1693

Bicie jest złe. Każde bicie. Bez dyskusji.

Jestem stuprocentową przeciwniczką różnicowania pomiędzy "wychowawczym klapsem" a "zdrowym laniem". Nie da się tego w żaden sposób zmierzyć i zróżnicować. Nie można wyznaczyć właściwej siły nacisku, długości rozmachu, kąta padania razu. To niemożliwe. Intencje też nie mają tu nic do rzeczy. Wierzę, że nikt przy zdrowych zmysłam nie będzie lał swojego dziecka na zimno, wyliczając, ile razy walnie go w dupę, żeby "zrozumiało". Bo co właściwie ma zrozumieć?

Dzieci bije się w emocjach. Dajemy klapsy, kiedy już nas "nie starcza". Kiedy poddajemy się tak bardzo, że mgła zasnuwa nam oczy. Co tym dziecku komunikujemy? Nie mam już argumentów, nie potrafię cię przekonać, ale wciąż jeszcze jestem większa/większy i silniejsza/silniejszy i jeszcze mogę ci przypieprzyć na otrzeźwienie, mogę przemocą zmusić cię, żebyś zastosował/a się do mojej woli. Nie znajduję w takiej argumentacji niczego sensownego. Znajduję za to wskazówkę, którędy do piekła.

Nie, nie jestem bez winy. Mam dorosłą córkę. Za mną nieomal 20 lat wychowywania, nie zawsze łatwego. Nikt tak mnie nie potrafi wyprowadzić z równowagi, jak moja jedyna córka, którą przecież kocham nad życie i bez wahania dałabym się pokroić, wyskoczyłabym z okna, oddała wszystko, co posiadam. Wydaje mi się nawet, że jeśli trzeba by było ją chronić, mogłabym zabić. W dodatku zrobiłabym to bez namysłu. Gdyby na szali znalazłoby się życie mojego dziecka, gówno by mnie obchodziło czyjekolwiek inne. Powiedziałabym do hipotetycznego agresora: zdychaj. I zatłukła gołymi rękami bez listości. Nie zważając na nic. Powiem więcej: gdy ona przez kogoś płacze, naprawdę mam ochotę to zrobić. Do dziś.

A przy tym wszystkim nie jestem bez winy. Zdarzało się, że doprowadzała mnie do szewskiej pasji, krew zalewała mi oczy i waliłam w dupę. Dlatego ta notka jest dla mnie taka trudna. Bo ja się tego wstydzę. Strasznie. Koszmarnie. I wolałabym o tym zapomnieć. Żeby się nigdy nie zdarzyło. Żeby tego nie było. Żebym tak mogła stanąc przed Wami z podniesionym czołem i pierwsza rzucić kamieniem. Ale nie mogę.
Mogę za to, bazując zarówno na przemyśleniach, lekturze, jak i osobistystych doświadczeniach powiedzieć z całą mocą, że bicie jest złe. Nie ma dla niego żadnego usprawiedliwienia. I nie powinno mieć miejsca. Koniec i kropka.

Ci, którzy mają nadzieję, że to już koniec, srogo się zawiodą. Bo to był wstęp. Owszem, znam zasady i wiem, że wstęp powinien być krótszy niż rozwinięcie, ale mi się nie udało. Nie zawsze się udaje, więc luz. Wypuśćcie powietrze - nie udaje się nawet zawodowcom. W związku z czym możecie śmiało kichnąć na wiele uwag, dotyczących jakości Waszego tworzenia tekstowego. I w tym przypadku wszystkie, mniejsze i większe kamyczki zostawiam w kieszeniach.

Przy okazji wczorajszego upiększania stopy włączyłam telewizor. A przecież wiem, że to zło i chcę się dziada pozbyć z domu. Ale skoro jeszcze stoi, to włączyłam. I, ma się rozumieć, gorzko tego żałuję. Albowiem któryś tam program powtarza starsze odcinki Superniani. Z 2008. Jakieś licho mnie podkusiło, nie potrafię tego wytłumaczyć, wszak podkreślam wielokrotnie, że sprawy wychowawcze od dawna mało mnie interesują. Nie mam więc nic na swoje usprawiedliwienie.

No i obejrzałam TO. Nie odkryłam jeszcze, jak wstawić do bloggera film, niepochodzący z YT lub własnego dysku. W związku z tym podlinkowuję do możliwości darmowego obejrzenia. Nie trzeba tego oczywiście robić, gdyż zamierzam wyłuszczyć, o co mi chodzi. Jeśli ktoś miał nadzieję, że tego uniknie... była płonna.

Adremy. Superniania przyjeżdża do młodego małżeństwa - rodziców chłopca-trzylatka i trzymiesięcznej dziewczynki. Dzieciak faktycznie jest koszmarny, rodzice też niczego sobie, choć mama bardzo się stara i widać, że liznęła tego i owego. Tatuś natomiast ze wszystkich sił usiłuje zasłużyć na miano dobrego policjanta. Właściwie cały ciężar opieki nad dziećmi spoczywa na barkach mamy, a kto spędził z małymi dziećmi w domu choć tydzień, wie, o czym mówimy. Tego nie widać, ale bez trudu można sobie wyobrazić, że kobita nosem się podpiera.

I tu dochodzimy do rzeczy sedna. Mianowicie Superniania uczy właściwego (w jej mniemaniu) postępowania, po czym się wydala, a telewizja nadal nagrywa, jak tam postępy. Następnie Superniania wraca, by dokonać korekt. Na początek chwali mamusię, jak to dobrze sobie radzi. Potem zasiadają przy stole i analizują nagrania. We troje. Na jednym z nagrań matka, doprowadzona do ostateczności, strzela gówniarza w łeb.

Ja tego nie pochwalam i po to napisałam cały ten przydługi wstęp. Ale to, co zobaczyłam w programie, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Szlag mnie trafił, krew mnie zalała i miałam prawdziwą ochotę znaleźć uzasadnienie dla twierdzenia, że klaps na otrzeźwienie może być sensownym rozwiązaniem. Mianowicie miałam nieprzepartą chęć, by wstać i z całą mocą walnąć w ten durny ryj zarówno Zawadzką, jak i ojca dziecka, który okazał się dupkiem nad dupkami, znacznie gorszym niż podejrzewałam na początku.

Bo nad tą matką odbył się prawdziwy sąd. Na ławie oskarżonych ona - wstydząca się koszmarnie tego, co zrobiła, a ja ją rozumiem. Wcale tego nie chciała i wiedziała, że zrobiła źle. Gdyby mogła cofnąć czas, zrobiłaby to, co było wyraźnie widać. Z poczucia winy popłakała się i uciekła. Nikt nie udzielił jej wsparcia. Z wyżyn sędziowskich, gdzie wygodnie siedziała specjalistka, a sekundował z zapałem tatuś, padały słowa gorsze niż chłosta. Pan tatuś poddał nawet w wątpliwość swoją decyzję o ożenku z tą, a nie inną osobą. I był z siebie dumny. Taki moralny. Taki nieobecny.

Kurwica mną targnęła i przysięgam, że ominę każdą Zawadzką, jaką spotkam na swej drodze. Może nawet w pysk uda mi się nie strzelić, będę się starała. Choć z pewnością nie będzie mi łatwo. Bo ja to widzę inaczej.

Bezdyskusyjny jest fakt, że mama zrobiła źle. Ale ona o tym wiedziała! Odbyła sąd nad sobą, w którym stała się zarówno podsądną, jak i wymiarem sprawiedliwości. I wydała na siebie wyrok. Bezlitosny. A to, co jej było potrzebne, to WSPARCIE. Żeby wiedziała, jak uniknąć takich sytuacji, jak radzić sobie z emocjami, jak część obowiązków scedować na ojca, żeby nie zwariować i nie powtórzyć tego. A o tym nie było mowy.

Pozwolono jej odejść od stołu, a potem, gdy powróciła, łojono dalej. I to było WSTRĘTNE. Obrzydliwe, paskudne, głupie i ZŁE. I dlatego, jeśli jeszcze miałam jakiekolwiek wątpliwości, to teraz się ich pozbyłam. Dorota Zawadzka powinna zająć się uprawianiem ogródka i mieszaniem margaryny. Do tego się nadaje. Do poradnictwa... NIE. I niech ją ktoś zdzieli w ten durny łeb, żeby wreszcie to zrozumiała.

Kto bowiem nie rozumie, na jakie skrajne emocje, zmęczenie i wycienczenie naraża dwudziestoczterogodzinna, ciężka harówa przy dzieciach, ten niech zamknie gębę i zajmie się czymś, co będzie mniej szkodliwe społecznie.

Komentarze

  1. lucka-nie-humanitarna25 maja 2014 17:00

    Święte słowa. Nic nadto.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam ten odcinek, wtedy się poryczałam nad tą mamą, nad sobą, bo ja też niestety nie rzucę kamieniem. I przestałam oglądać i jest lepiej. Umiejętności opanowania swoich emocji nauczyłam się sama ale było to ch.. Trudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się nauczyłaś sama, to jest bardzo godne podziwu. Szapobas.

      Usuń



  3. Od kilku miesięcy jestem teściową ;) wiem jedno- zawsze bede wspierała synową . Mam zarąbiastą teściową- i mam zamiar przejąć pałeczkę po niej :) Pozdrawiam .Pani Joanno!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawadzka nie może udzielać naprawdę racjonalnych porad, gdyż parcie na szkło jej myślenie przyćmiewa, a co więcej, myślę, że ona średnio ma do czynienia z tematem, a widz w scenarzystach i wszelkich doradcach programowych się rozgrywa. Dawno temu obejrzałam jeden, czy dwa odcinki jej programu, nie powaliła mnie na łopatki, nie zainteresowała nawet - właśnie przez swoją jednostronność i marginalizację problemu. W życiu nie powierzyłabym jej mojego Nielata. Choć dziś, to zapewne powiedziałby jej sam - spadaj na drzewo durna istoto. ;)

    Z założenia nie oglądam, choć poradnik różne dziwne czytuję, aczkolwiek, zawsze widzę jak bardzo są statystycznie uśrednione i jak dobrze jest "wykręcić" zawartość ze trzy razy, a dopiero następnie odnieść ją do własnej, obejrzanej pod lupą z każdej możliwej strony, sytuacji osobistej :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz... nierozgarnięta ludzkość to widzi. I potem myśli, że tak ma być. Duże szkody społeczne :(

      Usuń
  5. E tam. Po co to w ogóle oglądać. Nie mogę się oprzeć przekonaniu, że to o parcie na szkło także u rodziców chodzi. I że im bardziej bulwersująco będzie tym lepsza oglądalność. To jest inna forma big brothera, czyli podglądactwa. Edukacyjnych wartości to nie ma, bo mieć nie zamierza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest słuszna słuszność! Po co w ogóle oglądać.
      Mocie recht, jak to się mawia na Śląsku.

      Usuń
    2. mam tego pełną świadomość niestety i czasem podejmuję z tą, czy tamtą znajomą próbe polemiki, ale... przebić się przez dogmat TV bywa trudno

      Usuń
    3. Przesz jak w telewizji mówili, to musi być prawda.

      Usuń
  6. Dziękuję Ci, Łoterlu, za ten tekst, bardzo. Bardzo bardzo bardzo. Bo ja nie popieram bicia ani trochę. I też,póki co, nie uderzyłam swoich dzieci nigdy i obym nie zrobiła tego nigdy - ale znam ten moment, gdy czerwono się robi przed oczami. Ja wtedy wrzeszczę. I też się tego wstydzę potem. Albo - jak młodsze - wezmę na plecy wcale nie delikatnie i zaniosę, gdy np. nie mam siły stać i pól godziny przekonywać dwulatka, że iść trzeba bo....No cholera, wiele mam takich momentów na koncie, gdzie się zachowałam nie tak, jak chcę się zachowywać wobec swoich bliskich, dzieci, męża... I wiem, że to, co jest potrzebne w takim momencie, to nadzieja na to, ze się nie jest tak do końca złym człowiekiem. Że da się radę postąpić inaczej, lepiej.

    W ogóle wsparcie jest nam wszystkim bardzo potrzebne, a tak mało się do daje - łatwiej ocenić, pouczyć, poczuć się na chwilę tym, co wie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozycja mentora jest łatwiejsza, bo wtedy nie jest się tak do końca człowiekiem. Nie ma się słabości, do niczego nie trzeba się przyznawać, robić rachunku sumienia, przemyśleć, ponieść konsekwencji. Mówi się po prostu, jak ma być i koniec. A kto by tam chciał latać po podwóku z gołą dupą, prawda? (Oprócz mnie).

      Cieszę się, że sprawiłam Ci tyle radości :)

      Usuń
  7. Nie rzucę kamieniem, mam niechlubne momenty w życiorysie i bardzo,bardzo mi wstyd,wręcz nie potrafię sobie tego wybaczyć, że taka głupia byłam. Szczęściem prędko zrozumiałam.
    .....
    Z drugiej strony ta presja innych,rodziny,dziadków (!), pierwsi do karania,do klapsów,do zmuszania dzieci do uległości i podporządkowania., i od razu,z mety, ż e do dupy matka co nie potrafi porządku zrobić z dzieckiem...
    Bo nas karano biciem, to takie ocz\ywiste i normalne. W domach które znam zawsze była jakaś,,dyscyplina", ,,harap" czy zwyczajnie pasek.
    Nim straszono,ale i bito.
    Wyplenić ten zapęd u siebie, zrozumieć, że nie tędy droga. Bicie to zło ! Niektórym nie przetlumaczysz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz sobie. Do tego nie da się powrócić, dziewczyny na pewno dawno Ci wybaczyły.

      Usuń
  8. I ja dziękuję Ci za ten wpis. Sumienia czystego to i ja nie mam. Jak ognia unikam karania, karcenia, znęcania się, choć czasami, ooooch, czasami prawię eksploduję z bezsilności i niemocy wobec nieletnich. Lecz z całym szacunkiem - kto owemu panu dał prawo do osądzania? Kimże on? Panbukiem? Chodziło o to, żeby dobrze wypaść na wizji?
    Tu są dwa wątki. Może i więcej, ale skupię się tylko na tych. Pierwsza to bicie. Matka nie wyrobiła i trzepnęła. Zdarzyło się, mleko rozlane, nie cofniesz. Można pójść do młodego wieczorem, na spokojnie opowiedzieć o emocjach, przeprosić. Nieprawda, że niczego to nie zmieni. To pewna lekcja. Że rodzic superdoskonały nie jest i nerwy zawodzą, emocje puszczają. I ty, dzieciaku, też jesteś człowiekiem. Opowiedz mi, co wtedy czułeś? A co czułeś wcześniej?
    Teraz wątek drugi. Ojczuś. Gnębiciel. Monarcha. Nie, sorry, monarcha dawno, dawno temu, kiedy rządził, musiał to robić mądrze. Dlaczego nie wybiegł za żoną? Jej reakcja nic nie dała mu do myślenia? Nie chciał się narazić Zawadzkiej? Wybielić się chciał wieszaniem psów na ślubnej? Jak chce być wzorem dla dziecka/dzieci, skoro nie potrafi olać kamery oraz całego szoł i ratować tego, co mu jeszcze z rodziny zostało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak chce być wzorem dla dziecka, skoro bierze w czymś takim udział?!

      Dziękuję Ci za wypowiedź, Dorotko!

      Usuń

Prześlij komentarz