1668

Co ja, mianowicie, miałabym do ogłoszenia około południa 14 maja?

Nic ciekawego nie przychodzi mi do głowy.

Ludzi na sympozja wysyłam.
Sprawozdania piszę.
Prezentacje przygotowuję.
Pozytywne nastawienie do pracy wykazuję.
Ludzkość kopniakami poganiam*, żeby pisała, a następnie oddawała mi te wypociny.
Na tę okoliczność licznych marudzeń wysłuchuję.
Nic sobie z tego nie robię.
Wywalam ozór i określam, co do centymetra, gdzie mnie może rzeczona, zniechęcona ludzkość pocałować.
Następnie uciekam i mylę pogonie, gdyż część ludzkości natychmiast pożąda przystąpienia do realizacji. Co ciekawe, jest to wyłącznie część płci zdecydowanie przeciwnej.
Barykaduję się w pokoju, ponieważ część części ludzkości wykazuje podziwu godne samozaparcie i odnajduje mnie w dobrze zakamuflowanym miejscu pobytu, żądając wywiązania się z obietnic.
Strugam wariata, puszczam strużkę śliny w kącika ust moich korali i niczego sobie nie przypominam.
Uffff...

I tak się toczy dzień za dniem.
Najbliższy urlop: 29 - 30 maja. półurlop, bo przecież wszyscy jedziemy do martuuhy. Ciekawe, czy ma tak dużą chałupę, by pomieścić ten rozochocony zespół szaleńców. A przynajmniej mnie.


* Ostatnio kątem ucha do mię doszło, że jakaś ludzkość mówiła, żeby mnie wepchnąć do tej zepsutej windy, a następnie rżnąć głupa. Nazwiska zostały odnotowane w Drogim Pamiętniczku.

Komentarze