, weźmy przykład, Kierownik Sześciu.
- Ile ci wyszło? - pytam kulturalnie.
- 592 tysiące - oświadcza z dumą.
- 4 miliony - podpowiadam.
- Ocipiałaś?!
- Masz zaplanować wydanie 4. milionów.
- To jest niemożliwe!!!
- Gówno tam niemożliwe. Ile zaplanowałeś stanowisk?
- Jedno.
- Dziesięć.
- No co ty?!
- No co ja? Część kosztów się rozkłada w takich przypadkach - pokazuję mu paluchem pozycje w kosztorysie. - O, to pomnożysz razy 2, to razy 3, to starczy na 10. Koszt sprzętu razy 10. Wyjdzie 4 bańki. Jak obszył.
- Ale przecież ja nie będę miał obsady dziesięciu stanowisk! - jego przerażenie wygląda na autentyczne.
- Uważaj, będę podpowiadać. Pacz mi pan na usteczka karminowe. Kto decyduje o obsadzie?
- No my.
- To teraz czule w oczy... Niniejszym masz obsadzonych 10.
- To jest nienormalne - popiskuje.
- Nie dyskutuj, tylko planuj. Przyjdą, zaczną ciąć, musi być z czego oddać. Połowę nam wezmą, dwie bańki zostaną, zrobimy 4 stanowiska i będzie z górką.
- Mówiłem, że jesteś szatanem?!
- Nie. Ale cenię odwagę. Nikt się dotychczas nie ośmielił.
- To zrobię 6.
- Jak matkę kocham, kopnę cię zaraz w jaja. O ile posiadasz. Nie potrafisz wydawać pieniędzy? Ja ci mogę pokazać, jak to się robi. Weź mnie i portfel do centrum handlowego. Wyznaczasz tylko czas i regulujesz rachunki. Dowolnie krótki czas. Udowodnię ci.
- 250.
- Za 250 to mi się nie opłaca wchodzić nawet do jednego obuwniczego, bo starczy na samotny pantofel.
- 6!
- 10 i bez dyskusji!!!

Ale już hitem czytania ze zrozumieniem jest kolega Wojtuś.
- Słuchaj... Bo jedna rzecz mnie martwi. My nie damy rady zrobić tego w pojedynkę.
- Zawiąż konsorcjum.
- To ja mogę?
- A jak sądzisz, od czego jest kratka: "konsorcjant - tak/nie"?
- Od konsorcjanta?
- Brawo! Wygrał pan lokówkę.
- Ale kto go wyznacza?
- A kto wypełnia wniosek?
- Że niby ja?
- Bingo! Do lokówki dokładam włosy. Nie jestem skąpa.

I teraz mam ubaw po pachy, bo dam sobie rękę obciąć, że nie pomyśli, żeby wejść w konsorcjum z kimś, kto z natury rzeczy ma szansę na łyknięcie grantu. Tylko obsadzi firmę kolegi pod szyldem "Konik Garbusek". Albo swoją prywatną. Bo ludzie są straszliwie nienażarte.

Tak sobie dumam, że do brania kasy to wszyscy chętni.
A jak przychodzi pomyśleć, to nagle zwiedzają ostatnią komnatę w najwyższej wieży.
I ciekawe, czy coś z tego będę miała.

Komentarze

  1. .......siwe włosy będziesz miała. Pod farbą

    OdpowiedzUsuń
  2. :) o kurcze, mój szef dostałby orgazmu i gdybyś mu powiedziała, że ma rozplanować 10 milionów to ... w pół godziny by to zrobił
    normalnie nie znam drugiego takiego faceta, który ma takiego hyzia na punkcie zakupów i wydawania pieniędzy... zwłaszcza tych, które nie pochodzą z jego prywatnej kieszeni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa... Tylko że do dofinansowywanych projektów naukowych to trzeba jeszcze zrobić mądrze. Wczasów na Kanarach komisyje mogą nie łyknąć ;)

      Usuń
  3. nie, no bez wczasów :) on tam ewidentnie na jakieś SYMPOZJUM o zwalczaniu Wścieklizny na księżycu by pojechał :P do tego ... 5 laptopów zamknąłby w szafie pancernej, na czas w jakim mają gwarancję... do tego ksero bez dupleksu z 5 sztuk, bo jak jedno się zepsuje to następne musi być w odwodzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Granty są na innowacyjne projekty naukowe :)
      Sympozjum to osobna osobność.

      Usuń

Prześlij komentarz