1686
Nie wiem, jak to jest.
Zupełnie nie wiem, jak to jest, być dorosłym, niezawisłym człowiekiem i dbać o siebie. Dokąd sięgam pamięcią, moja dorosłość była dbaniem o drugiego człowieka. Kiecka dla mnie? Nie, gatki dla dziecka. Wyjazd na weekend z jakimś miłym panem? Nie, zielona szkoła. Nowe buty? Oj, tak!
- Mamo! Patrz, jak mi szybko stopy rosną...
Zupełnie nie wiem, jak to jest, budzić się leniwie we dwoje. Decydować, co dziś robimy: może romantyczny wieczór tylko dla nas lub wypad do kina albo impreza z przyjaciółmi. Weźmy oboje urlop na żądanie i poleniuchujmy.
- Mamo! Jestem głodna!
Zupełnie nie wiem, jak to jest, kupić wyjazd last minute i uciec na Wyspy Owcze. Pić wino przy księżycu, włóczyć się na wypożyczonym motorze, rozbić gdzieś namiot - byle gdzie, spać do południa, kąpać się nago w jeziorze w blasku gwiazd.
- Mamo, a moja klasa jedzie na wycieczkę. Ja też chcę!
Zupełnie nie wiem, jak to jest imprezować do białego rana, a potem wstać z bólem głowy albo wcale nie wstać, bo się cierpi. Nie sprzątać. Nie prać. Olać coś.
- Mamoooo, nudzi mi sięęęęęę...
Zupełnie nie wiem, jak to jest, wyłączyć telefon i mieć gdzieś.
- Mamo!!! Ja dzwonię, a ty nie odbierasz!!!
Nie wiem.
Nie wiem tylu rzeczy, naprawdę. A przez to, że nie wiem, to i nie jest mi żal. Nie tęsknię za utraconym samostanowieniem. Za beztroską i lekkomyślnością. Dokąd sięgnę pamięcią, byłam odpowiedzialna. Nie prowadziłam ryzykownie, bo miałam dla kogo żyć. Nie skakałam ze spadochronem, bo miałam dla kogo żyć. Nie wydawałam wszystkich pieniędzy, bo musiałam coś mieć na czarną godzinę. Nie rzucałam pracy, nawet gdy było ciężko, tylko zaciskałam zęby - alleluja i do przodu. Całe życie byłam punktualna, bo Ona na mnie czekała. Wiedziałam, że czeka, więc nie mogłam się spóźnić.
Tak mi zostało.
Zaledwie jeden raz w życiu tupnęłam nogą, że zatrzęsły się ściany. I zachowałam się nieodpowiedzialnie - odeszłam z pracy nie mając nic w zanadrzu. Nie żałuję, ale też nie powtórzę.
Cieszę się, że to zrobiłam. Finalnie wyszło na to, że została matką domową, kiedy moje dziecko bardzo mnie potrzebowało.
Nie mam pojęcia, jak to jest: mieć tylko siebie.
Ale nie żałuję.
Nie tęsknię.
I wcale nie chce mi się tego sprawdzać.
Widocznie zostałam stworzona, żeby od razu być duża.
I już.
Zupełnie nie wiem, jak to jest, być dorosłym, niezawisłym człowiekiem i dbać o siebie. Dokąd sięgam pamięcią, moja dorosłość była dbaniem o drugiego człowieka. Kiecka dla mnie? Nie, gatki dla dziecka. Wyjazd na weekend z jakimś miłym panem? Nie, zielona szkoła. Nowe buty? Oj, tak!
- Mamo! Patrz, jak mi szybko stopy rosną...
Zupełnie nie wiem, jak to jest, budzić się leniwie we dwoje. Decydować, co dziś robimy: może romantyczny wieczór tylko dla nas lub wypad do kina albo impreza z przyjaciółmi. Weźmy oboje urlop na żądanie i poleniuchujmy.
- Mamo! Jestem głodna!
Zupełnie nie wiem, jak to jest, kupić wyjazd last minute i uciec na Wyspy Owcze. Pić wino przy księżycu, włóczyć się na wypożyczonym motorze, rozbić gdzieś namiot - byle gdzie, spać do południa, kąpać się nago w jeziorze w blasku gwiazd.
- Mamo, a moja klasa jedzie na wycieczkę. Ja też chcę!
Zupełnie nie wiem, jak to jest imprezować do białego rana, a potem wstać z bólem głowy albo wcale nie wstać, bo się cierpi. Nie sprzątać. Nie prać. Olać coś.
- Mamoooo, nudzi mi sięęęęęę...
Zupełnie nie wiem, jak to jest, wyłączyć telefon i mieć gdzieś.
- Mamo!!! Ja dzwonię, a ty nie odbierasz!!!
Nie wiem.
Nie wiem tylu rzeczy, naprawdę. A przez to, że nie wiem, to i nie jest mi żal. Nie tęsknię za utraconym samostanowieniem. Za beztroską i lekkomyślnością. Dokąd sięgnę pamięcią, byłam odpowiedzialna. Nie prowadziłam ryzykownie, bo miałam dla kogo żyć. Nie skakałam ze spadochronem, bo miałam dla kogo żyć. Nie wydawałam wszystkich pieniędzy, bo musiałam coś mieć na czarną godzinę. Nie rzucałam pracy, nawet gdy było ciężko, tylko zaciskałam zęby - alleluja i do przodu. Całe życie byłam punktualna, bo Ona na mnie czekała. Wiedziałam, że czeka, więc nie mogłam się spóźnić.
Tak mi zostało.
Zaledwie jeden raz w życiu tupnęłam nogą, że zatrzęsły się ściany. I zachowałam się nieodpowiedzialnie - odeszłam z pracy nie mając nic w zanadrzu. Nie żałuję, ale też nie powtórzę.
Cieszę się, że to zrobiłam. Finalnie wyszło na to, że została matką domową, kiedy moje dziecko bardzo mnie potrzebowało.
Nie mam pojęcia, jak to jest: mieć tylko siebie.
Ale nie żałuję.
Nie tęsknię.
I wcale nie chce mi się tego sprawdzać.
Widocznie zostałam stworzona, żeby od razu być duża.
I już.
moim ulubionym postem u ciebie jest "zostajesz matką ", ten równie chwytający:)
OdpowiedzUsuńA kiedy to było, bo zupełnie nie pamiętam?
Usuń18 lutego 2012 mam w zakładkach ;)
UsuńIdę.
UsuńTa z 28 lutego o korepetycjach też jest fajna :)
Usuńsanto subito.- piękne!
UsuńPacz Pani - miewam jakieś przebłyski, hehe.
UsuńNie może to być :) Myślałam, że tylko ja tak mam :)
OdpowiedzUsuńale przyznam Ci się, że o jednej z wymienionych przez Ciebie rzeczy marzy mi się od jakiegoś czasu :P
chciałabym spróbować tego wersu: "Zupełnie nie wiem, jak to jest, budzić się leniwie we dwoje. Decydować, co dziś robimy: może romantyczny wieczór tylko dla nas lub wypad do kina albo impreza z przyjaciółmi. Weźmy oboje urlop na żądanie i poleniuchujmy."
tylko inny mam z tym problem niż "Mamo, jestem głodny!" ... bo 18-latek już wie gdzie mamy lodówkę ;)... choć faktycznie - zdarza mu się zapominać i cierpi na amnezję, zawsze kiedy mama, czyli ja, jestem w domu...
Zostaw mu rano kartkę, że wracasz o 16 i oczekujesz obiadu ;)
Usuńbyłoby ciężko :) bo ja wracam w piątki... i już testowałam :) ... i skończyło się na tym: Ale wiesz Mamo, że jak będziemy jeść tak często (co piątek) naleśniki, to nam się przejedzą... ;) i gadaj to z takim :)
UsuńO, przepraszam. Masz prawo uwielbiać naleśniki i kto Ci zabroni :)
UsuńNajwyższy czas nadrobić i obudzić w sobie dziecko.
OdpowiedzUsuńOno i tak się upomni o swoje, ale wtedy to już będzie z przytupem i na żądanie:)
Ale ja nie mam problemu z deficytem. Nie potrzebuję tego tak bardzo, jak wyjazdów na narty. Nie jeżdżę i nie zamierzam.
UsuńTo wszystko o mnie. Ale też nie żałuję, że tak jest.
OdpowiedzUsuńNie mamy punktu odniesienia :)
UsuńDziwnie. Wszystko co tutaj czytam świadczy właśnie o tym, że to wszystko realizujesz, że właśnie teraz masz i ten czas i te możliwości. Ale może to tylko parabole, metafory i fikcja literacka, słowa, słowa, słowa. W końcu to tylko blog. ola
OdpowiedzUsuńWiesz, mogłam napisać jednozdaniową notkę: "Nigdy nie byłam i nie będę singielką bez rodziny". Tylko co wtedy skomentować? To nie przemyślenie, tylko suchy fakt.
UsuńA blog? Taka sama gombrowiczowska gębą, jak każda inna, prawda?
Kobieto jestes cudowna ,ciepła ,inteligentna bestia o krasomowczych talentach! Twoje opisy sytuacji sa genialne ! Czyta sie ciebie i ciagle cie mało ? Chciałoby sie ciebie miec na własność jako przyjaciela. Coraz mniej jest ludzi takich, którzy zwykłym uśmiechem wnoszą w nasze życie tak wiele.
OdpowiedzUsuńLudzi , którym pewne rzeczy przychodzą mimochodem, z przymrużeniem oka. Znalazłam twojego bloga wczoraj? Powoli delektuje sie lektura i jawisz mi sie jako przesympatyczna osoba. Moze moj komentarz nie bardzo pasuje pod tego posta ,ale to nie o to chodzi. Pisz wiec kobieto i wywoluj uśmiech na wielu pyszczkach! Ty nasza Polska Bridget !
Ozusmaryjo!!! Tyle pochwał w jednym miejscu?! Najpierw żem se musiała sprawdzić, o czym wogle była notka, która wywołała u Ciebie tyle emocji. A tu, prawda, temat macierzyństwa. Nośny, c'nie? Weź jeszcze ogarnij te o butach. I daję słowo, postąpię kiedyś pewnie zgodnei z radami PandeMonii i zacznę pisać o seksie. A właściwie o porażkach w seksie, bo to jest najśmieszniejsze :)
UsuńWitam Cię. Zapraszam. Zostań z nami na dłużej - będzie z pewnością hardcore'owo. Jeśli nie wymiękniesz przy mojej aktualnej szajbie, czyli "kupujemy dom".